Krew, pot i łzy czyli moje spotkanie z Czarną Afryką

Trasy, przygotowania, wspomnienia
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

...kurz powoli opadał. Zaczynam się więc rozglądać czy jestem tu sam. Nigdy do tej pory nie byłem w takiej sytuacji. Na razie za wiele nie widać. Cicha cisza, taka najcichsza z cisz, jedyne co słyszę jeszcze w uszach to głuchy dźwięk wyłączającej się kamery, kamery , która wyłączyła się sama trącona przez torbę na zbiorniku... Delikatny wiatr powolutku rozwiewa resztki pyłu i goni go dalej, w stronę pól jednocześnie osuszając moje spocone plecy. Mym oczom ukazuje się biegnąca ile tylko ma sił w nogach staruszka z dzieckiem. Widzę jak lamentuje. Co robić, co ku.... robić !! Wyciągam do góry kciuk, to powinna zrozumieć! Niestety - nie pomaga. Staram się ją przytulić i uspokoić – to również zawodzi, kobieta jest w jakimś amoku, jest strasznie przerażona. Schylona zaczyna oklepywać moje spodnie z kurzu nadal lamentując. Dziecko, specjalnie nie określam płci bo już 3 razy złapałem się na tym, że ją pomyliłem, stoi i obserwuje wszystko wielkimi, pięknymi afrykańskimi oczyma. Kurz już dawno opadł, teraz widzę co i dlaczego się stało, widzę dokładnie – centymetr po centymetrze, metr po metrze. W mojej głowie film cofa się i oglądam ostatnie sekundy raz jeszcze, tym razem jak by trochę przez mgłę ale przelatuje mi to wszystko jeszcze raz. W końcu budzę się z letargu bo kobieta stoi już przede mną, wyprostowana, już trochę spokojniejsza bo widzi, że nic mi nie jest. Nadal jednak trzyma swoje spracowane dłonie na twarzy. Powoli zaczyna nawiązywać się nic porozumienia, bez barier w końcu jesteśmy tylko ludźmi!
Jestem koło małej wioseczki po środku niczego. W dodatku jest pusta - mężczyźni na polu lub po prostu gdzieś na targu, kobiety podobnie, dzieci zapewne w szkole - zostaliśmy tylko my, we trójkę - ja, przybysz z odległych krain, kobieta i dziecko. Ściągam kask, kurtkę. Rzucam to wszystko w resztki spalonej słońcem trawy. Spluwam resztki piachu jaki mam w ustach, dopiero teraz czuję co się stało wszystkimi zmysłami. Boję się odwrócić ale no cóż, kiedyś trzeba – zerkam za siebie na...

Może jednak zacznijmy od początku...

Był nasty dzień wyjazdu, wyjazdu życia jak sobie przed nim wmawiałem choć już podświadomie wiedziałem, że Maroko to nie jest to na czym chciałbym skończyć. Już tam, w 2012r. w pewnych okolicznościach, w pewnym miejscu zapragnąłem większej przygody, większej swobody, prawdziwej wolności – po prostu przygody. Takiej prawdziwej, męskiej ale nie pozbawionej głębokich przeżyć. Wsiąść na motocykl i pojechać tam gdzie ja chcę, tam gdzie moje oczy poniosą mnie i mojego Transalpa, tam gdzie niebo spotyka się z ziemią, do linii zwanej horyzontem.

I wiecie co? Pojechałem tam i dziś już nic więcej się nie liczy... !!! NIC!

Opowiem Wam o tym, tu i teraz. O krwi, pocie i łzach. Było wszystko!
Awatar użytkownika
uziel2
Posty: 540
Rejestracja: 22 lut 2010, 13:01
Lokalizacja: Iwonicz
Kontakt:

Zapowiada się mega opowieść. Czekam..... ;-)
...nie umiem jeździć... ale lubię !!!
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Znając Neno troche sobie poczytamy zimową porą ;-)
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
Wojtek
Posty: 4727
Rejestracja: 10 sty 2009, 23:32
Lokalizacja: XXX

No nareszcie Neno, bo już myślałem, że Cie czarni porwali ;-)
Awatar użytkownika
czarnuch
Posty: 1261
Rejestracja: 17 mar 2010, 9:57
Lokalizacja: WROCŁAW
Kontakt:

My nikogo nie porywamy... NENO czekamy z niecierpliwością :mrgreen:
Doświadczenie przychodzi z wiekiem...najczęściej jest to wieko od trumny ;-)
Awatar użytkownika
Herflick
Posty: 1676
Rejestracja: 19 lip 2009, 20:31
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Wy nie porywacie.. wy żrecie ich bez pytania!!
Jestem "nieumi" i o tym wiem, o tym wiem, że jestem "nieumiem"
Wojtek
Posty: 4727
Rejestracja: 10 sty 2009, 23:32
Lokalizacja: XXX

Uderz w stół a a nożyce się same odezwą :mrgreen:
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

Neno, nie wiem, czy jest sens pisać książkę. Jestem przekonany, że wersja 'odcinkowa' dodaje trochę Twojego ulubionego suspensu. Do marca już nie długo, więc liczymy, że odcinki tegoroczne będą dłuższe! :-)
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Przygód było tyle, że starczy i na relację i na dobrą (mniemam) książkę ;)
Wieczorem pewnie coś podrzucę - do kolację!
Odcinków będzie dużo, będę pewnie dodawał je częściej za to krótsze.

[ Dodano: 2012-12-19, 19:44 ]
Była zima, za oknem biało i mroźno. Wiatr wiał z całych sił rozwiewając płatki śniegu po okolicznych podwórkach. Stałem w oknie z nosem przyklejonym do szyby. Pustka. I na zewnątrz i w sercu. W portfelu również. Ale coś trzeba było robić. Po pracy, której zimą mam naprawdę niewiele miałem mnóstwo czasu na rozmyślania, na marzenia, na plany. Zacząłem więc szukać partnera. Miał mieć marzenia podobne do moich, podobne ideały, sposób bycia. Żaden „mistrz” - po prostu skromny człowiek nie wywyższający się ponad innych. Miał być odważny by w odpowiednim momencie podtrzymać mnie - tchórza na duchu, potrafić jeździć w terenie by torować drogę, miał mieć możliwość wzięcia długiego urlopu i jakieś doświadczenie w podróży. I nie wiem dlaczego ale chciałem by jeździł taką samą maszyną jak moja. Miałem już kogoś takiego na oku od dawna. Oczarował mnie swoją samotną podróżą, i niby to tylko Grecja ale człowiek mi zaimponował, bo lubił to co ja – spartańskie warunki, minimum kosztów, maksimum przygody. Tak, takiego kogoś szukałem. Pamiętam jak dziś jego walkę z trudnym terenem na trasie jednego z rajdów, pamiętam jak fantastycznie piasek wylatywał spod tylnej opony jego motocykla. Szczęka mi opadła i to nie tylko ta w kasku... On walczył – ja objeżdżałem to miejsce szeroki łukiem. On wygrał z terenem, ja znów czułem się pokonany. Nie chciałem się tam pakować – po prostu bałem się, bałem się, że zrobię sobie krzywdę! Być może to wtedy zapadła już decyzja, że to on... Tylko teraz jak go namówić, jak go przekonać ? A może nie będzie chciał ?

Spojrzałem w lewo na opartą o ścianę, kupioną rok temu deskę snowboardową. Serce mocniej zabiło ale szybki rzut oka do portfela uświadomił mi, że nie ruszę jej stamtąd w tym roku. Takie było postanowienie – w tym roku odkładamy na coś wielkiego, jeszcze nawet nie wiedziałem na co. Tak mijały dni. Wskazówka zegara biegła niemiłosiernie szybko, kartki z kalendarza zapełniały kosz na śmieci a depresja nie mijała. Śnieg sypał dalej a ja nawet nie zmieniłem w aucie opon na zimowe by nie kusić dalszego wyjazdu. W sumie nie jeździłem wcale. Akumulator dawno wyzionął ducha.

