MotoGóry

Trasy, przygotowania, wspomnienia
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

No przestań... jaki tam zarzut ;)
Ja wiem jak to wygląda i po prostu mówię, uprzedzam, że tak nie było :P
A interkom - w kilku sytuacjach by nam pomógł,m w tych kiedy gubiliśmy się nieświadomie a nie po umówieniu się na to. Fajna rzecz - polecam! To jeden z tych 15 gadżetów jakie warto mieć na wyprawie motocyklowej ;)
Awatar użytkownika
Łasica
Posty: 783
Rejestracja: 19 lis 2009, 11:32
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

co jak co, ale drogi w Turcji to mają zacne (przynajmniej te główne)
Obrazek ::BIKEPICS:: | XT660X -> BMW F800GS
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Powinniśmy byli zacząć od tego ale... jak zaczynaliśmy to klipu jeszcze nie było.
Za to teraz już jest.
Zapraszamy.

<object width="640" height="360"><param name="movie" value="//www.youtube.com/v/zv3w9l62W08?hl=pl_PL& ... ram><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="//www.youtube.com/v/zv3w9l62W08?hl=pl_PL&version=3&rel=0" type="application/x-shockwave-flash" width="640" height="360" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true"></embed></object>
Awatar użytkownika
Fuczak
Posty: 445
Rejestracja: 07 wrz 2008, 21:45
Lokalizacja: Siemianowice Śl

najwyżej jeszcze raz, na koniec, napiszesz wszystko w jednym poście w odpowiedniej kolejności :D
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

21 września, dzień 12.

Nie wiem jak na tej "płaskiej" powierzchni się wyspaliśmy ale udało się! Po raz kolejny nie ma czasu na śniadanie, wciągamy tylko brzoskwinie, które z lubością pałaszujemy wtedy, kiedy tylko jest na to okazja... te akurat kupiliśmy chwile przed snem. Z higieny osobistej czasu wystarcza na umycie zębów i płaskacza w pysk by się obudzić i nie wyglebić na tej stromiźnie. Musi wystarczyć. Nie będziemy przecież wybrzydzać.
Kilka zdjęć na pamiątkę, kontrola namiotu czy nie podziurawiony od tej wieczornej strzelaniny, czy paliwo jeszcze jest w motocyklach i można ruszać. Sakwy całe, kufry też bez dziur. Można ruszać.
Czujemy już bliskość góry, podniecenie rośnie z minuty na minutę, nie możemy już usiedzieć na miejscu. Jeszcze tylko chwil kilka na programowanie nawigacji... i można by ruszać, można by...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Biegnę jeszcze kilkadziesiąt metrów do góry by utrwalić całą scenerię w nieco szerszym kadrze. Czuć chłód, czuć powiew rześkiego, górskiego powietrza. Jesteśmy na wysokości 1645m n.p.m. temperatura - delikatnie powyżej 5*C. Delikatnie...
Czy ja już mówiłem, że można ruszać ? Mówiłem, ach tak - więc ruszamy!

Obrazek

Obrazek

Już na asfalcie kontrola bagażu, czy nic nie wypadło na wertepach, strat mamy już wystarczająco dużo, kolejne zdjęcia i w duszy krzyczę:
- Przygodo, nadchodzimy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka kilometrów za Patos opuszczamy drogę D965 i kierujemy się w góry, przez pierwsze 3km mamy nawet asfalt! Na jego końcu znajdujemy małą wioskę a w niej sklepik. Uznajemy (słusznie), że dalej już nie będzie takich wygód i czas zakupić coś czym najadł się już z pewnością Pan Ktoś, Pan, który poczęstował się naszą własnością. Batoniki, ciasteczka i pepsi na poprawę nastroju w ciężkich chwilach. Bo w górach jedni marzą o schabowym, inni o piwie a ja o napojach gazowanych. Nie wiem jak Wy ale ja ze znajomymi w górach to głównie o jedzeniu rozmawiamy... ;) Licytujemy się leżąc co kto by zjadł... i tak zazwyczaj mija nam czas ;)
Właściciel sklepu, widownia proszą o wspólne zdjęcia - nie odmawiamy ;)

Upychamy to wszystko na motocykle i ruszamy jak najwyżej się da, jak najbliżej Suphan Dagi, obaj zastanawiając się, kto to wszystko będzie targał na plecach.

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżamy na 2360m n.p.m. Wyżej nie ma już drogi, nie ma szlaku, tabliczek z czasami przejść, nie ma infrastruktury. Jest za to surowe, niezdeptane piękno gór. Z pewnością jest też przygoda. Ruszamy po nią.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podekscytowanie rośnie tak, że nawet Tomasz ze swoimi długimi nogami nie potrafi mnie zgubić, dzielnie dotrzymuję mu kroku, i nie tylko do pierwszego pikniku ale do końca, do biwaku.

Czasem brakuj tchu i obaj nie wiemy czy to wpływ zmęczenia, wysokości czy może widoków jakie otaczają nas dookoła, gdzie okiem sięgnąć:

Obrazek

Obrazek

Robimy tylko jeden odpoczynek, szkoda bowiem czasu - trzeba dotrzeć jak najwyżej by mieć możliwość zrobić ostatnie podejście i zejście jednego dnia. Musimy też pamiętać, że za kilka godzin zajdzie przecież słonko a my musimy znaleźć kawałek płaskiej powierzchni pod namiot.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pogoda wymarzona!

Obrazek

Obrazek


Tego dnia, a w zasadzie popołudnia robimy blisko 1200m przewyższenia. To sporo bo brak nam aklimatyzacji a plecaki ważą więcej niż byśmy chcieli - zabraliśmy bowiem zapasy na kilka dni, w razie jeśli mielibyśmy z przyczyn pogodowych czy innych, wywołanych siła wyższą, spędzić tam nieco więcej czasu niż planujemy.

Namiot rozbijamy na wysokości około 3540m n.pm. jemy pyszną kolację z lokalnych produktów i wspominamy naszych gospodarzy, Kurdów...

Obrazek

Obrazek

Zmęczeni usypiamy szybko. Śpimy trzymając kciuki by pogoda wytrzymała jeszcze ten jeden dzień. Prognoza wysłana od Mirka przewiduje, że będzie ok ale tylko do południa, trzeba więc podnieść się skoro świt i ruszyć w górę.
Wzmaga się wiatr, odczuwalnie spada temperatura. Jeszcze przed zapadnięciem totalnych ciemności widzimy jak boczne ścianki namiotu zaczynają się dotykać - śpimy bowiem w nieosłoniętym terenie - można by rzec "na grani". Nie wróży to najlepiej...

A wracając do naszych gospodarzy, do motocykli...
Awatar użytkownika
Łasica
Posty: 783
Rejestracja: 19 lis 2009, 11:32
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

no własnie, gdzie Wy zostawiliście motocykle z całym majdanem !?
szliście tak na azymut czy jakimś szlakiem?
Obrazek ::BIKEPICS:: | XT660X -> BMW F800GS
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Lasica majdan to na Ukrainie ;)
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Rzut oka na malutki wyświetlacz mojej nawigacji mówi wszystko, za chwilę skończy nam się droga, byle jaka ale droga. W głowie przebiega mi myśl, a może by tak spróbować dalej, wyżej, po bezdrożach. Może uda się spotkać pasterzy i zostawić tam nasze rumaki pod opiekę... Rzut oka w lusterku, Tomasz walczy, dzielnie ale jednak walczy. Nie ma szans.
Wjeżdżamy do wioski - raczej takiej bez nazwy. Pusto. Rozglądamy się uważnie i ruszamy do przodu, w jej głąb. Gdzieś tylko zza rogu, co chwilę widzimy jak chowa się jakaś głowa, ktoś ucieka. Zero bydła, psów, ludzi...
- Pewnie wszyscy wyszli na pole, na pastwiska, w góry - myślę sobie.

