MotoGóry

Trasy, przygotowania, wspomnienia
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Pozdrawiamy goraco. Sorki, ze bez polskich znakow ale i tak dobrze, ze nie "maczkiem" ;)
Zapraszamy do sledzenia nas:
http://share.findmespot.com/shared/face ... 2EGEuvkWBG

A foto na razie jedno bo w kawiarence nie ma na czym RAWow obrobic...
Z nudow odwiedzilismy silownie gdzie podgladalismy trenujace tam Panie;)
Obrazek
Dziwne dresy tu nosza, prawda?

Pelna relacja po powrocie.
3majcie za nas kciuki by chociaz czesc planu jaki sobie zalozylismy ocalala, bo calego juz dawno wiemy, ze nie uda sie zrobic ;(
Awatar użytkownika
Bajros
Posty: 3302
Rejestracja: 10 lis 2008, 23:27
Lokalizacja: Warszawa

Siema Neno! Fajnie, że o Nas pamiętasz! Śledzę Waszą wyprawę i bardzo trzymam kciuki! Powodzenia, dużo pozytywnych przygód i szczęśliwego powrotu!

Więcej info o wyprawie na fanpage'u FB oraz na
http://motogory.herokuapp.com/posts/8
Jedzie Jadzia Dziadzie ;) Braaap Braaap
"Tylne koło ucieka cały czas, przednie tylko raz"
Awatar użytkownika
Bajros
Posty: 3302
Rejestracja: 10 lis 2008, 23:27
Lokalizacja: Warszawa

Bieżące doniesienia z wyprawy na stronie http://motogory.herokuapp.com/
Jedzie Jadzia Dziadzie ;) Braaap Braaap
"Tylne koło ucieka cały czas, przednie tylko raz"
Awatar użytkownika
Flaw
Administrator
Posty: 3619
Rejestracja: 07 wrz 2008, 20:19
Lokalizacja: Chorzów
Kontakt:

Iran? Pięknie!
Czekam już z niecierpliwością na fotorelację. ;)
h e d o n i z m
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Mam chwilę więc się pochwalę kilkoma zdjęciami z XT ;)
Co miłe, mój towarzysz, Tomasz, bacznie obserwował od samego początku EnJoya i pyta co chwilę czy to dojedzie. Tego nie wiemy (czy dojedzie, ale sprawuje się na razie dzielnie) ale... coś już przepowiada o zmianie na ... wiadomo co ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pozdrowienia z Tbilisi.
marider
Posty: 339
Rejestracja: 22 paź 2012, 13:40
Lokalizacja: Bialystok

Neno pisze: Pelna relacja po powrocie.
Po powrocie to wiesz co będzie :mrgreen: A tu jest już 8C od kilku dni ;/
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

... i kolejna agrafka, w kasku brzmi muzyka, poza kaskiem górską ciszę przerywa tylko rytmiczne stukanie singla, odejmuję gaz, zestresowany przejeżdżam niegłęboki zresztą brod, który ciężko nawet nim nazwać. Ot kilka kamieni, małych, dużych i średnich, ot, zwykłe otoczaki. Pomiędzy nimi, litry niskiej na kilka cm, wartko płynącej wody. I między to wszystko z wielkim hukiem ładuje się moja Yamaha, mój EnJoy! Tankbag odpadł, leży gdzieś obok strumyka. Dobrze, że nie spadł w przepaść. Jestem sam, więc motocykl obowiązkowo musiał wylądować kołami do góry tak bym miał lżej, bym nie kombinował za wiele, tylko rozłożył ręce i zaczął kląć...
Kurtka, kask lądują na suchym poboczu, nie ma co załamywać rak, w końcu jeszcze 20 minut i zbiornik będzie pusty... myślę sobie patrząc na wyciekające ze zbiornika paliwo. Próbuję go ruszyć w pozycji jakiej runął – nie ma szans. Trzeba ściągać bagaże lub... ale do tego wrócimy za kilkanaście odcinków.