Ktoś rzucił linka do jakiegoś konkursu, od niechcenia, z nudów ale również z nadzieją skleciłem kilka marnych zdań i nadal pogrążałem się w letargu .... Imprezy, wizyty znajomych pomagały ale tylko gdy opadał zgiełk, gdy cichła muzyka, gdy tylko przestawałem czuć ciepło bliskich mi osób robiło się strasznie. I tylko mój pies dawał mi nadzieję, że jak tylko przyjdzie wiosna ruszę gdzieś w końcu. Może nie do Maroka, nie na Saharę ale przed siebie, w poszukiwaniu wolności.
Tymczasem śniegu przybywało, wiatr wiał jeszcze mocniej, mróz był coraz bardziej siarczysty a ja... dołowałem się dalej. Pewnego popołudnia zadzwonił telefon
-Cześć, tu Ania – brzmiał ciepło kobiecy głos
-Cześć – odpowiedziałem zmieszany, bowiem nie często dzwoni do mnie jakaś niewiasta i w ogóle jakiś taki nieśmiały jestem.
- Chciałam Cię poinformować, że zostałeś zwycięzcą naszego konkursu, wybraliśmy Cię na testera naszego kombinezonu – mówiła dalej
Zapadła cisza. Krew zaczęła mi pulsować szybciej niż widziałem bezwładnie spadające ciało jakiegoś turysty gdzieś w górach, serce waliło szybciej niż w momencie gdy naczepa TIRa wypadając na zewnętrzną zakrętu szła prosto na mnie. Niby po ciuchu liczyłem, że się uda ale po reakcji mojego ciała można śmiało powiedzieć, że się tego nie spodziewałem.
-Halo, Erneście ? Jesteś tam ? - zapraszała swym głosem do kontynuowania rozmowy, do skomentowania zaistniałej sytuacji.
Przełknąłem ślinę...
-Jestem, jestem – wyszeptałem nieśmiało próbując ukryć moje zmieszanie.
-Za moment wyślę Ci wytyczne jak masz się pomierzyć a jeszcze lepiej to zapraszamy do nas jak najszybciej, sami Cię zmierzymy i uszyjemy jak najszybciej – ciągnęła dalej Ania.
-Dobrze... - odpowiedziałem, na tyle tylko mnie było stać. Nie potrafiłem w tej chwili pokazać nawet jak bardzo się cieszę, jak jestem wdzięczny za okazane mi zaufanie. Po prostu zatkało mnie.
- To czekamy na Ciebie – usłyszałem
- Przyjadę najszybciej jak tylko będę mógł – odrzekłem i pożegnałem się grzecznie.

Minutę później skakałem jak idiota, jak dziecko które dostało długo oczekiwaną rzecz. Mój pies chyba wyczuł moje zadowolenie bo skakał ze mną, nawet nie wiem czy nie był szczęśliwszy ode mnie, czy nie skakał wyżej i nie wydawał głośniejszych oznak zadowolenia. Pewnie miło mu było znów zobaczyć uśmiech na twarzy swojego pana. Tak, już od dawna nie byłem taki szczęśliwy.

Po kwadransie przyszło opamiętanie. Zacząłem przeczuwać w tym jakiś podstęp. Pewnie któryś z moich znajomych którym się pochwaliłem, że wysłałem takie zgłoszenie zrobił mi psikusa. Eh..ja głupi, tak się dać nabrać a oni pewnie stoją pod drzwiami i się nabijają ze mnie. Ale co tam, odpaliłem komputer, porównałem numery telefonów i w końcu dotarło to do mnie, że właśnie dostałem prezent od losu, że otworzyły się przede mną drzwi małych ale jednak możliwości. Była szansa a ja postanowiłem ją nikczemnie wykorzystać. Tak oto zostałem testerem Firmy RET BIKE.
Marzenia się spełniają trzeba tylko czasem o nie trochę powalczyć. No, może trochę bardziej niż trochę. Najlepiej jak lew lub …. tygrys ale do tygrysa jeszcze wrócimy w tej opowieści ;)

Leżąc na kanapie wpatrywałem się w sufit i kombinowałem dalej. Ogólnie to bardzo dużo myślę, czasem wydaje mi się, że za dużo. Przecież mam zacny kombinezonik, myślałem, który spieniężając można śmiało uznać za gotowe ciasto na wyjazd na Bałkany lub za rozczyn pod coś większego. Jako cukiernik zdecydowanie wybieram rozczyn! Temperatura się podnosi więc i rozczyn zaczyna rosnąć...

Mijały dni, szukałem pretekstu by wyrwać się do stolicy. Doczekałem się. Nieśmiałym krokiem przekroczyłem drzwi siedziby Firmy RET BIKE w Łomiankach. Przywitałem się grzecznie z Anią, potem z pozostałymi pracownikami firmy. I tak to się wszystko zaczęło! Maszyna ruszyła. Maszyna o nazwie Wagadugu_2012 i nic nie mogło już jej zatrzymać...
Awatar użytkownika
arrasq
Posty: 770
Rejestracja: 06 lut 2009, 15:04
Lokalizacja: Toruń
Kontakt:

a miałem kupić książkę jakąś a tu masz... Czekam na dalsze części opowieści :)
mariusz.malczyk
Posty: 29
Rejestracja: 27 lip 2012, 14:35
Lokalizacja: Szwecja

naprawdę super nic nie jest w stanie przerwać mojego czytania czekam na kolejny skwarek opowieścia z czasem będzie dobry materiał na książkę :)
Awatar użytkownika
Herflick
Posty: 1676
Rejestracja: 19 lip 2009, 20:31
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Co zrobiłeś z psem na czas wyjazdu? :) aha ... też wysłałem zgłoszenie do tego konkursu :)
Jestem "nieumi" i o tym wiem, o tym wiem, że jestem "nieumiem"
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Pies został u rodziców - zresztą spędza u nich czas gdy ja jestem w pracy. Nie znosi samotności :)