Stajemy na środku wioski i czekamy, w końcu chyba ktoś powinien do nas wyjść.
Mija minuta, może dwie i faktycznie ktoś idzie. Sam. Za nim chowa się kilkoro dzieci, dwójka dość blisko, reszta trzyma się dalej. Wygląda jak by te bliżej były jego a reszta innych, za pewne nieobecnych mieszkańców. Wychodzę ku niemu na przeciw, kilka kroków, tak by nie czuł się onieśmielony. Uścisk dłoni i zaczyna się machanie rękoma. No bo jak inaczej się porozumieć ?

Jednym ruchem ręki wyjaśniam co tu robimy, Tomasz pomaga wskazując w tym samym kierunku.
Mesim okazuję się być "szefem" wioski i w przeciwieństwie do reszty doskonale rozumie po co tu przyjechaliśmy. Trzyma tu wszystko w garści, zarządza chyba tym wszystkim.
Mieszka tu kilka rodzin, które trzymają się w kupie, poza rodziną szefcia - jego dzieci jakoś tak oddzielnie, na uboczu, bliżej ojca. Powoli zaczynają się pojawiać kobiety, które chyba wszystkie siedziały w domu Mesima, u jego żony. W zasadzie to nawet nie wiemy, która to, bo ani nam jej nie przedstawił, ani nie wyróżnia się strojem. Zresztą...inna kultura i wolałem za bardzo wzrokiem po niewiastach nie biegać, by nikogo nie urazić.

Mesim przestawia swoje auto i każe nam wjeżdżać motocyklami pod jego wiatkę, twierdzi, że będą bezpieczne. Tak też czynimy - na migi tłumaczymy, że się przebierzemy, przepakujemy, wrzucimy plecaki na plecy i już nas tu nie ma ;)

Obrazek

Gawiedź obserwuje wszystko z odległości metra, starsi stoją dalej, kobiety również. Przepakowani jesteśmy...teraz należało by się przebrać, pytanie tylko czy wypada ? ;) Główkujemy, coś tam do siebie gadamy, sytuacja co najmniej niezręczna no ale cóż... spodnie w dół i jazda ;) Zero reakcji – patrzą dalej. Widocznie to normalne...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Kilka minut później, niemal na siłę lądujemy w pokoju gościnnym "Bosa". Ten dumnie się rozsiada, przy nim kuca jego syn a najmłodsza córka przycupnięta blisko wejścia podaje co chwilę herbatę, donosi pieczywo, ser, oliwki. W kącie na pięknie zdobionej podstawie leży, równie pięknie obłożona księga, mniemam, że Koran. Na ścianach portrety dorosłych już synów, tylko jeden z nich został w wiosce, reszta wyprowadziła się do miasta. Oglądamy wnętrze, uczymy się nawzajem słówek w naszych ojczystych językach – w zasadzie w 4, Mesim jest ciekawy wymowy po polski i angielsku, my po turecku i kurdyjsku. Część słów bowiem zdecydowanie różni się w tych językach. Kiedy tylko odstawimy pustą szklaneczkę na tacę natychmiast dziewczynka podrywa się i napełnia ja a Mesim podsuwa ją bliżej, ku nam. I tak płynie nam czas - herbata za herbatą, ja piję normalnie, Tomasz próbuje w lokalny sposób – wkłada pod język kostkę cukru i popija gorzką herbatą, sącząc tak by kostka cukru się roztopiła. Mało wygodne, mało ekonomiczne ale ciekawe rozwiązanie. Takie inne, jak zresztą wszystko tutaj. Od ludzi, ich kultury, spędzania czasu czy marzeń aż po gościnność...
Owocem owej, poza przyjęciem czym chata bogata, jest chyba z 3-4kg dodatkowego ładunku – dostajemy bowiem prowiant w góry. Super! Jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć na których szefu prezentuje swoje owce, swoją wioskę i możemy ruszać w góry. W końcu zaczyna się nasz sen, sen bardzo krótki jak się niebawem okaże ale po kolei...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Mesim ma nawet z domu widok na góry!
Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Jeszcze kilka fotek z podejścia:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fotka nieostra, "ukazuje" drżenia rąk z zimna - nie sposób było go stłumić:
Tomasz pakuje się do namiotu
Obrazek



Tradycyjnie już mapki:

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

22 września, 13-ty, raczej mało dla nas szczęśliwy dzień.