Bathory i ja, EnJoy i Transalp600 – to bohaterowie tegoż opowiadania, opowiadania o wielkich planach, o marzeniach, o przeżyciach, o wzlotach i upadkach jakie towarzyszyły nam w ciągu blisko 40dniowej podróży. Miało być ich nawet 43 ale do tego tez wrócimy – za kilka odcinków. Wszytko będzie się wyjaśniało wraz z rozwojem sytuacji.

Na razie suche fakty.

Pomysł narodził się w lutym, oczywiście podczas degustacji jakiegoś szlachetnego trunku. Zazwyczaj wtedy ludzie staja się bardziej wylewni i zdradzają swoje marzenia, inni podchwytując temat podejmują wyzwanie. I nie inaczej było tym razem. Marzyliśmy chyba do 2 nad ranem. Część naszych marzeń nawet się spełniła, znakomita część!
Do ich realizacji przystąpiliśmy niemal natychmiast, dnia kolejnego badając się tylko nawzajem czy aby reszta pamięta o czym był wczorajszy wieczór i co tak naprawdę się wydarzyło w pewnym gdyńskim mieszkaniu na parterze. Pamiętaliśmy!
Po tygodniu mieliśmy już zarys trasy, zarys tego co miało nas czekać we wrześniu i październiku. Przez kolejne tygodnie dokładamy co chwilę kolejne miejsca jakie chcieliśmy odwiedzić, kolejne szczyty jakie planowaliśmy zdobyć, państwa do których chcieliśmy wjechać. Tak, szczyty. Od lat kiełkowało we mnie takie marzenie. Wziąć szpej, wrzucić to na motocykl, wjechać jak najwyżej się da i dalej ruszyć z plecakiem, ku przygodzie.
Nie ma co ukrywać - przerosło nas to wszystko bez dwóch zdań. Hmm w sumie to może nie tak ostro, może nie przerosło tylko po prostu wygrała dusza i mentalność podróżnika, który zamiast nawijać kilometry i cieszyć się tylko jazdą wybrał to coś i delektował się tym czymś, tym czymś czego nie da się opisać, czego nie da się opowiedzieć. Ktoś kiedyś pięknie to opisał: o tym można jedynie pomilczeć, najlepiej przy ognisku.... najlepiej w grupie ludzi, którzy wiedzą o co chodzi. Tam nie trzeba litrów alkoholu by w ich głowach pojawiły się piękne obrazy, wspaniałe pejzaże, by wzdychając wspominali poznanych ludzi, przygody... by dym z ogniska rysował co chwilę to nowe pejzaże.
Ja, jako, że mam słabą pamięć to wszystko jednak staram się utrwalić na fotografii. Mam nadzieję, że spodobają się Wam one, podobnie jak milczenie, którym będę chciał je okrasić ;)

Startujmy więc.

10dni przed wyjazdem już wiemy, że z naszych planów na 43dniowy urlop musimy odjąć co najmniej 3. Nasza wina. Zbyt późno złożone dokumenty do ambasady Rosji, a może nawet nie to – wpisana nie taka miejscowość ;( Miejscowość na Kaukazie jaką wybrał Tomasz do „wypisania” vouchera zmienia tryb wydania wizy ze zwykłego na wydłużony. Wyrok brzmi 10 dni a liczyliśmy na 5-6. O swoich perypetiach z wyrobieniem wizy nie będę nawet wspominał bo to seria porażek i kosztów. Podobnie jak przygotowanie motocykla, niedotrzymane terminy, obietnice, i kolejne niedotrzymane obietnice. Tak to wyglądało w skrócie. Stres, cisza w telefonie po drugiej stronie, brak kontaktu, sprzętu, brak nadziei.
Piątek 6 września, godzina 11.00
Wszystko kończy się tak, że tego dnia, tuż przed wyjazdowym weekendem wszystkich potrzebnych rzeczy mam po dwa kpl. Dodatkowo, awaryjnie kilku znajomych czekało by zdemontować to co potrzeba ze swoich XTRów i pożyczyć... DZIĘKI chłopaki! Fajnie jest wiedzieć, że w tym świecie są jeszcze ludzie na których można liczyć!
Połowa gratów ląduje na półce, trudno – nie będę teraz robił z gęby... i nie będę tego odsyłał ludziom, którzy stawali na głowie by mi to załatwić na czas. Sprzeda się po powrocie. Straty muszą być, zawsze można to potraktować jako nauczkę.
Po pracy zgarniam to wszystko i z tatą, szwagrem, kolegą zabieramy się do roboty. Po 4h już wiemy, że to co przyszło nie pasuje...przeróbki: wiertarka, kątówka, młotek, nowe śruby, naciąganie i o 23.00 kończymy mniej więcej w połowie roboty. Sen.

Sobota 7 września.
Sklep, garaż i tak mija kolejny dzień. Nadal nieskończone mimo, że przez cały dzień przy moto pracowały co najmniej dwie osoby. Na niedzielę zostaje co prawda tylko kosmetyka i jazda próbna ale i to się nie udaje – trzeba się było w końcu również spakować i odsapnąć od tego wszystkiego.


Poniedziałek 9 września
11:00 SMS od Tomasza: „Mam wizę, ruszam. Mam 400km do Ciebie, będę po 17.00”
Po pracy ruszam do garażu, tam między śrubą, kluczem a nakrętka odbywają się urodziny siostry, która doskonale rozumie, że inaczej się nie da, w końcu zna mnie nie od dziś ;)
Spać kładziemy się około 23, tzn Bathory bo ja usypiam około 1 tylko po to by o 3 zerwać się do pracy.

Wtorek 10 września
2h snu, dzień w pracy i w końcu ruszamy. O 14.00 ale ruszamy! Plan na dziś...
nie zgadniecie ;) opowiem w kolejnym odcinku. W każdym razie czas nas goni!

Kilka zdjęć z przygotowań maszyny, z wyjazdu:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
lidoo
Posty: 34
Rejestracja: 31 paź 2012, 13:12
Lokalizacja: Kłodzko

Zapowiada sie bardzo ciekawie, proszę dalej.... ;-)
Awatar użytkownika
Flaw
Administrator
Posty: 3619
Rejestracja: 07 wrz 2008, 20:19
Lokalizacja: Chorzów
Kontakt:

Relacje neno na długie jesienno zimowe wieczory 8-)
h e d o n i z m
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Wtorek 10 września
Po 2h snu budzę się i szybciutko do pracy. Zostało tyle na ostatni dzień, że nie mam czasu nawet ziewnąć. Na szczęście w pracy wszystko idzie tak jak powinno, nic się nie komplikuje i około 12.30 opuszczam biuro by zacząć w końcu przytwierdzanie gratów do motocykla. Na chwilę spuszczam swoją torbę z oczu i Tomasz podmienia mi ją dając w zamian swoją - taką samą tylko wypchaną cięższym towarem ;) No trudno, trzeba było pilnować :D Szwagier i tata pomagają bo czas ucieka i wtedy przypomina mi się, że miałem wczoraj zadzwonić i zapytać czy w ogóle wiza jest do odbioru... Dzwonię. Nikt nie odbiera. Ładnie! Po kilku próbach ktoś w końcu odbiera i nawet mnie pamiętają i pytają dlaczego jeszcze nie odebrałem – w końcu miałem być o 8 rano pod ich drzwiami. Umawiamy się, że będę tuż przed zamknięciem więc nie ma czasu na nic. Ostatnia decyzja... zabieram jednak bańkę oleju, gdzieś po drodze się wymieni. Żal było zlewać świeżego oleju, z drugiej strony żal przeciągać wymianę o ponad 50% przebiegu. Z dwojga złego wybieram bramkę nr 3- tez nie najlepszą bo trzeba będzie wozić te 4kg przez około tydzień. Nikt nie mówił, że będzie lekko.
Ustawiamy motocykle do pamiątkowego zdjęcia. Pstryk i możemy ruszać. Przycisk rozrusznika i... tylko głuche kręcenie. Nie odpala.
Czy to w ogóle dojedzie, wrócisz nim ? - pyta z uśmiechem na twarzy Tomasz.
Mam taką cichą nadzieję – odpowiadam i próbuję raz jeszcze.

Pokręcił z 5 sekund i odpalił! Biegiem na stację benzynową a tam scenka się powtarza, Tomasz powtarza również swój tekst, tym razem już bez uśmiechu na ustach a z niepokojem na twarzy. Mi tez nie jest do śmiechu! Znów 5 sekund kręcenia i ruszamy. Zdecydowanie muszę gdzieś po drodze zmienić mapę w świeżo zainstalowanym Power Comanderze.

2h później ściskam już w dłoni paszport z wklejoną doń wizą Federacji Rosyjskiej. Ileż mnie ona kosztowała nerwów, pieniędzy – nie wspomnę bo musielibyście czytać kilka linijek wulgaryzmów. Dałem du...znaczy ciała i to ostro. No ale cóż, jak już wspominałem – nikt nie mówił, że będzie lekko ;)
Te 130km z Zambrowa do Warszawy, mimo, że pokonane w spokojnym tempie dało Tomaszowi do myślenia i stwierdził, że bez deflektora to on dalej nie jedzie. Kilka telefonów i już wbijam adres do nawigacji. Wyrok brzmi 18km. Jak ja kocham jazdę po mieście, w godzinach szczytu, pełni obładowanym motocyklem, szafą na kółkach... Na szczęście jest to w miarę po drodze. Ruszamy.
3km dalej Tomek nie wytrzymuje i wyprzedza mnie, prowadzącego – akurat w miejscu gdzie mieliśmy skręcać w prawo...dlatego tak spokojnie jechałem za autem ;) No cóż, nie zostawię chłopaka samego w stolicy. Jadę za nim. 2 skrzyżowania dalej już go straciłem z oczu. A mówiłem kupić zestaw do komunikacji... Jako, że Tomasz znał docelowy adres uznaję, że tam się spotkamy. I tak tez się dzieje, z tym, że Bathory przyjeżdża na nie z około 20-30minutowymopóźnieniem. Nie wnikam ale delikatnie zwracam mu uwagę, że jak się zgubimy w Stambule to nie będzie tak łatwo.
Montaż deflektorka to długa historia o ginących śrubkach, oczkach puszczanych do ekspedientki, zalotnych uśmieszkach. Ogólnie kupa śmiechu po dość stresującej sytuacji jaka miała niedawno miejsce.
2h później, już z deflektorem oczywiście, zjeżdżamy na stację by napoić nasze rumaki. Ja z niepokojem, bo to nowe moto, nie sprawdzone do końca, a już na pewno nie pod takim obciążeniem. Wynik fantastyczny! Budżet zniesie to bez problemu. Tomasz trochę się krzywi ale na kawę i hot-doga jeszcze mu wystarcza ;)
Lecą kilometry, płynie czas.

Obrazek

Szybko zachodzi słońce, w końcu to już wrzesień. Tomasza Honda ma średnio dobrze ustawione światła więc puszczam go jako pierwszego, niech i on trochę poprowadzi.
Wynik: pakujemy się na autostradę Katowice-Kraków. Na niej około 23:30 przeżywam dramat. Widzę jak Tomasz zasypia i jedzie na barierkę! A ja bezsilnie na to patrzę... Totalna niemoc ogarnia mnie, nie wiem co robić – szybka reakcja, jedyna mądra rzecz na jaką wpadam. Odkręcam na maxa gaz, klakson i wyprzedzam go prawym pasem. Natychmiast ściągam go na najbliższy parking gdzie ustalamy, że na ławce zdrzemnie się 30minut i pojedziemy dalej, zjedziemy z autostrady i w pierwszym dobrym miejscu rozbijamy namiot. 30Minut dla Tomasza sprawia, że również i ja usypiam... w kasku, w którym gra cichutko muzyka, dlatego tez pewnie z 30 minut robi się 90 bo jakoś tak błogo, ciepło, miło. Za to wyspani możemy w miarę bezpiecznie jechać dalej. Jest piekielnie zimno. 8*C a do przejechania minimum 80km. Aż się nie chce ruszać.
Zakładamy na siebie to co jest pod ręką i ruszamy. Gdzieś po 2 nad ranem znajdujemy we mgle kawałek miejsca i rozbijamy namiot. Trochę stromo ale co zrobić, w końcu jesteśmy prawie w górach. Nocleg przy zakopiance:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Trasa: 590km (na mapce i w statystykach brakuje kawałka trasy, dokładnie 70km - padły baterie z zimna w nawigacji ;) )

Obrazek
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Neno dawaj dalej, siedzę w niedzielę w pracy mam czas ;-)
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Siedzę i piszę ale za cholercię nie zdążę już dziś ;(
Może jutro się uda a potem dłuuuga przerwa bo chciałbym gdzieś jeszcze wyskoczyć na ten świąteczny weekend ;)
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Prawie nie mam zdjęć z tego odcinka więc szybko poszło napisanie kolejnej części ;)
Ale tak to jest jak się tylko jedzie, tankuje, pije kawę, coś przekąsi i tak w kółko. Nudna dolotówka.
Zapraszam.

Środa, 11 września

9.00 dzwoni budzik. Leniwie zaczynamy wychodzić ze śpiworów, tak leniwie, że zaskakuje nas deszcz. Tak naprawdę to chyba na niego czekałem by jeszcze trochę poleżeć, trochę pospać. O 10 stwierdzamy, że nie ma na co czekać, wiszące nad nami chmury nie zwiastują poprawy pogody, a te wiszące dalej jeśli coś niosą to tylko większy deszcz. No cóż – w padającym deszczu zwijamy obóz o śniadaniu żaden z nas nikt nawet nie myśli.
11.30 startujemy, w sumie to wystartował tylko Tomasz. Ja zaspany kładę maszynę do góry kołami i tak na dobre budzę się dopiero w momencie gdy walę kaskiem w ziemię. Tak, pora się obudzić, już czas...
Z maszyną nawet nie walczę bo wiem, że nie dam rady. Tomasz przychodzi na zwiady po około 5 minutach i razem jakimś cudem podnosimy to obładowane monstrum na koła. Spoceni ale już obudzeni ruszamy dalej. Cel: granica przed którą robimy ostatnie zakupy a za to co nam zostaje napełniamy zbiorniki i jedziemy. Zakładamy nocną sesję zdjęciową w Budapeszcie i nocleg gdzieś na rogatkach miasta.
O tym, że lepiej nie planować dowiadujemy się już na stacji benzynowej gdzie Transalp Bathorego z hukiem wali się na bok uderzając szyba w dystrybutor. Klasyka – nie wystawiona stopka boczna. Ja budziłem się pod EnJoyem, Tomasz pobudkę miał godzinę później. Tu coś pękło, tam coś odpadło i ponad godzinę mamy z głowy. Szara taśma i Leatherman załatwiają problem. Leje!!!!
Humory nam nie dopisują. Tomasza Transalp, do tej pory w idealnym stanie, maszyna bez ryski wygląda jak ... no nie tak świeżo. Ja jadę ze złamana klamką sprzęgła ale nie mam ochoty na razie jej wymieniać. Zapasowa wciśnięta jest bowiem pod siedzenie a nie uśmiecha mi się rozbierać motocykl z tego całego dobytku. Szkoda czasu.
Sączymy kawę łudząc się, że przestanie lać ale nie zanosi się. Ostatnie telefony do domu, do kumpla i opuszczamy granicę kraju. Cała Słowacja to pasmo deszczu,wiatru i cholernego zimna. Widok McDonalds`a poprawia nam trochę humory. Zwalamy się tam cali zalani wodą zostawiając za sobą jej strugę na trasie stolik – toaleta – kasa. Siedzimy ponad godzinę co chwila kupując kawę i w ten sposób rozmieniając grube euro na drobne. Maja nas tam chyba już dość, wyraźnie kończą im się drobne ;) Spadamy...
Na szczęście pogoda się delikatnie poprawiła, wyszło słonko, temperatura skoczyła z 9 do 16. Może trochę przeschniemy. Oczywiście nasz plan nocnej sesji w Budapeszcie odkładamy „na inną okazję” chcąc nadrobić stracony czas. Nowy plan – nocleg w Serbii. To był chyba jedyny plan jaki nam się udało zrealizować na tym wyjeździe. No prawie jedyny...
Granica węgiersko-serbska, mała kolejka ale nie pchamy się bo widać, że idzie sprawnie. 3-4minuty później już jesteśmy przy okienku. Tomasz załatwia papierologię i odjeżdża. Ja zostawiam motocykl i podchodzę do okienka. Minutę później siedzę już na kanapie motocykla i próbuje odjechać. Nie mogę. Stopka nie chce mi się złożyć. Młoda celniczka widząc to podchodzi, chce pomóc. Sugeruję, że zepchnę motocykl i załatwię problem na poboczu, tak by inni nie czekali – w końcu blokuję kolejkę!
- Nie ma mowy, potrzymam motocykl, poczekają.
- Przecież .... - no ale weź jej to wytłumacz... że przecież tego w 10 sekund nie zrobię, w minutę tez nie.
Klękam więc i sprawdzam co się stało. Trochę się boję bo jak puści XTRa to nawet nie wiem w która stronę się zwali – na mnie czy na nią. Cóż robić. Szybka diagnoza – sprężyna. Na szczęście multitool jest tam gdzie być powinien czyli pod ręka. Szybkim ruchem poprawiam winną całego zajścia, oczywiście byle jak, na szybko, byle tylko już stad odjechać bo czuje napięcie, czuję oddechy kierowców aut, które stoją za mną. Jeszcze tylko wymiana uśmiechów z blond celniczką, podziękowanie za pomoc i ruszam dalej w pogoni za Tomaszem. Na szczęście ten czekał na najbliższym parkingu, pod kantorem. Wymieniamy kasę i ruszamy w poszukiwaniu miejsca na rozbicie namiotu.
30minut później widząc mega ciemną chmurę na naszej drodze odpuszczamy dalszą jazdę i lądujemy na stacji benzynowej – na szczęście ma rozległy ogrodzony teren można więc rozbić się z dala od budynków, od parkingu, tak daleko, że raczej nikt nas tu do rana nie zauważy. Oczywiście wcześniej pytamy pracowników o zgodę. Nie lubię takich miejsc ale przy autostradzie ciężko o bezpieczny i za razem bezpłatny nocleg. Cieszymy się z tego co mamy. Miękko, płasko – raczej bezpiecznie.
Miejsce o poranku wyglądało tak:

Obrazek


Obrazek


Wgrywam nową mapę do PC. Od tej chwili motocykl działa jak powinien, nie ma już problemów z zapalaniem.
Obrazek


Poprawiam też sprężynę stopki, z nią też już nie będzie kłopotów przez kolejne km.
Obrazek


Dystans, mapka i statystyki:
Obrazek
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Dzięki i oczywiście czekamy na ciąg dalszy.
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Czwartek 12 września
Dzień bez przygód, nudna przelotówka przeplatana deszczem i słońcem.
Jedyne, co jest godne wzmianki to to, że w końcu wyjeżdżamy ze strefy zimna i opadów, tuż przed granicą z Bułgarią robi się naprawdę ciepło a chmury odsłaniają wspaniałe widoki. Jednak niska średnia, późny start oraz zmęczenie uniemożliwiają nam osiągnięcie celu, czyli dojazdu do Turcji.
Zdjęć też jakoś strasznie nie robiliśmy bo parcie na osiągnięcie celu a potem jak największe zbliżenie się do niego było ogromne. Na mapce nawet widać, że padnięte akumulatory w nawigacji nie skłoniły nas do zatrzymania się, a przecież ich wymiana to 1 minuta roboty ;) Także do dystansu należy doliczyć 70km.
Gdzieś późnym popołudniem, jeszcze w Serbii zatrzymujemy się po raz pierwszy tego dnia na coś innego niż tankowanie. Obiad! Wyciągamy co mamy najlepszego by wynagrodzić sobie trudy podróży.
Miejsce na „popas” wybieramy fantastyczne, wśród pól kukurydzy, przy polnej dróżce, wśród drzew... Dodawało to smaku dla tego co było w garnku, budowało przygodę. Na koniec kawa, która również napełniamy termos, w końcu będzie walczyć całą noc. Wymieniam także nieszczęsne akumulatory w nawigacji i można ruszać.

Obrazek

Obrazek

Do granicy pozostało niewiele, planuję dojechać tam na resztkach paliwa a Tomasz ma po prostu wlać na najbliższej stacji za tyle , ile mu zostało lokalnej waluty. 1km przed stacja EnJoy gaśnie. Zmierzcha. Tomasz odjechał. Przeliczyłem się... jakoś jednak udaje się go jeszcze odpalić i na oparach dotaczam się pod dystrybutor. Nie tankuje, mam jeszcze 2L zapasu, żelaznej rezerwy. Wlewam do zbiornika oczywiście rozlewając część po motocyklu – efekt zmęczenia, braku koncentracji... mimo wszystko mamy ciśnienie na dalsza jazdę, zagryzamy wargi i ruszamy w kierunku granicy. Tu na szczęście pusto i odprawa zajmuje nam nie więcej niż godzinę. Dolarów wymienić nam nie chcą, wymieniamy więc euro, tankujemy do pełna sporo tańsze paliwo niż po drugiej stronie szlabanu i ruszamy dalej w kierunku Turcji.
Około północy napełniamy zbiorniki po raz kolejny tego dnia a w zasadzie to już nocy. Dajemy jednak za wygrana. Postanawiamy jednak poddać się i rozbić się jak najszybciej. Nasz wybór pada na kawałek pola nad rzeka, której nie widać, w końcu jest noc. Ale na mapie widać, że coś jest więc liczymy, że rano uda się chociaż umyć w niej dłonie, wymoczyć stopy. Wjazd na pole straszny – kopny piach więc dalej niż 100m nie brniemy. Mamy za ciężkie motocykle a poza tym widzę w lusterku, że światełko Transalpa jak by zostaje ostro w tyle. Zsiadam z maszyny wcześniej gasząc ją. Miejsce na nocleg idealne. Miękko, równo, z dala od ruchliwej drogi z której niestety hałas słychać doskonale. Najważniejsze jednak , że nie będzie nas widać. Wracam po Tomasza, pomagam mu wypchnąć zakopany motocykl. Dalej standard...szybko rozbity namiot, łyk wody na wieczór, mata, śpiwór. Sen. Jeszcze nie wiemy co tez los szykuje dla nas na jutrzejszy poranek... brrrrrrr!!!

660km

Obrazek
ODPOWIEDZ