[ Dodano: 2012-12-24, 11:44 ]
Po wielu miesiącach przygotowywań, po setkach godzin wspólnie spędzonych na GG czy Facebooku, po dziesiątkach godzin spędzonych w swoim towarzystwie w końcu ten dzień zbliża się nieubłaganie. Okazuje się, że nasza studniówka tak naprawdę nią nie była, ponieważ dzień wyjazdu udaje się przełożyć na wcześniejszy. Czas ucieka a my staramy się nad tym wszystkim jakoś zapanować poklepując się co jakiś czas po ramieniu. Media, Sponsorzy, afrykańskie przybranie dla motocykli, ich własnoręczny serwis, gdzieś w między to wplątana codzienna rzeczywistość, która wobec zdarzeń dziejących się wokół nas jest naprawdę mało istotna. Szczepienia, wizy, nowe zabawki które do nas spływają w zastraszającym tempie. Cieszy mnie to ogromnie bo jestem nałogowym gadżeciarzem. To wszystko powoli zaczyna nas przytłaczać. Nie spodziewaliśmy się tego w najbardziej kolorowych snach. Mieliśmy pojechać busem na oleju napędowym przemyconym z Rosji, w dziurawych skarpetkach a tymczasem dostajemy je nowe, ubrani od stóp po głowy, piękne, pachnące nowością kombinezony, doskonale przygotowane motocykle, nowe, afrykańskie barwy motocykli i my – gdzieś pośród tego wszystkiego – zagubieni, zmieszani ale uśmiechnięci od samego początku aż do końca, po prostu szczęśliwi!

Gdzieś po kryjomu odkładane PLNy zamieniam na euro, wieczorne studiowanie map, długie spacery dla podniesienia kondycji, jeszcze w to wszystko wpisuje się kilkudniowa wyprawa rowerowa z przyjaciółmi. Cóż za rok, cóż za sezon! Oby tylko wszystko to, co mam w planach bezpiecznie się skończyło.
Tuż przed wyjazdem robimy coś co kompletnie Marka, bo tak na imię mojemu partnerowi, nie cieszy, czuję nawet, że to go drażni więc na szybko zmieniamy scenariusz, scenariusz do klipu oczywiście. Markowi szkoda na to czasu ale ja się upieram bo wiem, że to zostanie na długo, że będzie to doskonała pamiątka. Być może i on z biegiem lat to doceni – kto wie. A czy było warto, wg mnie tak i niech świadczą o tym słowa mojego przyjaciela - „ja jak bym miał taki klip to już bym nawet jechać nigdzie nie musiał !”. A wszystko to dzięki ludziom z FotoVideoEfekt i mojemu uporowi. Walczyliśmy nad tym i nad reportażem długie 3 tygodnie, popołudnia przepełnione nowymi doświadczeniami, potem długie noce montażu, muzyka napisana przez Sokollo specjalnie dla nas. Byłem dumny! Ba, jestem nadal!
A z czego ? Zobaczcie sami i oceńcie :

http://www.youtube.com/embed/wGD1zwNZR5I

Klip tak mi się spodobał, tak spodobali mi się ludzie z którymi pracowałem, że czuje, że te znajomości przetrwają długie lata. Dzięki chłopaki, dzięki Asiu! W dniu jego premiery, na imprezie pożegnalnej na którą przybyła cała masa przyjaciół i tylko przyjaciół, jeszcze zanim go pokazaliśmy oficjalnie, Piotr wręczył mi do ręki pamięć USB z owym plikiem (ja do końca nie widziałem go na oczy), zamknęliśmy się z Asią w ciemnym już biurze i zaczęliśmy oglądać, zdumieni tym co powstało. Wtedy jeszcze wytrzymałem ale łza wzruszenia zakręciła się w moim oku, a może nawet w obydwu ? Balety do rana a jutro o 12 przecież start. Oczywiście piję z umiarem, w sumie to prawie wcale.
Niedziela. Mój pies od samego rana siedzi w szafie u rodziców i nie chce wyjść. Czuje, że nie wrócę na czas, wie, że nie dotrzymam danego mu słowa. Nie chce się pożegnać ale może to i dobrze bo jak z rodziną jakoś te idą mi dość dobrze, to z nim łączą mnie jakieś specyficzne więzi. Po prostu kocham go jak dziecko a on mnie jak ojca. Tylko co ze mnie za ojciec...

Mój motocykl do ostatnich chwil przygotowywany już nie przeze mnie a właśnie przez przyjaciół i tatę, również w niedzielę przez nich zapakowany do podróży. Brakuje troków - nie ma sprawy, każdy chce by ten jego pojechał do Wagadugu. I to najlepiej już w tym roku! Ja już w łazience – golenie, strzyżenie, prysznic. Słysze tylko ten zgiełk za oknem, dziesiątki motocykli, tłum ludzi, klaksony, co chwilę jakiś motocykl wkręcany na wysokie obroty. Wyglądam przez okno....i wtedy nie wytrzymałem. Wzruszenie przerosło wszystko, nie potrafiłem się opanować. Właśnie wtedy popłynęła pierwsza łza, nie ostatnia, nie ostatnia...
Czy tak czuł się Charlie Boorman ruszając w swoją podróż dookoła Świata ? Tego nie wiem ale ja czułem moc, czułem siłę i wsparcie tych ludzi. Czułem, że jadę nie tylko ja ale zabieram ze sobą także ich marzenia, po jednym od każdego. Uwierzcie mi – to uskrzydla. Dzięki za przybycie, za późniejszy doping, za pomoc jaką otrzymałem przed, w trakcie i pewnie otrzymam po podróży. Tamtego dnia nie było dobra i zła – było tylko dobro.
Ostatnie pożegnanie z rodziną, czułem ich wzruszenie, czułem obawy. Ale wiedziałem jedno, zawsze byli i są ze mną, choć bym nie wiem co sobie wymyślił. Nigdy nie rzucali kłód pod nogi, zawsze wspierali. Tak było i tego dnia. Była moc, była siła. Byli przyjaciele! Ruszyliśmy!

Jeszcze tylko tankowanie, ostatni wywiad, polisa z ubezpieczeniem na drogę podpisana w ostatniej chwili na szybce mojego motocykla...

Obrazek

Obrazek


Świat stał się kolorowy a w momencie gdy przekroczyliśmy z całym tym korowodem tablicę z napisem Zambrów poczułem jak cały ten stres spływa ze mnie, zrobiło się jakoś tak spokojnie. Już nie martwiłem się o firmę, o to co będzie ze mną, czy dam radę. Teraz przejmowałem się tylko krótkofalowo – oby do następnego zakrętu, skrzyżowania, tankowania. Oby dożyć kolejnego dnia, oby ten już przeżyty był ciekawszy od minionego i mniej ciekawy od jutra. Oby!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

[ Dodano: 2012-12-26, 16:32 ]
Z góry przepraszam, za niezbyt szczegółowe opisy, duży przeskok w czasie ale muszę jakiś materiał zostawić "na książkę" ;)


... i w końcu 11 wyblakłych miesięcy mam za sobą, i znów jestem w trasie, znów pędzę po przygodę, po przygodę, o której marzyłem od dwóch lat. Wcześniej tak daleko nie sięgały moje sny, wolałem realizować swój plan podboju Świata powolutku, przyzwyczajając siebie, motocykl, rodzinę na coś naprawdę dla mnie wielkiego. Piszę dla mnie, bo wiem, że są ludzie, których takie wycieczki po prostu śmieszą. Ale nie od razu Rzym zbudowano! Fajnie jest rzucić się za młodu na coś naprawdę wielkiego ale co potem robić przez resztę życia? Mój plan zakłada dozowanie sobie tej przyjemności jaką jest czytanie książki z napisem na okładce „Świat” , wstęp do tej książki mam już za sobą, czytałem go długo bowiem aż 16 motocyklowych lat, za to kilkakrotnie, teraz czas przeczytać kawałek rozdziału pod tytułem „Afryka”. Tylko kawałek, za to jaki!

Polska przelatuje bez większych przygód nie licząc wspaniałego pożegnania w stolicy. Nocleg u przyjaciół z Nowej Soli, eskorta aż za Berlin, wizyta w Paryżu u dawno nie widzianego kolegi, jeszcze z czasów zawodówki, gdzie odpoczywamy kilka godzin, napełniamy żołądki i ze świeżymi zapasami na drogę ruszamy dalej! Tu ujawnia się potęga Facebooka! Pomoc rodaków była tam gdzie byli oni, a jak się okaże potem, również wtedy gdy ich nie było, i tam gdzie ich nie było! Coś niesamowitego.

To tu, w Paryżu, powstają jedne z ciekawszych zdjęć tego wyjazdu, przynajmniej dla mnie, bo Marek uznaje ten czas za stracony. Dla mnie taki nie był...

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Zmęczenie przygotowaniami, praca do ostatnich chwil, pożegnalna impreza dają się mi we znaki i opóźniam zaplanowane tempo.

Obrazek


Te pierwsze kilkanaście dni przelatuje jak jedna minuta, do tego mało znacząca patrząc na to z perspektywy całego wyjazdu. W mojej pamięci (na szczęście na potrzeby książki mam zapiski ;) ) zostają tylko nawijane non stop kilometry, tankowanie za tankowaniem, marokańskie bramki na autostradzie, malownicza Sahara, która była o niebo inna niż ta z opowieści ludzi. Pas ziemi niczyjej, pomiędzy Marokiem a Mauretanią, opisywany jako łacha piachu jest tak naprawdę prostą do przejechania dróżką, może trochę trudną nawigacyjnie ale jednak to wyolbrzymiana błahostka mogąca stanowić spore wyzwanie dla motocykli szosowych itp. maści. Bałem się jej niesamowicie a tymczasem poszło gładko ale i tak fajnie, że już tam, dojeżdżając do tego odcinka, poczułem smak tego oczekiwania, tej niewiadomej co mnie czeka, czy dam radę.
Co jeszcze mi zostało z tych pierwszych dni ? Stemple w paszporcie, dostojne baobaby oraz klimatyczne noclegi w pamięci, przepiękne nabrzeże Atlantyku i te kilka zdjęć...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

- Boże jak jest wspaniale – tymi słowami zakończyłem osiemnasty dzień mojej podróży, niby osiemnasty a jednak pierwszy bowiem tego popołudnia zostałem sam, mój towarzysz zawrócił do domu, do Polski... cdn.

Obrazek
Awatar użytkownika
robas
Posty: 340
Rejestracja: 20 lis 2012, 8:13
Lokalizacja: dolnośląskie

cześć, na razie jestem na poziomie klipu, fajnie zrobiony :) rzuciło mi się, że zakładasz soczewki. Jestem na razie niejeżdżącym motocyklistą i przymierzam się do swoich pierwszych 2 kółek. Moje pytanie: jako to jest w soczewkach pod kaskiem, nie jest za sucho, nie męczy się oko, czy ściągałeś te soczewki co jakiś czas, przemywałeś itp.,no i jakie jednodniowe, miesięczne ... głównie chodzi mi jakie były odczucia w dłuższej trasie :) OK, wracam do lektury :D
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Miałem miesięczne ale po 30dniach zapomniałem wymienić na nowe tak mną zakręciła Afryka. Zero problemów - 56dni i nocy, bez wyciągania szkieł. Nie było żadnych oznak suchości itp. itd. Ale trzeba poeksperymentować i wybrać pod siebie model/producenta bo mi np. nie wszystkie soczewki "pasowały" .

[ Dodano: 2013-01-03, 16:57 ]
Do Mopti, kolejnego celu, już tylko mojej podróży, zostało niespełna 90km. Jadę wolno oszczędzając paliwo, opony i siebie. Jest bezpieczniej, ciszej – mogę na dłużej odrywać wzrok od drogi, wzrok, który kieruję to na lewo - w kierunku rozlewisk rzeki Bani, zielonych łąk, czy to na prawo - podziwiając pierwsze, nieśmiało pojawiające się namiastki skał, gór. To one zwiastują jeden z żelaznych punktów do odwiedzenia w Mali – Bandiagara i ogromny klif, położony kilkanaście kilometrów na południe, w pobliżu granicy z Burkina Faso. Temperatura zaczęła nieśmiało rosnąć, choć we mnie, w środku, gotowało się już od samego poranka. Tak właśnie mam kiedy jadę solo. Burza uczuć, huragany doznań! Kwitnę, promienieję wtedy szczęściem!!!
Kilometry mijają jeden za drugim, zbiornik pełny, choć jeszcze wczoraj po południu był pusty... no właśnie, to wczorajsze popołudnie, to one zmieniło dosłownie wszystko!
.
.
.
.
.
… popołudnie, 18 dzień, czuję mocny uścisk dłoni, kilka sekund wcześniej padły słowa, które tego dnia miały jeszcze nie paść... uścisk dłoni na pożegnanie - tak mocny, że o mało nie zwalił mnie na ziemię wraz z motocyklem. A może to z zaskoczenia, że to już tu, tak szybko. W końcu wczoraj mój kompan mówił jeszcze o całym dniu, a może nawet dwóch czy trzech dniach razem. A może byłem zbyt mocno zamyślony i ten uścisk wyrwał mnie z letargu... do dziś tego nie wiem.
Ruszyłem nie zerkając w lusterko, nie oglądając się za siebie - tak zajadę zdecydowanie dalej! Bez oglądania się za siebie, bez wspominania tego co było, tego co zostało, patrząc jedynie w przód, w mapę, zaglądając jedynie pod pokład, pod którym skrycie chowałem swoje marzenia... To one dają mi siłę w dążeniu do celu, oni i ludzie, których marzenia przecież wiozłem ze sobą. Nie mogłem zawieść ani ich, ani siebie. Odkręcam manetkę ale po chwili odpuszczam, mam przecież resztki paliwa!

...zatrzymuję się 3km dalej od miejsca gdzie nasze drogi zdecydowanie zaczęły biec w innych kierunkach, gdy nasze potrzeby, odbiór otoczenia i oczekiwania co do przygody zaczęły się diametralnie różnić. Zjeżdżam z drogi by ochłonąć bo troszkę się zdenerwowałem tak nagłą zmianą decyzji kolegi. Troszkę - to bardzo delikatne słowo. I nie dlatego, że zostałem sam – to akurat mnie cieszyło. To dawało mi szanse poczuć Afrykę naprawdę a nie tylko lizać ją przez opakowanie, przez papierek, taki przezroczysty papierek, przez który coś tam widać ale nic nie czuć – smaków, zapachów, tego wszystkiego co daje możliwość powiedzenia tych magicznych słów – czułem,zrozumiałem a nie tylko byłem...! Miałem dość jazdy i tylko jazdy. Uwielbiam to ale ileż można się nią, i tylko nią cieszyć ? Przecież nie jechałem tu tylko dla nawijania kilometrów i dla zdjęć robionych „z drogi”, jechałem też po przygodę która nie nadchodziła. Nie wiem dlaczego ale kiedy jadę sam, uruchamiają mi się dodatkowe zmysły. Nawet to, że do tej pory, przez całą Afrykę, jechałem jako pierwszy, podejmowałem decyzję za nas obu - gdzie skręcić a gdzie się zatrzymać, gdzie zatankujemy, gdzie zjemy - nie dawało mi tego poczucia. Czułem delikatny niedosyt, czułem jak zasypiam za sterami. W głowie tkwiła ta euforia kiedy kilka dni temu kończyło nam się paliwo a ja byłem pewien, że nie dojedziemy do stacji benzynowej, ba, po ciuchu modliłem się o to by nie dojechać. Dlaczego? Bo to zwiastowało przygodę, bliski kontakt z miejscowymi, dawało możliwość podejrzenia jak żyją. I tak też było – spędziłem kilka godzin sam, w poszukiwaniu benzyny, wtedy mogłem poczuć to wszystko! 150km lokalnymi środkami transportu, 4km pieszo w upale sięgającym 40*C z dwoma pełnymi już kanistrami w dłoniach, tłumaczenie na checkpointach dlaczego nie mam paszportu, dlaczego idę pieszo, co tu robię i dlaczego w taki upał mam na nogach pancerne obuwie... Wtedy, dokładnie wtedy poczułem jak smakuje jazda w 8 osób samochodem osobowym - bez klimatyzacji, pasów bezpieczeństwa... zasmakowałem bagietki przewożonej w nylonowych workach w bagażniku starego mercedesa, zobaczyłem piece w których są one wypiekane, zerknąłem okiem na zapiski hurtownika. To wtedy odmawiając - dziękowałem za możliwość podjechania kolejnym mercem, bo to już było, ja czekałem na pikapa -chęć przejechania się na nieosłoniętej furgonetce była ważniejsza niż uciekające minuty, była ważniejsza niż wszystko inne. I wtedy nie ważne było to, że słonko spaliło by moje nieosłonięte części ciała – liczył się duch przygody, moje myślenie było przełączone na system zero jedynkowy – albo przygoda, albo … To tamtego popołudnia mogłem zrozumieć zasady panujące na drodze, uświadomić sobie jak działają tutejsze myjnie samochodowe czy w jaki sposób robi się tu drobne zakupy. To i wiele, wiele innych spraw. Teraz chciałem podobnie i los chyba też mnie do tego zachęcał bo ledwie co wyjąłem aparat z kieszeni a już w moją stronę podążał uśmiechnięty mężczyzna jasno dając do zrozumienia, że jak chcę to nie ma problemu, nie opierałem się:

Obrazek

Obrazek

Najciekawsze jest to, że nikt ode mnie niczego nie chciał w zamian. Wystarczyło uścisnąć owym ludziom rękę, poklepać po ramieniu, przytulić czy podnieść dłoń w geście podziękowania. To działa !!