Wstajemy bardzo wcześnie bowiem prognozy pogody jakie otrzymaliśmy dnia poprzedniego zwiastują nam jako taka pogodę tylko do południa. Niestety silny wiatr chyba nieco szybciej przygonił ku nam deszczowe chmury. Mimo, że zimno jak diabli, postanawiamy jednak spróbować. Wieje tak, że do namiotu na wszelki wypadek wrzucamy kilka dużych kamieni byśmy mieli do czego wracać. Większość rzeczy zostawiamy w namiocie, zabieram tylko to co niezbędne - w zasadzie to tylko płyny i prowiant, aparat, kamerę, nawigację i SPOTa. Nawigacja... po raz kolejny 62ka daje ciała i zaczyna się sama wyłączać, na domiar złego wzięliśmy za mało baterii a na takim zimnie wiadomo jak to wygląda - kicha ;(

Obrazek

W nocy sypnęło troszkę śniegiem, dobrze, że tylko troszkę bo takiego scenariusza nie zakładaliśmy i raki zostawiliśmy na dole, przy motocyklach.

Chmury napływają coraz szybciej, widoczność zaczyna spadać a wiatr wzmaga się jeszcze bardziej. A my zapomnieliśmy rękawic... amatorka pełna gębą :D

Obrazek

Obrazek


W takich warunkach docieramy na 3850m n.p.m. i niestety musimy podjąć decyzję co dalej. Nie widać już nic, szlaku nie ma, bo i nigdy go tu nie było od samego dołu idziemy bowiem kierując się tylko własnymi zmysłami - sami wybieramy sobie drogę, raz lepszą, raz gorszą ale nie ważne - ważne, że do góry. Map też nie ma bo podobno wojsko zabrania, nawigacja wykłada się co chwilę i to wszystko jeszcze byśmy jakoś próbowali pokonać ale za plecami rozszalała się burza z piorunami. Niby jest w dole, niby daleko ale wiatr jakoś tak pechowo wieje właśnie z tamtej strony. Debata trwała z 15 minut, decyzja o powrocie zapadła ale niestety, już za późno. Nie ma szans na zejście do namiotu przed burzą, w dodatku namiot stoi sobie sam, na otwartej przestrzeni - jak nic jest to zagrożenie. Wyłączamy elektronikę, odrzucamy plecaki (cholera wie co tam w nich jest, może tez coś przyciąga pioruny). Jedyne co pracuje co jakiś czas to kamerka... nie mogliśmy sobie darować uwiecznienia tych chwil - "jak to udupiliśmy". Wciśnięci gdzieś między skały, chowamy się przed wiatrem, zimnem, przed kulkami lodu sypiącymi się z nieba, przed piorunami...
Na szczęście, po około 30-40minutach grozy burza omija nas. Niestety widoczność spada na tyle, że do namiotu wracamy na oślep. Do góry nie było sensu iść, choć zostało nam do szczytu około 200m przewyższenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ładujemy się w cieplutkie śpiwory i próbujemy doprowadzić nasze organizmy do normalnej temperatury. Trochę to trwa zanim skostniałe dłonie nabiorą temperatury. Zajadając suchy obiad naradzamy się co dalej.
Czekać - szkoda trochę bo poprawa pogody dopiero za 3-4 dni a i to nic pewnego.
Iść do góry - za duże ryzyko, zwłaszcza, że nic nie widać no i nigdy nie wiadomo kiedy wróci burza.
Decyzja może być tylko jedna - poddajemy się.
Pakujemy majdan bowiem chcemy jeszcze przed nocą dotrzeć do wioski. W dół na ogół idzie się 3x szybciej, dodatkowo motywacja zejścia w bezpieczne i z pewnością cieplejsze miejsce będzie nam tylko pomagała. Niestety nie mamy całego śladu z podejścia bowiem wtedy również Garmin strajkował - na szczęście sa jakieś jego szczątki i to wg nich obieramy nasz kurs. Musimy wspomagać się elektronika bo nic nie widać. Poniżej linii chmur jesteśmy dopiero 1 1/2h później, teraz będzie można zwiększyć tempo marszu, bo raz, że coś w końcu widać a dwa, że przestało w końcu padać. No i jest już cieplej!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W wiosce meldujemy się już po zmroku, szefa nie ma i za bardzo nie wiemy co mamy robić...
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Do wioski wracamy razem z dwójką pasterzy i stadem owiec. Poznają nas oczywiście. Pasterze, nie owce ;)
Wraz z resztą mieszkańców wioski spotykamy się przy motocyklach, pod daszkiem - pada...
Wyciągamy nasz namiot - cały mokry... wszędzie pełno błota ale co zrobić. Rozkładamy go, wybieramy sobie jakieś płaskie miejsce gdzie nie stoi jeszcze woda i tam mamy zamiar przenocować. Mężczyźni stojący w koło obserwują nas cały czas, nie wiedzą co z nami zrobić a i wydaje się jak by namiot pierwszy raz na oczy widzieli.
Szefa nie ma a widać, że bez niego nie potrafią podjąć żadnej decyzji. Już prawie wchodzimy do namiotu gdy jeden z nich jednak stwierdza, że nie, że tu nie będziemy spali...
10minut później, na drugim końcu wioseczki :

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Najedzeni do syta, po wypiciu chyba litra herbaty w końcu udajemy się spać. Dostajemy materace - takie grube, chyba z 30cm. Cieszymy się jak dzieci bo to nasz pierwszy nocleg w łóżku, pod dachem od 2 tygodni. Ledwo udaje nam się wejść pod nakrycie, ledwo zmrużyliśmy oko a do pokoju wpada Mesim (szef wioski). Coś tam krzyczy, dość niegrzecznie karze nam się wynosić, macha rękoma, pogania nas byśmy szybciej się ubierali, w pospiechu zbiera nasze rzeczy! Jest wyraźnie podirytowany sytuacją. Właściciel domu z synem stoją pod ściana, głowy spuszczone - zupełnie jak by czekali na rozstrzelanie. Robi nam się smutno, żal chłopaków - tak wspaniale nas ugościli. Żegnamy się grzecznie, dziękując za gościnę - specjalnie dla nas napalili w piecu, odpalili piecyk elektryczny, wszystko po to byśmy mogli wysuszyć siebie, plecaki, sprzęt i odzież. Teraz już wiemy dlaczego tak długo czekali by nas zaprosić do siebie - najwyraźniej nie mają do tego prawa.
Jest 22.30, leje deszcz, zimno - średnio nam się chce wynosić z wioski. Ale co zrobić.
Szefo każe ładować nam się do auta, bagaże lądują w bagażniku. Wiezie nas pod dom i już uśmiechnięty zaprasza w swoje progi... Oddychamy z ulgą. Średnio fajnie w takich warunkach, gdzieś wysoko w górach szukać miejsca pod namiot...

Siadamy w znanym już sobie pomieszczeniu, Mesim odpala papierosa i "rozmawiamy" ;)
My mamy już dość, on dopiero się rozkręca.
Znów kolacja, znów litry herbaty. W myślach zastanawiam się tylko czy nasze pęcherze wytrzymają do rana bo za drzwiami śpią kobiety i nie za bardzo chyba nam wypada po nocy... ;)
Wytrzymujemy tak jeszcze z godzinę potem razem umawiamy się, że czas dać mu znać, że jesteśmy "lekko" zmęczeni. Mesim reaguje natychmiast - minutę później mamy już w pokoju materace do spania, dwie minuty później gasi nam światło i żegna się grzecznie.
Zadziwieni całą tą sytuacją usypiamy spokojnie w oczekiwaniu co też ciekawego przyniesie nam kolejny dzień. Zdaje się bowiem, że zaczyna robić się ciekawie, zaczyna się przygoda!

Dobranoc!
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Neno trochę nabrał rozpędu z relacją i dobrze mam co czytać w kąpieli po pracy :)
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
lidoo
Posty: 34
Rejestracja: 31 paź 2012, 13:12
Lokalizacja: Kłodzko

Neno pisze:My mamy już dość, on dopiero się rozkręca.

Znów kolacja, znów litry herbaty. W myślach zastanawiam się tylko czy nasze pęcherze wytrzymają do rana bo za drzwiami śpią kobiety i nie za bardzo chyba nam wypada po nocy...
No naprawde ciekawie tam mieliście.... :mrgreen: Sołtys wioski trzyma wszystko w garsci, nie to jak u nas "najedzony siedzi wysoko i za nic nieodpowiada" :mrgreen:
Awatar użytkownika
qcyk
Posty: 122
Rejestracja: 13 cze 2012, 16:31
Lokalizacja: Kraków

To się nazywa przygoda ;) Już nie mogę się doczekać kolejnej części.
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

To zdradzę Wam, że tu dopiero zaczęła się dopiero przygoda i potem już chyba się nie kończyła :D
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

23 września - dzień 14

Jakoś nam nie spieszno z opuszczeniem gościnnej wioski. Kończymy powoli śniadanie, wszystko to co zostało i coś ekstra dostajemy na drogę ale ... nic za darmo! Tomasz wymachiwał jeszcze przed wyjściem w góry fajnym nożem, takim fajnym, że wbił się on w pamięć Szefa, a Szef jak to Szef - lubi gadżety ;)
Stwierdził, że będzie dobrze leżał w dłoni jego syna... Rambo, Rambo - podniecał się na jego widok !
No trudno, jakoś przeżyjemy - zostały nam przecież jeszcze Leathermany ;)

Obrazek

Ruszamy dość późno, koło południa - czekamy bowiem pierwszych promieni słonka. Niestety przebijają się one przez ciężkie deszczowe chmury, co nie wróży nam nic dobrego. I jeszcze ten ziąb - 8-11*C, wiatr dopełniają czary goryczy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Godzinę później dopada nas taka ulewa, że odechciewa nam się wszystkiego, no może poza jedzeniem. Dieta serowo-chlebowo-herbaciana nie należy do najwykwintniejszych ;) No, może gdyby ser nie był tak wściekle słony, a pieczywo takie... jakieś inne.
Lądujemy więc na stacji benzynowej, tankujemy motocykle, suszymy się, zjadamy rybkę na obiad, internet, ładowanie elektroniki itp. sprawy. Zegar pokazuje, że upłynęły już 2h - nam się wydaje, że najwyżej kwadrans.

Obrazek


Przestaje padać, wychodzi słońce! Trzeba to wykorzystać i dokręcić jeszcze kilka km. Ubieramy się szybko i startujemy.
50km później szukamy już miejsca do rozbicia namiotu, mimo, że godzina jeszcze młoda.
Sprawdziliśmy sobie na stacji pogodę i wiemy, że dalej nie ma się gdzie pchać - im bliżej granicy z Iranem, tym bardziej leje. Rano ma być piękna pogoda - trzeba to przetrzymać, przeczekać.
Zjeżdżamy w boczną drogę, z niej na podwyższenie na polu - tu nas nie zaleje. Namiot kończymy rozstawiać już w deszczu. Masakra!

Mapki:

Obrazek

Obrazek



Tymczasem rano:
Obrazek
ODPOWIEDZ