MotoGóry

Trasy, przygotowania, wspomnienia
Awatar użytkownika
Fuczak
Posty: 445
Rejestracja: 07 wrz 2008, 21:45
Lokalizacja: Siemianowice Śl

Neno zostaw jakieś opowieści na zlot! :]
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Do lotu zapomnicie ;) Albo opowiem w sobotę a Wy w piątek zróbcie sobie w nocy reset systemów :P
Awatar użytkownika
Herflick
Posty: 1676
Rejestracja: 19 lip 2009, 20:31
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Na zlocie jest wielu mówców, a ja osobiście nie spotkałem istoty chodzącej po ziemi która przegadałaby Wojtka :)
Jestem "nieumi" i o tym wiem, o tym wiem, że jestem "nieumiem"
Wojtek
Posty: 4727
Rejestracja: 10 sty 2009, 23:32
Lokalizacja: XXX

Jak słuchacie to opowiadam a ostatnio pół nocy byliśmy w jakiejś dyskotece, więc mieliście spokój :lol:
Tam nie było słychać własnego głosu :mrgreen:
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Uffff , ja tam wolę słuchać niż gadać ;)
Awatar użytkownika
czarnuch
Posty: 1261
Rejestracja: 17 mar 2010, 9:57
Lokalizacja: WROCŁAW
Kontakt:

Wojtek pisze:ostatnio pół nocy byliśmy w jakiejś dyskotece, więc mieliście spokój :lol:
za to "morskie" opowieści słyszeli WSZYSCY :mrgreen:
Neno...dawaj...
Doświadczenie przychodzi z wiekiem...najczęściej jest to wieko od trumny ;-)
Awatar użytkownika
Herflick
Posty: 1676
Rejestracja: 19 lip 2009, 20:31
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Wojeciech - Tatą bardziej znany
co mu twarz się nie zamyka,
chociaż wiek jego nie mały
motór pod nim fika!

Hej ha kolejkę nalej... :)
Jestem "nieumi" i o tym wiem, o tym wiem, że jestem "nieumiem"
Wojtek
Posty: 4727
Rejestracja: 10 sty 2009, 23:32
Lokalizacja: XXX

No proszę i teksty szant motocyklowych powstają- ale może już nie zaśmiecajmy Neno opowieści ;-)
Pośpiewamy i potworzymy na zlocie :mrgreen:

Neno jak tam CDN :-)
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Wtorek 1 października 2013, dzień 21.

Pierwsze promyki słonka przenikają ciemny tropik namiotu. Budzę się. Mam jakieś dziwne parcie na zejście z tej góry, chyba zaczynam tęsknić za kanapą mojego EnJoy'a. Rzut oka z namiotu - bajka!

Obrazek

Przeciągam się głośno krzycząc, tak - to komenda powstań!
Wychylam czubek nosa na zewnątrz i brrrr zimno!
Za nim więc opuszczę swój cieplutki puchowy śpiworek zakładam na siebie ciepłą bieliznę, kurtkę, na głowie ląduje czapka a na dłoniach rękawiczki. Dopiero teraz można wyjść i spokojnie rozejrzeć się, bez ryzyka wyziębienia, przeziębienia czy choroby... a słonko przecież mocno świeci! Tak to właśnie wygląda na wysokości ponad 4200 m n.p.m.
Trzęsące się z zimna dłonie zamiast za szczoteczkę do zębów biorą się za body... lewa dłoń kręci regulując ogniskową, prawy palec wskazujący wyzwala migawkę :

Obrazek

Obrazek

Takie widoki nie zdarzają się często, utrwalam je więc, łapię póki słonko jest jeszcze nisko i rzuca piękne cienie.

Dzięki przejażdżce Landroverem przedwczoraj mamy jeden dzień zapasu w stosunku do tego, co planowaliśmy. Cieszy nas to niezmiernie i nie zamierzamy zmarnować tego na byczenie się na tej wysokości, choć... jest to dobry sposób na aklimatyzację przed Elbrusem i Kazbekiem. Zwijamy więc obóz wcześnie rano i ruszamy w dół, 500m niżej konsumujemy śniadanko, tam też dochodzą nas rodacy, którzy noc spędzili w schronisku. Dzielimy się z nimi zapasami wody, które co tu dużo mówić, obciążają nasze plecy ;)



W sezonie na tych półkach skalnych roi się od namiotów a samo schronisko pęka w szwach. Pewnie sama góra przypomina zadeptane Tatry... Fajnie, że nam sę udało w tak małym gronie, w sumie w 7 osób.

Obrazek


Takim szlakiem podchodzi tu większość amatorów zaliczenia Damavandu, szlak jak widać bardzo prosty. Podejście do góry wygląda podobnie z tym, że nie ma tak wyraźnie wydeptanego szlaku, dużo trzeba się domyślać, kombinować.

Obrazek


Jeszcze tylko kilka ujęć i opuszczamy szlak, dalej schodzimy drogą, wąską, górską, miejscami kamienistą. To właśnie nią dociera tu zaopatrzenie a i co bogatsi turyści wwożeni są tu za dewizy. Kurs z miejsca gdzie wykupiliśmy pozwolenie kosztuje około 50$.
Poniżej widok z góry na ową dróżkę:

Obrazek

I pamiątkowe fotki z rodakami i kozami ;) Jedni i drugie pozowali do zdjęć aż miło.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na zaliczony pięciotysięcznik, ostatnia chwila zadumy nad pięknem gór i ruszamy w dół.

Obrazek

Obrazek


Ruszamy w dół, powoli by zapamiętać szczegóły, by wiedzieć, gdzie ewentualnie można tu kiedyś pojeździć na moto, bowiem nie zamykamy sobie opcji powrotu w to piękne przecież miejsce jakim są góry w masywie Elburs.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z kłopotami ale udaje nam się dodzwonić do naszego kierowcy, który jednak przyjedzie z opóźnieniem. Jak się później dowiemy miał raka oka, wcześniej był zawodowym taksówkarzem, teraz wozi turystów nieoficjalnie. Trzeba jednak przyznać, że jeśli traktuje tak wszystkich jak nas to... to będzie miał klientów! A jak? O tym w kolejnym odcinku ;)

Obrazek
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Na miejsce spotkania Tomasz dociera jako pierwszy, ja dochodzę 10 minut później. Z górki to Tomasz szedł na skróty, na azymut, ja natomiast drogą.
Zrzucam plecak i padam obok kolegi w kawałku cienia jaki rzuca tu znak drogowy... jedyny cień w całej okolicy - a smaży ostro! Do przyjazdu auta mamy godzinkę więc opróżniamy plecaki z prowiantu, pakujemy pozostawione wcześniej pod kamieniami rzeczy (nic nie zginęło).

Teraz słów kilka o naszym kierowcy: nie było stresu przy kręceniu materiału video, przy zdjęciach a troszkę tam biegaliśmy w koło niego, auta i ogólnie ;) Zatrzymywał się na każdą prośbę, wiózł tam gdzie chcieliśmy, czekał – bez dodatkowych opłat. Po prostu standardowa cena za umówiony kurs z miejsca do miejsca. A po drodze było jeszcze zaproszenie na obiad, obiad, który wart był pewnie z 40% tego co zapłaciliśmy za kurs, a kolejne 10% tej kwoty zabraliśmy ze sobą w reklamówce – jako podarunek.


Co do obiadu...
Najpierw nasz kierowca upewnił się, czy zdążymy na nocny autobus do Tabriz, czyli miejsca, skąd będziemy już mogli lokalnym autobusem udać się w pobliże granic, piszę w pobliże bo do samego granicznego miasteczka transport publiczny nie dociera, tam będziemy skazani na TAXI ale ja nie o tym...

Pewni tego, że na nocny kurs zdążymy bez problemu przystajemy na propozycje wizyty w domu Paravaneh (żona) kierowcy i... no właśnie , zapomniałem jego imienia ;( Na 99% miał na imię Monsour.
Szeroka dwupasmowa drogą, tunelami, wjeżdżamy do stolicy Iranu - Teheranu. Teraz, gdy opadły już emocje związane z wyjazdem w góry mieliśmy czyste głowy i czas by przyjrzeć się drodze, miastu:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjeżdżamy więc z głównej 4 pasmowej drogi w osiedlowe uliczki, nieco wcześniej uzupełniając jeszcze zbiornik gazu CNG. Oprócz diesla to drugie w kolejności jeśli chodzi o popularność paliwo w Iranie. Większość TAXI śmiga właśnie na owym systemie instalacji gazowej. Zbiornik kosztował około 1$, dokładnie 0,75$ i aby go napełnić wszyscy musieli wysiąść z auta, musieliśmy otworzyć przednie szyby i bagażnik. Dystrybutorów do napełniania owego paliwa było… 8 ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wąskimi uliczkami zajeżdżamy pod osiedle, w blokowisko. Niskie, 3-4 piętrowe budynki, bez windy. Zadbane, czyste, nie pomalowane sprajami, na chodnikach porządek – jesteśmy naprawdę miło zaskoczeni!
Nasz kierowca każe zabrać ze sobą tylko aparaty by zrobić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia, reszta może bezpiecznie zostać w aucie zaparkowanym na chodniku, tuż przed klatką schodową. Sama klatka , schody, podobnie jak całe miasto – czysta, przestronna, no po prostu niczym nie przypomina starych blokowisk z mojego małego miasteczka. Strasznie byłem ciekawy jak mieszkają Irańczycy, w zasadzie to Iranka i Irakijczyk bowiem takiej narodowości był nasz fiend.
Wchodzimy, za drzwiami przeżywam szok. Dywany, piękne meble, telewizor LCD, po europejsku urządzona kuchnia, na ścianach wiszą prace Parvaneh, która jak tłumaczy robi to już od kilku lat, ukończyła bowiem specjalistyczny kurs w tym kierunku.
Tylko łazienka była jakaś taka bliskowschodnia...

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Zasiadamy do stołu. Oddycham z ulgą – kurczak :) Nie jadam praktycznie nic innego z mięs także moje doznania kulinarne z wyjazdów są mocno okrojone. Do tego ryż i mnogość przystawek. I lemoniada, której smak będziemy obaj pamiętali do końca życia. Obaj stwierdzamy, że to najlepszy napój jaki piliśmy w życiu. Paravaneh dorabia go jeszcze 2 razy a jej mąż po każdym kolejnym wypitym dzbanku był coraz bardziej zdziwiony, że butelka z Coca Colą stoi nietknięta ;) Na koniec słodki deser, którego mimo że kocham słodycze (co widać :D) nie miałem już gdzie zmieścić !

Obrazek

Po obiadku przyszedł czas na odpoczynek, bowiem tak objedzeni nie dalibyśmy rady dotoczyć się do auta. Były więc zdjęcia, rozmowy, telefony do dzieci naszych gospodarzy, co ciekawe nawet oglądaliśmy dokumentację medyczną choroby. Podziwialiśmy prace gospodyni - czekając tylko kiedy rozłoży kramik i nie będzie wypadało nic nie kupić.... to takie zboczenie po wczasach w Morocco ;) Zamiast tego było mnóstwo serdeczności i … kolejne dolewki zimnej, cytrynowej lemoniady.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W samochodzie meldujemy się objuczeni reklamówką smakołyków, butelką Coli i ….szklaneczkami, sztućcami – byśmy nie musieli jeść gołymi rękoma i pić z butelki. Powiem Wam, że po tym wszystkim bardzo mocno czekam na podróżnego, który „zastuka do mych drzwi” bym mógł spłacić dług jaki zaciągnąłem w Iranie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na dworcu autobusowym Monsour kupuje nam bilety, prowadzi na peron, i dopiero teraz rozliczamy się za całość. Do tej pory panowała niewiedza w naszym obozie, czy obiad czasem nie był „extra płatnym dodatkiem dla turystów” ;) Jak się okazuje pobudki ku, by nas zaprosić były zupełnie inne - jakie, do dziś nie wiemy. Grzeczność, ciekawość - któż to wie...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

VIP Bus odjeżdża już po zmroku, my już wyciągnięci, gotowi do snu obserwujemy cały ten „kramik”. Co główniejszy placyk, skrzyżowanie uchylają się drzwi i kierownik autobusu ( w autobusach klasy VIP jest dwóch kierowców + kierownik, który dba o pasażerów, roznosi napoje, słodycze, posiłki ale też sprzedaje bilety złapanym na okazje podróżnym) nawołuje. Zazwyczaj po prostu wykrzykuje stację końcową, bowiem tych pośrednich jest niewiele, zazwyczaj przystanki ograniczają się do zatrzymania się przy toalecie, sklepie czy co główniejszych skrzyżowaniach gdzie część osób wysiada, część wsiada. Ci, którzy opuszczają autobus dalej kontynuują swoją podróż w TAXI, których zazwyczaj jest kilka w takich miejscach. Ale gdzie ich nie ma w Iranie...
Kilka kilometrów za miastem dostajemy ciepły posiłek, na szczęście między sytym obiadkiem u irańskiej rodziny a kolacją minęło na tyle dużo czasu, że mamy gdzie to zmieścić. Godzinę potem usypiamy, by obudzić się 600km dalej....


Obrazek

:D
Awatar użytkownika
bathory
Posty: 131
Rejestracja: 17 sty 2014, 17:44
Lokalizacja: 3city
Kontakt:

ekhm Ernest nie śpij, nie fantazjuj dalej o Hiszpanii tylko pisz :P
Awatar użytkownika
Flaw
Administrator
Posty: 3618
Rejestracja: 07 wrz 2008, 20:19
Lokalizacja: Chorzów
Kontakt:

No właśnie. Bo nas zima zastanie :-P
h e d o n i z m
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Spokojnie, nie chcę mieszać bo się pomylę z odcinkami ;)
Skończę Iberię i polecimy dalej. Armenia... chce to przeżyć jeszcze raz, na razie pewnie tylko pisząc ale zawsze to już coś, wspomnienia odżyją !
Awatar użytkownika
Fuczak
Posty: 445
Rejestracja: 07 wrz 2008, 21:45
Lokalizacja: Siemianowice Śl

khem.. ..
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

;)
Skończę Portugalię i wracam tu ;)
Cierpliwości.
ODPOWIEDZ