Nawet ptaszki nie uciekały przede mną, podobnie jak do ludzi, wystarczyło wiedzieć jak do nich podejść, spokojnie, po ciuchu, z szacunkiem, z zaciekawieniem, z nadzieją i miłością, z uśmiechem na twarzy. Może ptak nie ale ludzie odpowiadali tym samym. Obyło się bez latających kamieni, wrogich gestów...zresztą, co ja tu będę uprzedzał bieg zdarzeń.

Obrazek

Ruszyłem dalej – jedyne co mnie delikatnie martwiło to pusty zbiornik ale nie byłbym sobą gdybym podświadomie nie cieszył się tym faktem! Świadomość nakazywała się obawiać, podświadomość – cieszyć.
- Chłopie, jesteś chory !!! – pomyślałem, śmiejąc się sobie w twarz.

Przecież nie jestem na środku pustyni! Są tu ludzie, ludzie, którym gdziekolwiek bym się nie pojawił, bez względu na rasę, kontynent, płeć - po prostu ufam, najczęściej bezgranicznie.
Tego dnia było mnóstwo kontaktów międzyludzkich, rozmów, wypitych herbat. Zdecydowanie więcej niż przez cały, pokonany do tej pory, afrykański odcinek.

Mimo, że Marek mi tego nie zabraniał, akceptował to, to dopiero teraz pozwalam sobie na postoje co kilometr. To teraz pozwalam sobie rzucić się w przydrożną trawę, zieloną tak mocno, że aż bolą oczy. Teraz wyraźnie czuć delikatny powiew wiatru i zapach świeżej, rosnącej na rozlewiskach trawy. Tu, właśnie w tym miejscu spojrzałem jej w oczy - najpiękniejsze i najpełniejsze oczy Świata, oczy mojej przygody. Spojrzałem w nie tak głęboko, że o mało nie straciłem równowagi, zakręciło mi się w głowie.
- Czy mnie pragniesz ? - zapytałem nieśmiało

Nie odpowiedziała, a ja leżałem dalej odurzając się żarem lejącym się z nieba, zupełnie jak bym czekał na to, że przyjdzie sama.

Obrazek

Obrazek

Pół godziny później leżę już kolejny kilometr dalej i cieszę się tym samym. Obserwuję lokalnych ludzi, rybaków jak serwisują sieci, kobiety przy praniu, dzieci łowiące ryby gołymi rękoma czy zakładające sidła na te sprytniejsze sztuki, które umykają ich sprytnym i szybkim dłoniom. Pewnie bym nawet przysnął w tej wspaniałej scenerii ale adrenalina nie daje mi na długo usiedzieć w jednym miejscu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Motocykl parkuję trzymając dystans od miejscowych, tak by nachalnie nie zaglądać w ich podwórko, które praktycznie łączy się z mocno rozlaną rzeką, wychodzi prawie na drogę, która swój koniec bierze w szerokiej teraz na około 350-450m Bani. Jedynie potężne drzewo pokazuje jakąś umowną granicę własności. Mija może z 15 sekund już jestem otoczony ludźmi. Grzeczne przywitania, zaproszenie by jednak podjechać te 3m, stanąć w cieniu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Osłonięty od słonka, w miejscu gdzie oczekuję na prom, który odpłynął dosłownie 3 minuty temu, zaczynam dialog z ludźmi. Bardzo szybko kończy się to litrami wypitej herbaty, opowieściami o tym i owym, a najważniejsze dla mnie, że za cenę promu i dwóch butelek wody mineralnej, mam na całe popołudnie przewodnika, który obiecuje pokazać mi takie miejsca w Djenne, których od kilku lat nie odwiedził żaden "niewierzący" turysta. Średnio w to wierzę ale niewiele mam do stracenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Cieszą mnie tak błahe rzeczy jak widok zagraconego podwórka, możliwość zajrzenia do wnętrza ich domów czy obserwacja choć przez marną godzinę tego jak tak naprawdę żyją, co robią na co dzień. Dla mnie to bezcenne w podróży, w mojej małej włóczędze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wjeżdżam na prom, gdzie witają się ze mną wszyscy, kobiety, mężczyźni, dzieci - każdy chciał uścisnąć mi dłoń. Wspaniałe uczucie. Pełen szacunek, ich do mnie, i mój do nich.
Uiszczam opłatę za nas obu, za motocykl, od razu w obie strony i odbijamy od brzegu. Po drugiej stronie, zaledwie 15km od miejsca gdzie Marek postanowił wracać do domu, do rodziny, czeka na mnie kolejna wielka przygoda, mała niespodzianka, seria kolejnych znajomości, kolejnych ciekawych, niezapomnianych wręcz mistycznych miejsc. Wiem, wiem – jesteście ich ciekawi. Ja też byłem...

Obrazek
ODPOWIEDZ