Majówka 2014

Trasy, przygotowania, wspomnienia
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

Pomysł na Majówkę:


1.05 wyjazd z Wawy i chcemy dojechać co najmniej nad Balaton (830 km) - to by było fajne miejsce na nocleg w namiocie, bo jezioro to prawie już wakacje...,
2.05 znad Balatonu przez Zagrzeb i Zadar do Sibeniku (małe zwiedzanie) i tu już będzie można powiedzieć, że jesteśmy "na miejscu"! (623 km),
3.05 z Sibeniku do Krki, przekąpać się przy małych wodospadach, potem wybrzeżem do Trogiru (zobaczyć starówkę), dalej Split (też pochodzić po mieście) i przepłynąć na wyspę Brac od strony miejscowości Supetar i tam przenocować (150 km),
4.05 z wyspy zjechać od strony miejscowości Sumartin i stamtąd do Mostaru w Bośni - jest jakiś fajny tunel po drodze, a sam Mostar wygląda przepięknie, więc obowiązkowo zwiedzanie, z Mostaru do Dubrovnika, gdzie też zwiedzamy i idziemy na pyszną kolację - mam nadzieję, że to nie będzie nasz pierwszy ciepły posiłek:) (250 km)
5.05 rano zwiedzanie Dubrobnika, potem jedziemy do Kotoru i tam jest jakiś fantastyczny fiord i w ogóle extra widoki:), Budva, Petrovac, Bar, Ulcinj, dalej nad skadarsko jezioro i do Podgoricy,
6.05 jazda lokalna po ich górach, ponoć pięknie (ok. 300 km),
7.05 rafting (Brštanovice to Scepan Polje) i powrót do Dubrovnika na noc (200 km),
8.05 wybrzeżem do miejscowości Vodice i tam już trochę się pochilować (290 km),
9.05 do plitvickich jezior, Zagrzeb, Maribor, Graz (500 km),
10.05 powrót do domu (900 km)....
total: 4300 km motocyklem:)

Ja wybieram się z moją lubą (dwa motocykle). Ktoś chętny się dołączyć ?
Awatar użytkownika
Łasica
Posty: 783
Rejestracja: 19 lis 2009, 11:32
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Ambitny plan!
byle tylko się nie skończyło na 1.05 - 20cm śniegu, zaspy, wyjazd z Wawy, dojazd do Katowic - 300km...

Niemniej jednak powodzenia!
Obrazek ::BIKEPICS:: | XT660X -> BMW F800GS
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

Śnieg, to ma być na święta, długi majowy jest tydzień 'po' :-)
Jak będzie tylko trochę źle to się jakimś busem podjedzie do granicy czy kawałek za...

Janek - spokojnie możesz powiedzieć żonie, że bez niej to nie to samo, prace domowe nie uciekną, a tam się potem będzie tłok i straszne upały =)
Awatar użytkownika
Bajros
Posty: 3302
Rejestracja: 10 lis 2008, 23:27
Lokalizacja: Warszawa

SayTen,
Ciekawa koncepcja! Kibicuje tej majówce.
Rafting mnie kręci :)

Janko dobijacie z narzeczoną do tej wycieczki?
Jedzie Jadzia Dziadzie ;) Braaap Braaap
"Tylne koło ucieka cały czas, przednie tylko raz"
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

Nie będę się przedwcześnie rozpisywał, bo pogoda na razie nie rozpieszcza, ale...

pojechaliśmy przez Graz. Potem kawałek przez Alpy i Słowenię, gdzie projektant dróg bocznych linijki nie znał. Wczoraj dojechaliśmy do Dubrownika, dziś kawałek Czarnogóry. Podobno ma przestać padać. Zdjęcia i filmy po powrocie, bo szkoda wyjazdowego czasu na Internety!
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

Po wielu przemyśleniach dotyczących pakowania, przygotowaniach sprzętowych, dopinaniu wszystkiego do jakiś dziwnie późnych godzin wieczornych około 1 poszliśmy spać.
Przełożyliśmy tylko zbiórkę na nieco później, tak, by o 8:30 się spotkać pod makiem.
Jak zaplanowaliśmy tak też się stało, i po tankowaniu, pompowaniu kół i wielu innych czynnościach, które były trudne do przewidzenia grubo po 10 ruszamy z Warszawy.
FOTO1
Jedziemy:
Ja - XTX
Aga - MT07
Tomek- CBR600

Dzień 1.

Droga niezwykle malownicza. Katowicka, potem A-coś, potem S-ileś, potem mały objazd z okazji niedokończenia mostu w Mszanie. Potem już tylko Czechy i trochę kilometrów przez Austrię i już jesteśmy w Grazu. Tego dnia zrobiliśmy nieco ponad 860km. Jazda autostradami okazała się niezwykle męcząca i nużąca, jednak pokonanie tego dystansu w inny sposób jest całkowicie niewykonalne.
Obrazek
FOTO2
Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy jeździć po nocy - nie wyszło! Jest 21, nie mamy nic zabookowanego do spania. Noclegownie na starówce wydają się mało ciekawe. Dzięki pomocy z domu udało się znaleźć w miarę tanio hostel (70E/ 3 osoby). Trafiamy tam nieco po 23. Najdroższy nocleg na całym wyjeździe, za to w ośmio-osobowym pokoju z tylko dwiema obcymi osobami. I tylko jedna z nich strasznie chrapała.

Siadamy w naszym hostelowym barze, pobieramy piwo i parę kieliszków chcąc przystąpić do rozmyśleń o dniu jutrzejszym. Mam serdecznie dosyć tłuczenia się taką drogą wychodzę więc z propozycją zrobienia małego objazdu. Planowaliśmy autostradą dostać się jak najszybciej nad morze do Rijeki (jakieś 350km). Ostatecznie udało się wybrać drogę nieco dłuższą, za to przez Alpy (450 i to jaką :-).
Idziemy spać coś przed 2gą.

Dzień drugi wita nas optymistycznym upałem. Zanosimy cały dobytek zuruck na motocykle. Miasto przynajmniej w tej części wydaje się być całkowicie dostosowane do ruchu rowerowego. Zamiast chodników - szklaki pieszo-rowerowe, stojaki, nic tylko jeździć. Jak już wspominałem objuczamy nasze osiołki i ruszamy w drogę. Ruch powietrza daje przyjemny przewiew ciuchów. Membrany już dobrze schowane, rękawiczki 'letnie', jest ze 24 stopnie. Rewelacja. Normalnie początek wakacji. Jeszcze tylko kawałek autostradą w stronę Alp i będzie pięknie....

... będzie, a raczej byłoby, gdyby nie. Po przejechaniu iluśtam kilometrów pogoda nieco się zmienia. Robi się jakoś niepokojąco chłodno, a powietrze wilgotnieje jak wtedy, gdy mówimy o opadach deszczu. Stacja, membrany, zimowe rękawiczki, zapinanie pod szyję.
Tankujemy, jedziemy dalej jeszcze kawałek autostradą, potem zjazd na boczne dróżki, potem cięższy deszczyk. Rozjaśnia się dopiero na winkle...

...ale za to jakie winkle.
FOTO3
Obrazek

Przenikamy do Słowenii. Druga strona gór, a lądujesz w nieco innym świecie. W Austrii dominowały drzewa iglaste, tu jest miejsce też na liściaste, trawa jest zielona, a na horyzoncie takie od sobie widoczki. Do tego piękne drogi, z których żadna ( tych bocznych, którymi zjeżdżaliśmy z gór) nie zaznała projektowania od linijki.
Obrazek
też foto

Lecimy dalej. Pierwsza stacja na hajłeju. Znowu winieta i w drogę. Lądujemy na granicy Chorwackiej. To takie miejsce, gdzie się wyjmuje paszporty. Tu ważna uwaga, po pierwszym wyjęciu nie chowamy zbyt głęboko i nie przygotowujemy się do przejechania kolejnych 300km, bo możemy się zaskoczyć, gdy 200m dalej będziemy musieli się rozebrać, dokopać do paszportu i pokazać go ponownie.

Z granicy zjeżdżamy do Rijeki i jedziemy już dalej ósemką. Drogą, wije się po skalnym wybrzeżu niemal do Dubrownika (czytaj dość długo). Znowu zaczyna padać i gdzieś koło 19 zatrzymujemy się na kolejną naradę.
Obrazek
fotofoto
Obrazek
fotofotofoto

Jako, że nie wszyscy mamy podobne doświadczenia w jeździe po cudownych zakrętach, jest miejscami ślisko, a w dodatku w perspektywie godziny ma zrobić się ciemno postanawiamy wrócić do Senj i tamtędy wjechać na autostradę, którą polecimy dalej do Zadaru, w którym to nocleg zabookingowaliśmy przeczekując okropną Słoweńską ulewę. Wracając jednak do drogi na autostradę. Robi się zimno, ciemno, pada i jest ślisko, tubylcy wolno jeździć nie potrafią, a droga, którą wjeżdżamy na autostradę wygląda tak:
Obrazek
:-)

Potem jeszcze tylko jazda w chmurach, godzinka z haczykiem na autostradzie w okropnym deszczu ( plus półgodzinny postój na modlitwy o chwilowe osłabienie deszczu ) i jesteśmy w Zadarze! Coś koło 23... Tak - mieliśmy nie jeździć po nocy! Już nie będziemy!

Jest ekstra, bo przestało padać, tyle tylko, że nie odbieraliśmy telefonu, gdy nasza Pani z bookingu chciała potwierdzić nasz przyjazd i tak jakoś sprzedała naszą rezerwację komuś innemu. Nocne szukanie alternatywy okazało się dość proste. Na starym mieście internet działa dla wszystkich, a dodatkowo moja nokia z mapami HERE(trejdmark) miała sporo tych noclegowni w bazie. Nawigacja jest raczej słaba, ale mieć mapę ze wszystkich zawsze lepiej! Pan nam otwiera drzwi już koło 1 możemy się rozpakować. Śpimy centralnie na starym mieście 60E /3 osoby, mieliśmy słabą pozycję negocjacyjną szukając w mokrych ciuchach noclegu trochę po północy.

ObrazekU R L
Awatar użytkownika
czarnuch
Posty: 1261
Rejestracja: 17 mar 2010, 9:57
Lokalizacja: WROCŁAW
Kontakt:

Wrócili ?? Dalej się byczą ?? Dawaj więcej fot z samej Croatii!! Sam w tym roku nie pojądę, to może choć popatrzę :mrgreen:
Doświadczenie przychodzi z wiekiem...najczęściej jest to wieko od trumny ;-)
Awatar użytkownika
Bajros
Posty: 3302
Rejestracja: 10 lis 2008, 23:27
Lokalizacja: Warszawa

Maciek, fajnie że się ruszyliście i zobaczyliście jak to pojeździć po świecie na motórach :) Wciąga co? :) Szybka i skuteczna realacja, dzięki.

PS : Mam wrażenie że na zdjęciach dojrzałem brak brzydkiej wyblakłej kanapy :P
Jedzie Jadzia Dziadzie ;) Braaap Braaap
"Tylne koło ucieka cały czas, przednie tylko raz"
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOD MORNING ZADAAAAAR!

Wstajemy rano (czyt. 9). Za oknem pięknie (tylko trochę kropi). W końcu to 'ciepłe kraje' czego się spodziewać. Idziemy poszukać jakiegoś kantoru ( 100 EuR = 780 KUNA) i spróbować coś zjeść. Jest marnie, bo w lokalu ze śniadaniami już za późno, a cała reszta ma tylko pizzę i kanapki. Nawet sałatki nie można dostać. Nic tylko strzelić focha.
Dzień

Ruszamy i deszcz rusza z nami. Po drodze moje powypadkowe buty (SIDI Clever gore) dochodzą do wniosku, że jednak mają dość. Woda wlewa się do środka. Jedyny ratunek to wkładki z tesco-texu. Nie, żeby było bosko, ale jest lepiej. Jedziemy do miasta Sibenik, zwanego przeze mnie cały czas Szybenikiem, ewentualnie Szybernikiem. Właściwa wymowa zupełnie mi obca.
szybenik
tak wygląda turysta
turyzm
dalej szyberdach
a to ja
jest pięknie!

W sumie to miało być pięknie, ale coś nie wyszło. Brak słońca nie ułatwiał robienia cudnych fotografii. Poprawiał za to nastroje. Mieliśmy już raczej dość (uśredniam tych co chcieli wracać z tymi, którym się już nawet wracać nie chciało). Pada decyzja. Bookujemy coś z Splicie i kończymy dzień z wynikiem jakiś 200km. O 15:30 nasze idealnie mokre ciuchy lądują w pokoju nad grzejnikiem. Dopiero teraz doceniamy, że wcześniej to jednak na 10min przed miastem przestawało padać poważnie i wiatr mógł nas trochę podsuszyć. Tu ciekawa obserwacja. Kieszenie w kurtce od zewnętrznej strony membrany są dużo bardziej narażone na działanie wody niż te, które zostały do tego przeznaczone na zewnątrz. Nie lękajcie się jednak. 500 EuR bardzo szybko się suszy i nie traci kolorów!

Wypożyczamy parasole od naszych gospodarzy (może trochę naciągam, parasole stały w koszu w przedpokoju, a my byliśmy potrzebujący. Nie chcąc krępować ich rozmową z nami bierzemy je bez pytania). Chodzenie w suchych ubraniach i butach jest zdecydowanie przyjemniejsze od tej samej czynności, gdy coś jest mokre! A jak już wspominam o gospodarzach to i napomknę coś o ich sąsiadach. Gdy my wciskamy nasze maszyny na chodnik między rząd samochodów, a ścianę, do 'naszego sąsiada z przeciwka' zachodzi grupa gości, którzy śpiewają coś pod oknem. Musieli dobrze śpiewać, bo wyszła jego córka i wyglądała na gotową do ślubu. Gości też jakby wylęgło. Takie obrządki, co to się u nas tylko w ludowych przyśpiewkach pojawiają. Rewelacja. Wszyscy się cieszą i patrzą z okien. Pełna integracja!

Wróćmy jednak do biznesów. Split jest rewelacyjny. Przynajmniej taką wizytówkę wystawia starówka z mariną. Szlajamy się godzinami i jemy (Ja jem) doskonałe kalmary. Najlepsze w życiu-ewer! Moi kompanii męczą się z krewetkami. Tanio nie było (120 kun/talerz), ale moje były tego warte. Schodzimy jeszcze dwa razy starówkę. Ten kamień, po którym się chodzi w deszczu jest śliski jak... bardzo śliski. Wygląda natomiast fenomenalnie.

o tak
albo tak

Nastroje po spokojnym dniu, kilku kieliszkach wina/rakii oraz uczciwym posiłku się polepszają. Są nawet niezłe. Wracamy się przespać coś kole północy. Nawet ładna ta Chorwacja w Splicie. Szkoda tylko, że tam ciągle pada!

I znów. Wstajemy rano i sprawdzamy ciuchy. Raczej nie doschły. Buty mam mokre. Dziękuję Bogom rozsądku za zimowe rękawiczki. Dziś plan nieco ambitniejszy jeżeli chodzi o kilometry. Wychodzę sprawdzić pogodę. I nie uwierzycie - ja z resztą też nie mogłem uwierzyć - mianowicie...
..
..
Tak. Pada.

Zbieramy się z tego padołu i kierujemy do Bośni. Nowiusieńką autostradą przejeżdżamy na drugą stronę granicy. Od strony drogowej BiH to zupełnie inna sprawa. Drogi są węższe, ruch mniejszy, a oznakowania kierunków sporadyczne. Przekroczywszy granicę o raz za dużo przynajmniej dowiaduję się, że źle skręciłem, ale jak już zajechałem, to mi dokumenty przynajmniej sprawdzili.

Jest. Dojeżdżamy do Mostaru. Krętą drogą na około (winkle, tyle, że mokro). Starówka jest mała, za to wygląda...
MOSTAR

dwa

Chodzimy po moście, wchodzimy do meczetu. Za 2EUR rezygnują z obowiązku zdejmowania butów itp. Wszyscy mogą wejść wszędzie. Widok niesamowity. Warto.
Nie rozpisując się nadmiernie, bo czeka mnie zaraz szypułkowanie truskawek wspomnę tylko, że ruszamy z Mostaru do Dubrownika. Ponoć perły Adriatyku. Ponoć jutro ma nie padać. Zbieramy tyłki i jedziemy dalej. Wracamy na ukochaną drogę nr8. Zaczynają się zakręty, ruch nieco wzmożony i wieje. Wieje nadzieją, że jutro zaświeci słońce. Kolejna niespodzianka - nasi gospodarze! Chcą pomóc z bagażami, mówią gdzie iść zjeść, co zobaczyć. Normalnie czujemy się jak tubylcy. Informujemy ich, że zostaniemy na dwie noce ( planowaliśmy jedną). Aga chce odpocząć, Tomek chce jutro koniecznie jechać do Czarnogóry (bo po jutrze wsiada na prom w Splicie, jego wycieczka będzie kontynuowana w Italii). Wróćmy jeszcze na ówczesności dubrownickiej.
raz
razraz
raztrzy
Jemy pyszną lazanię (ależ to pięknie wygląda po polsku!) za jedyne 45 kun. Idziemy spać. Jest lepiej...
Awatar użytkownika
crazyrider12
Posty: 1459
Rejestracja: 04 mar 2010, 7:49
Lokalizacja: Krk/Siemianowice Śl

Nice trip ;) Widzę że wam pogoda tak samo dopisała jak nam w Rumuni ;) Miejscowa Sujka-odpowiednik Palinki-skutecznie poprawiała nastrój i rozgrzewała ;)
...bo każda okazja jest dobra by zjechać z utartej ścieżki i poszukać własnej ;)
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

Dzień kolejny. Dziś miało być lepiej, ale z prognozą pogody to sobie można...
Wychodzę przed nasz apartament, ale jak tu żyć? Panie Premierze!!
Jest rano i co gorsza ciepło, słonecznie. Aga dziś protestuje i nie jedzie. Tomek też protestuje, bo czas go goni, a Montenegro zobaczyć trzeba. Koty w tym czasie dobierają się do naszego śniadania. Tu małe wtrącenie - wszystkie te portowe miasta mają swoją populację kotów. Koty mają dobrze. To jednak najdoskonalsza forma życia. No ale wracamy do biznesu. W wersji lajt ( plecaki, bez kufrów) postanawiam jednak, że pojadę z Tomkiem. Ostatnia decyzja przedgraniczna - tankujemy za kuny, bo nie wiadomo co to za waluta za granicą ( przygotowanie procentuje ), a wymieniać potem bez sensu też głupio. Przy tankowaniu rusza mnie sumienie. Sprawdzam olej - coś tam jest, ale mogłoby być lepiej - ewidentnie Jadzia nie chce jeszcze jechać, też by wolała sobie dzień odpocząć. Szef jednak może być jeden i jedziemy dalej. Mijamy granicę i gęstym i dość mozolnych ruchu przemieszczamy się w stronę zatoki kotorskiej. Po pewnym czasie zauważam, że nie działa mi kontrolka kierunkowskazów, a po chwili nawet, że to nie tylko kontrolka. Czas na mini-postój i sprawdzenie co działa, a co nie chce. Swoją drogą ładne miejsce...
to właśnie tu

Nie zrażony protestem motocykla, który coraz mocniej postanawia, że chce wolne jedziemy dalej. W umyśle jednak kwitnie mi potrzeba zajechania na stację benzynową, zakupu nowej żarówki na tył (stop jest, pozycji niet). