MotoGóry

Trasy, przygotowania, wspomnienia
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Postaram się zrobić takie coś i umieścić jako przerywnik w długiej jak by nie było relacji, w końcu nie jesteśmy jeszcze nawet w 1/5 wycieczki ;)
Kurde...przecież ja do Wielkanocy tego nie skończę pisać :D
lidoo
Posty: 34
Rejestracja: 31 paź 2012, 13:12
Lokalizacja: Kłodzko

Neno pisze:Postaram się zrobić takie coś i umieścić jako przerywnik w długiej jak by nie było relacji, w końcu nie jesteśmy jeszcze nawet w 1/5 wycieczki ;)
Kurde...przecież ja do Wielkanocy tego nie skończę pisać :D
Napewno dasz rade! Liczymy na Ciebie ;-)
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Dokładne. I czekamy na ciąg dalszy...
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Mam takowe porównanie uczynione do poprzedniego motocykla, *zmienię je tak , co by linczu nie było i podeślę w wolnej chwili :P





















* żartuję - zostawię w oryginale, najwyżej się szerzej rozpiszę ;)
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Wstajemy baaardzo wcześnie jak na nas. Budziki ustawione na 3AM, mimo to drzemiemy do 3:30. Potem w pośpiechu, w ciemnościach pakujemy majdan tak szybko jak tylko się da. O śniadaniu nie było nawet mowy. Strach, panika, że nie zdążymy. Nerwowo szukam w nawigacji miejsca gdzie mamy dojechać. Ta, jak na złość przycina się raz i drugi. Ciśnienie rośnie. A mieliśmy wstać tak by mieć te 30-45minut zapasu, tak na wypadek dziury w dętce...itp. itd. ...
Gdy wyjeżdżamy na asfalt panuje już nie mały ruch. Dziesiątki terenowych auta ciągną na swych przyczepach kosze, balony i cały ten majdan. Komfortowe busy transportują klientów. Jest 4:45 a przed nami około 10km. Śpieszymy się jak tylko można mając na uwadze to, że silniki i opony są jeszcze nie rozgrzane i o pałowaniu nie może być mowy!
Dojeżdżamy punkt 5:00! Na parkingu pusto. Nikogo już nie ma ;( Ani aut, ani ludzi ;( W oczach strach i przerażenie...
Zdenerwowani szukamy kogoś, kto udzieli nam informacji. Wychodzi jakiś koleś i każe zabrać stąd motocykle, za bramę i ustawić je wzdłuż ogrodzenia. Nie bardzo nam to pasuje ale cóż...
5minut później jesteśmy gotowi. Oddajemy nasze kaski na przechowanie i... wprowadzamy motocykle z powrotem na parking bo kolejny parkingowy twierdzi, że tak jednak można i, że tak będzie bezpieczniej. Gdzieś dzwoni i za chwilę zatrzymuj się bus, który zabiera nas gdzieś... nie wiemy gdzie. kazali wsiadać, o nic nie pytać, niczym się nie martwić. Po drodze odwiedzamy hotele i zbieramy resztę ludzi. Szkoda, że pod nasz hotel nie podjechali....

Obrazek


Dojeżdżamy na rozległy plac. Przypomina nam się , że już tu wczoraj byliśmy, krążyliśmy tu motocyklami w poszukiwaniu fajnych ścieżek do jazdy.
Chwilę przed opuszczeniem auta następuje sprawdzenie listy obecności, zaproszenie na kawę i wyznaczenie miejsca zbiórki.
Wysiadamy. Z pobliskiej budki każdy z nas dostaje po bułeczce oraz kawie lub herbacie - do wyboru, do koloru.
Zajadamy, popijamy i obserwujemy towarzystwo. najbardziej w oczy rzucają się Azjaci. Ich przewodnik chodzi z kartonikiem, którego zawartość poznajemy po chwili. To nic innego jak "chińskie" zupki w kubeczkach. Zalewają je wrzątkiem i pałaszują, robiąc nam niemałego smaka! No ale cóż, nie można mieć wszystkiego ;) Wsłuchiwanie się w burczenie naszych żołądków przerywa nawoływanie przewodnika/kierownika. Rozdziela nasza grupkę na 3 i kieruje do poszczególnych balonów. Tam możemy poprzyglądać się procedurom startowym, napełnianiu tychże powietrzem, a w zasadzie ogrzewaniu go. Zdjęcia niestety wychodzą nieostre, nie mamy statywu a nadal panuje ciemność a poranny chłodek nie pomaga w utrzymaniu aparatu nieruchomo przez min. 1,5sek.
Trudno. Ten obraz musimy wyryć w naszej pamięci.

Obrazek

Obrazek


30minut później siedzę, a w zasadzie stoję już w koszu. Tomasz obok. Ja niestety, ze swoim nikczemnym wzrostem i miejsce w środku kosza, mam kiepski humor... Tuż przed startem następuje liczenie i okazuje się, że po naszej stronie jest za dużo osób. Próbują rozdzielić jakąś parkę ale kobieta protestuje stanowczo, niemal zalewa się łzami. To była okazja! Zgłaszam się na ochotnika - gorszego miejsca przecież już dostać nie mogę.
Hura!!! Udało się! Stoję przy skraju, mam świetny widok na 2 strony, jest też luźniej.
Krótka instrukcja z której i tak niewiele rozumiem i startujemy. Poszło nam dużo lepiej niż ekipom obok, praktycznie nie było czuć startu - płynnie, powoli. Mistrzostwo!
I ten odgłos palnika, te płomienie ! No po prostu marzenie! Spełnione marzenie! Czekałem na nie równo 10lat, tyle bowiem minęło od mojej ostatniej wizyty w Kapadocji, wtedy marzyłem ale... nie było za co ;(

Chwilę potem byliśmy już wysoko, ucichły rozmowy, co jakiś czas było tylko słychać głębokie westchnienia z wrażenia. Widoki zapierały dech i po chwili go oddawały. Migawki aparatów zdawały się pracować nieprzerwanie...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Tego dnia, po raz pierwszy w życiu leciałem balonem, po raz pierwszy w życiu byłem w powietrzu dłużej niż 3 sekundy ( nie licząc karuzeli, huśtawki itp. uciech), po raz pierwszy też zobaczyłem wschód słońca "kilka razy". Dokładniej : kilka razy widziałem moment gdy tarcza słońca przecinała linię horyzontu - nasz kapitan bowiem co chwila to obniżał lot, to podgrzewając powietrze unosił balon wysoko, ponad wszystkich. Oczywiście co chwilę również obracał go o 180*, tak, by każdy z nas widział co się dzieje dookoła, by każdy z nas mógł uwiecznić otaczające nas piękno. Dzięki temu każdy miał okazję zrobić zdjęcia pod światło, ze światłem itp. itd. A, że słonko zza horyzontu wychodziło niebywale szybko, także długość cieni również diametralnie szybko malała z każda minutą lotu. Sytuacja, krajobraz zmieniał się dosłownie co minutę.
- Dobrze, że zabrałem dodatkowy akumulator ! - ucieszyłem się w głębi duszy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Lądujemy idealnie na przyczepce. Brawa w podzięce za udany i piękny lot.
Chwilę potem szampan i pamiątkowe dyplomy.
O 8AM meldujemy się już przy motocyklach i... wierzymy, że dziś zrobimy niezły dystans bowiem już dawno nie startowaliśmy tak wcześnie. Nie, nie już dawno - jeszcze nie startowaliśmy tak wcześnie ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


cdn.
Awatar użytkownika
Flaw
Administrator
Posty: 3619
Rejestracja: 07 wrz 2008, 20:19
Lokalizacja: Chorzów
Kontakt:

:shock: rewelacyjnie a nawet odlotowo!
h e d o n i z m
Awatar użytkownika
Rodman
Posty: 580
Rejestracja: 17 gru 2008, 10:22
Lokalizacja: Warszawa

zazdraszczam, balon to chyba jeden z niewielu statków powietrznych którym nie leciałem :mrgreen:

widoki i zdjęcia bajka, brawa też dla pilota bo wylądowanie tam gdzie się chce to nie taka łatwa sprawa.
Awatar użytkownika
Bandit
Posty: 127
Rejestracja: 18 cze 2012, 14:25
Lokalizacja: Paszków

Czekam na ciąg dalszy - długa ta przerwa świąteczna :) Pisz, pisz
Yamaha XT 660R >>> XT1200Z dwa razy więcej radości :P
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Sorki. Robota mnie przygniata a jak juz jest wolna chwila to odsypiam zarwane w pracy nocki.
Wątpię abym dał radę skrobnąć coś jeszcze w styczniu, choć powalczę.
Jeszcze raz sorki!
Awatar użytkownika
Flaw
Administrator
Posty: 3619
Rejestracja: 07 wrz 2008, 20:19
Lokalizacja: Chorzów
Kontakt:

Neno, to może małe podsumowanie/porównanie XTR o którym wspominałeś?
h e d o n i z m
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Ok, ale w innym temacie i chyba dziś siądę dokończę dzień " z balonami ;) bo jak sięgam pamięciom to duzo się nie działo...
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Bardzo wcześnie zaczął się dla nas ten dzień - 17.09.2013, dla nas to 8dzień w podróży. Była to szansa nawinąć jakieś słuszne kilometry bo kolejny punkt do odhaczenia na naszej trasie był oddalony o ładny odcinek od Kapadocji.
Trzeba więc solidnie przygotować siebie i maszyny. Zaczynamy smarować łańcuchy, nakładać kolejne koszulki czy co tam kto miał albo co tam mu jeszcze zostało po kradzieży ;) U mnie wkoło zębatki nawinęła się jakaś foliowa torba, część jej wydłubałem a reszta została "na potem". To było nie do pomyślenia dla obserwujących nas Turków! Zaczęli się ciągać z ową folia, skubać, szarpać, w końcu skombinowali śrubokręt i po ponad 10 minutach walki wygrali. Umorusani w smarze ( niech się cieszą, że to był Belray a nie jakiś Motoul - wtedy uwalili by się po łokcie:D) ale szczęśliwi. I nie chcieli słyszeć, że to mi nie przeszkadza, że motocykl pojedzie dalej. Wszystko musiało być zrobione na tiptop. No cóż... co im będę żałował. Podziękowałem ukłonem tak niskim jak tylko mogłem, uścisnąłem nadgarstki i odjechaliśmy... w złym kierunku. Po minucie machaliśmy do nich jeszcze raz śmiejąc się razem z nimi ;)

A gdzie jechaliśmy... kolejnym celem był Ararat i próba wejścia na niego. Wiedzieliśmy ile to kosztuje, ile zajmuje czasu, zachodu - ale chcieliśmy spróbować. Raz się żyje, nie często bywa się w tych okolicach - więc czemu qrna nie?

Kilka migawek z trasy:

Obrazek

Obrazek

Wstaliśmy dziś wcześnie to i spać się chce, zwłaszcza na drodze szybkiego ruchu. Droga szybkiego ruchu, jak sama nazwa wskazuje służy do szybkiego poruszania się po niej a tymczasem Tomasz co chwila przysypia i jego prędkość spada do 80km/h , nie pomaga to , że podjeżdżam, robię przegazówki... a prosiłem by jechać minimum 90ką, bo mi singiel szarpie łańcuchem a na czwartym biegu przecież jechał nie będę. Po czwartej, może piątej takiej akcji odpuszczam, dojeżdżam do Tomasza a ten w najlepsze bawi się mp3ka ;)
Nie wytrzymuję. Cel zna, mapę i navi ma. Ja odkręcam i jadę dalej wg umowy - 90km/h.
Kilka minut później tracę go z lusterek. Chyba działa z premedytacją ale nie dam wyprowadzić się z równowagi ;)
Zjazd, oznaczony wieeeelkim znakiem ale no jak... mp3 ważniejsza ;) Pomachaliśmy sobie tylko. To kolejna i nieostatnia nasza "zguba". Chyba to polubiliśmy bo wywołuje to dodatkowe przygody. Kilometr później , dla świętego spokoju wysyłam dla Tomasz nr drogi jaką ma cisnąć (nie mógł zawrócić a kolejny zjazd miał za kilka km itp.).
Spotykamy się jakieś 180km później w restauracji obok stacji benzynowej, na której tankujemy nasze rumaki a później siebie. Tankujemy także naszą elektronikę, suszymy co mokre po przelotnych opadach deszczu. Na szczęście już nie pada, my najedzeni i zaczyna się dyskusja co dalej bo w e-mailu, który odbiera Bathoty jest jakieś info o wizie Irańskiej. Dostaliśmy numerki (to on zajmował się wizą do Iranu)!
I oto stoimy na rozdrożu, Tomek chce w prawo, nad morze, obaj chcemy na wprost, na Ararat a ja dodatkowo próbuję przekonać fumfla by skoczyć nad drugie morze, to na północy i odebrać w Trabzonie wizy do Iranu i tym samym wrócić do planu pierwotnego. Przekonanie go nie jest trudne, trwa niewiele więcej niż minutę. I zaczyna się znów gonitwa z czasem, kasa. Wskakuję na moto i ruszam w miasto w poszukiwaniu karty telefonicznej. Po licznych drobnych, acz śmiesznych przygodach wracam z nią i dzwonimy do ambasady, umawiamy się z ambasadorem na jutrzejszy poranek, na godzinę 9! Tylko jak... mamy tam ponad 580km a już jest ostre popołudnie. Zwijamy majdan więc tak szybko jak tylko się da, dziękujemy za gratisowe herbaty i kawy (jako dodatek do obiadu), dziękujemy za pomoc przy mapie, za pokazanie tego i owego, i przede wszystkim za darmowe ładowanie bo nie było to w tym miejscu takie oczywiste.

Maszyna do ładowania:
Obrazek

Nasz kelner:
Obrazek


Z tych blisko 600km do zrobienia tego dnia udaje nam się przejechać nieco ponad 200. Powód prosty: deszcz, niesłychany ziąb, wiatr... morale znów spadają prawie do zera ;(
Jeszcze w dodatku nie ma gdzie się rozbić ;( Masakra!
W podłych nastrojach zjeżdżamy w pierwsze lepsze miejsce jako tako nadające się do
rozbicia namiotu. Jako tako bo ledwo tam dojeżdżamy, idealnie płasko nie jest i jak popada to rano będzie zajebiście... Do tego namiot będzie ważył po zwinięciu chyba z kilogram więcej - w skrócie glina, glina i jeszcze raz glina.
Bez kolacji ( u mnie to standard) usypiamy czym prędzej. Budziki wzorem dnia dzisiejszego ustawiamy bardzo wcześnie i usypiamy po tym dniu pełnym przeżyć - tych dobrych i tych jeszcze lepszych.

Obrazek

Obrazek


Mapki:

Obrazek

Obrazek

A tak szukaliśmy noclegu...prawie po zmroku ;)

Obrazek
Ostatnio zmieniony 15 sty 2014, 19:30 przez Neno, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Łasica
Posty: 783
Rejestracja: 19 lis 2009, 11:32
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

super, mam nadzieję, że zaraz pojawią się tu fotki z wejścia na Ararat !? :-D
Obrazek ::BIKEPICS:: | XT660X -> BMW F800GS
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Dzień 9, 18.09.2013r

3.30AM
Ciemno, zimno, cisza... którą przeszywają tylko nasze głosy:
- Pospał bym jeszcze
- Ja też ale co zrobić, trzeba wstawać

Termometr pokazuje marne 6stopni, jedyne pocieszenie w tej sytuacji to brak deszczu. Zwijamy majdan, odciążamy bagaże o 2 pełne garście chrupek czekoladowych i próbujemy dopchać się do asfaltu. Nie ma lekko! Maszyna Bathorego nie chce jechać. Ja sprawdzam swojego - jedzie bez problemu. Hmmm. No nic, zsiadam i idę pchać, nie będę się przecież przyglądał jak kolega za chwilę skończy swoje sprzęgło lub położy maszynę. Pcham, Tomek daje w palnik ale niestety, tył mieli a przód ucieka - nie możliwe by było aż tak stromo, przecież jedziemy w dół! Kolejna próba i wnikliwa obserwacja zachowania przodu i już wiem co jest nie tak - pod błotnik Transalpa dostało się tyle błota, że opona nie daje rady się obracać. Zakleiło się to wszystko na AMEN! A, że podłoże śliskie to zamiast się kręcić jedzie tam gdzie chce i nie jest to kierunek, który myśmy obrali. Pewnie jak byśmy go jakimś cudem dopchali do asfaltu to jakoś by się to koło zaczęło kręcić ale "przejechaliśmy" raptem ze 2-3metry a już z nas leci pot, a co mowa o dopchaniu go taki kawał. Rozbieramy. Podjeżdżam swoją maszyną z boku i doświetlam. EnJoy nie wybrzydza i błoto czy glina idzie do przodu. Dzielne stworzenie!

2h od pobudki, już na poboczu asfaltowej nitki, a my mamy za sobą nie wiem...może 120m :D i jeszcze maszynę do poskładania. Buty ważą chyba po 2kg więcej, więc je też należało by jakoś dopieścić bo jak się pokazać w takich w ambasadzie ? A pantofli na zmianę nie wzięliśmy...

Ruszamy. Kierunek Trabzon.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W tej pięknej scenerii, w cieple wschodzącego słonka Tomasz robi się senny więc ustalamy, że on się kimnie na motocyklu a ja lecę dalej i by nie marnować czasu nagram jakieś video, porobię zdjęcia, krótko mówiąc pomarudzę. Kręcę się więc motocyklem tu i tam, szukając dobrych kadrów, znajduję w końcu fajną zatoczkę, może z 15-20m od drogi gdzie rozkładam statyw, wkładam kamerę i rejestruję poklatkowo ruch chmur na niebie - mam w końcu czas.
Nie wiem czy zdążyłem zarejestrować z 2sekundy gdy znajomy dźwięk V2-ki przeleciał mi koło uszu. Akurat wpatrywałem się w wizjer ale to musiał być on !
Tak gubimy się po raz kolejny.

Obrazek

Spotykamy się dopiero po jakiejś godzinie, może nawet dłużej i tylko dlatego, że Tomasz spotyka po drodze motocyklistę i ucinają sobie pogawędkę, bo inaczej chyba byśmy spotkali się pod ambasadą. On gonił mnie, a ja jego więc nikt gazu nie żałował ;)
Dołączam się na chwilę do rozmowy ( yes, yes, no, no, ok, ok... ) ;) a myślałem, że to ja słabo znam angielski. W każdym razie udaje nam się dowiedzieć, że nie mamy co szukać w Trabzonie Decathlonu, gazu też raczej nie znajdziemy i nasza zapasowa kuchenka nadal będzie robiła tylko jako balast.

Obrazek

Fotkę udaje nam się zrobić tylko jedna bo wysiada mi akumulatorek w aparacie, kamera gdzieś głęboko a Tomasz chyba ma lenia i nie chce mu się wyciągać swojego. No cóż, jedna wystarczyć musi. A może mnie właściwa sesja ominęła... ale czy to ważne? Mamy piękny dzień, ogromne spóźnienie ale nadal szansę na dostanie wizy do Iranu, do kraju o którym i ja, i Tomek śniliśmy od jakiegoś czasu. Ruszamy powoli, bo niby dochodzi już 9ta ale nie ma się co spieszyć i tak pewnie marneee szanseee ;(

Droga świetna, na zakrętach, w momencie gdy mamy pod górkę 3ci pas ruchu, ale tylko dla nas. Kiedy mamy z górki, pas jest dla tych jadących z przeciwka - standard.
Zazwyczaj jestem opanowany, jeżdżę grzecznie ale nie wytrzymuję... odjeżdżam. Lewy ciasny, redukcja, pełna pyta na wyjściu, długa prosta, dohamowanie, bieg w dół i w prawo. Jadę tym wewnętrznym, dodatkowym pasem, w zakręcie wyprzedzam ciężarówkę a z przeciwka jakiś CWEL popitala sobie moim pasem....bo co ma jechać swoim jak zakręt może ściąć. Robi mi się gorąco, krew pulsuje jak oszalała i tylko mocne bicie serca przez kolejne minuty wstrzymuje mnie przed ponownym odkręceniem. Było blisko. Zwalniam, czekam by kolega mógł mnie dojść i znów zaczynam zabawę, tym razem, nie opuszczam prawego, zewnętrznego pasa , dodatkowo uważając jeszcze mocniej na zakrętach. To nie był pierwszy taki przypadek na naszej drodze w Turcji! Na szczęście ostatni.
Dalej już jedziemy jako para, Tomasz pierwszy, ja za nim jak cień. Zaczynają się remonty, zwężenia, objazdy, zaczyna się też skwar. Na pierwszej stacji w mieście zdejmujemy co tylko się da, myjemy nasze ubłocone buty, wbijamy w nawigację adres i ruszamy. Błądzimy troszkę ale udaje się. Wynik:

- Pana Ambasadora nie ma, zapraszamy jutro, na 9tą...

No to ładnie, kolejny dzień w plecy.
Idziemy na obiad, zakupy, do kafejki i tak jakoś zlatuje nam dzień. Dzień na przemian, raz deszczowy i chłodny, raz słoneczny i bardzo gorący.

Obrazek

Obrazek

Zaskakują nas dość niskie ceny, kebab kosztuje nas trochę mniej niż w kraju a jest nieporównywalnie lepszy, a i dodatki jakieś takie orientalne ;)

Wizyta w piekarni opalanej łupinami:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


9dni przygody za nami a my nadal nie mieliśmy ani porządnego noclegu pod dachem, ani normalnej kąpieli, nawet prania nie udało nam się zrobić. Szukamy więc kempingu ale okazuje się to mega trudnym zadaniem. Albo już pozamykane albo tam gdzie być powinny (wg nawigacji) ich po prostu nie ma.
Pniemy się więc lokalną drogą w góry, droga która z każdym kilometrem robi się węższa aż przechodzi w typowa, nieutwardzoną drogę górska, na szczęście dziecinnie prostą.
Mijamy wioskę za wioską nabierając w nasze butelki tyle wody, ile tylko się da. Przy wioskach bowiem usytuowane są "rurki z wodą" , która spływa zapewne tu z gór. Będzie na kolację, śniadanie, prysznic i pranie. Mamy tego w sumie z 10L !

Za miejsce noclegu wybieramy sobie ślepą "uliczkę: intensywnie zarośniętą zielskiem - widać, że od dawna nikt z niej nie korzysta, czujemy się bezpiecznie tak mocno osłonięci od niepotrzebnych spojrzeń....

Godzinę później siedzimy już we trójkę ;) i spożywamy w milczeniu kolację. Nasz gość posługuje się tylko językiem lokalnym, zupełnie dla nas niezrozumiałym, a gdy zaczyna próbować języka migowego wprowadza tylko zamieszanie pokazując takie gesty jak by ktoś miał nas tu w nocy powyrzynać ;)

Obrazek

Oczywiście całą zastawę stołową zorganizował nasz gość, 44letni Sulejman, a dalszy dialog na migi uświadomił nam, że "on jest z tych dobrych, więc mamy się nie obawiać, a reszta, mieszkająca po drugiej stronie gór to złodzieje i mordercy" - stąd pewnie te dziwne znaki wywołujące w nas początkowy niepokój. Choć nie powiem, noc była czujna... a sen płytki ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mapka i statystyki:

Obrazek

Obrazek

Okolice Trabzonu:
Obrazek
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

Dzień 10, 19.09.2013r

Poranek - pakowanie, śniadanie, zdjęcia, filmy - wszystko trwa chyba ze 3h!

Obrazek


Obrazek

Obrazek


Pod ambasadą Iranu Tomasz melduje się o 8.50, ja o 9.00. Powód ? Tradycja - pogubiliśmy się... Tomasz zdążył na zielonym, ja zostałem na czerwonym, on nie poczekał, ja nie miałem odpalonej nawigacji i próbując trafić z pamięci pojeździłem to tu, to tam ;) Życie.

W kolejce byliśmy ostatni, w zasadzie kolejki już nie było bo wszyscy już wyszli, my szybciutko złożyliśmy dokumenty i zostawiając motocykle pod okiem ochrony ambasady ruszyliśmy w miasto opłacić wizę (75euro). Szukając odpowiedniego banku poznajemy serdeczność Turków, którzy zapominają o swoich zajęciach i zajmują się nami. Spytanie o adres nie kończy się wskazaniem drogi, oni musieli nas zaprowadzić niemal otwierając nam drzwi do banku!

Wracamy by pod ambasadę oczekiwać na wlepkę do paszportu. Ma być na 16.00. Mamy więc dużo czasu. Tomasz bierze mapę i rozkłada się na trawniku, czyści szybę w kasku itp. a ja ruszam w miasto. Musze kupić "kilka" brakujących rzeczy (termos, polar itp. ) i naprawić czołówkę.

Obrazek


Zaglądam na godzinkę do kafejki internetowej, w której zostawiam notebooka by się naładował a sam ruszam w miasto. Zaglądam do pierwszego lepszego speca od lutowania i proszę go o naprawę czołówki. Nie chce się podjąć ale wyskakuje na ulice, zaczepia 3 młokosów, mówi im czego potrzebuję i gdzie maja mnie zaprowadzić , uściska mi rękę i ...ruszamy dalej w miasto. Po 20 minutowym spacerku docieramy gdzie trzeba. 2 naprawy i każda nieskuteczna. czas ucieka...decyduję się zostawić czołówkę i wrócić po nią później... tylko czy koleś wie, że po nią wrócę ? :)

Obrazek

Obrazek


Idziemy szukać kubka, łyżki, termosu, gazu do kuchenki itp. ... znaczy ja bym chciał iść ale chłopcy nie za bardzo wiedzą czego od nich chcę. Gdzieś mnie prowadzą, okolica robi się nieciekawa - blokersi, przejścia przez podwórka, kolejne przybijane "piątki" i "żółwiki", stare kamienice... czyżbym za chwilę miał mieć jeszcze dłuższą listę zakupów do zrobienia i w dodatku brak portfela... ? Oj będzie przygoda - śmieję się w duszy, która wisi mi na ramieniu.
Na szczęście okazuje się, że chłopaki mają super pomysł i lądujemy w szkole angielskiego :D Tym razem to Pani nauczycielka nie rozumie mnie... bo ja też nie grzeszę znajomością języków zachodnich cywilizacji.

Obrazek


Czołówka odebrana, działa, oczywiście naprawa za free, notebook naładowany, zerkam na telefon a tam SMS od Tomka - wracaj szybko bo już paszporty można odbierać. Wysłany o 13:30 a jest już 15:45... już wyobrażam sobie jego "zdenerwowanie" ;) No trudno, za duży gwar był na ulicy, nie słyszałem.


Na wylocie z Trabzonu napełniamy zbiorniki naszych rumaków i startujemy. Kierunek... w góry, w końcu jedziemy w góry!
Po drodze kupujemy jeszcze chlebek a, że piekarnia jest na rozdrożu to ustalamy którą drogą pojedziemy. Wybieramy tą przez góry - wygląda zacnie - pokręcona, więc będzie masa winkli, żółta na mapie więc nawierzchnia nie powinna za bardzo nas zwalniać.
Ruszamy.

Obrazek

Po chwili zapada zmrok, na domiar złego zaczyna padać, my i te nasze góry...
20km później kończy się deszcz i nawierzchnia, dalej pniemy się w górę górska drogą. Mijamy kolejne wioski w których zdziwieni ludzie patrzą na nas pytającym wzrokiem, jak byśmy zwiastowali jakiś kataklizm. Na wszelki wypadek pozdrawiamy ich serdecznie i nie zatrzymujemy się. Przez godzinę udaje nam się zrobić 30km, po kolejnej do rachunku dnia możemy dopisać tylko 25. Tempo spada tak jak temperatura, rośnie za to wysokość i nasze wqrwienie, do tego stopnia, że mimo późnej pory w ogóle nie chce nam się spać. Może to i dobrze bo droga w tych ciemnościach wymaga uwagi, ja muszę uważać podwójnie bo Tomasz jadący z tyłu koniecznie musi jechać na światłach drogowych bo inaczej nic nie widzi. Pierwszy jechać jednak nie chce... :D odstępu większego też nie zrobi bo się boi, że się zgubi i zjedzą go wilki :D
Gdzieś koło 22.30 mamy dość i się pooddajemy.
Jest chata, jest kawałek płaskiego miejsca na którym parkujemy nasze motocykle. Między nami trwa przepychanka o to, kto pójdzie się zapytać czy nie zjedzą nas tu wilki (czyt. czy możemy tu rozbić namioty i przespać). Tomasz jest silniejszy i wypycha mnie do tego zadania. Idę. Ostrożnie schodzę po śliskiej trawie w dół, o czymś takim jak schody można tu pomarzyć. Pukam - cisza. Pukam raz jeszcze, bardziej zdecydowanie ale nadal grzecznie. Słysze kroki - ktoś idzie!
Drzwi otwierają się z charakterystyczny dla ciężkich, drewnianych konstrukcji, skrzypieniem. W tle lampy naftowej widzę twarz staruszki a za nią pchającego się do przodu młodzieńca, tak na oko z piętnastoletniego. Matka, a może nawet babka trzyma go jednak mocno jak by wyczuwała jakieś zagrożenie z mojej strony. Kłaniam się nisko, uśmiech na usta i próbuję załagodzić jakoś tę napięta sytuację. Międzynarodowym językiem migowym pokazuję skąd my, dokąd, na czym i co chcemy. Kobieta kiwa głowa na znak zgody i natychmiast zamyka drzwi. To co zobaczyłem wewnątrz... urodziłem się na wsi, biednej wsi, mieszkałem tam 6 lat, kolejne 12 bywałem tam częstym gościem, nie przelewało się nam ale u nas w takich warunkach mieszkało bydło ;( Naprawdę, to bardzo przykre patrzeć na takie coś, w dodatku widząc strach w oczach drugiej osoby. Straszne przeżycie, ten widok mam do dziś przed oczyma i chyba zabiorę go do grobu, to była jedna z tych chwil, których się nie zapomina. A to wszystko jest jeszcze bardziej niesamowite w perspektywie tego co zdarzyło się dnia następnego o poranku.
Zapraszam was więc już dziś na kolejny odcinek.

A to widok o poranku:
Obrazek


Tradycyjnie mapki:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
ODPOWIEDZ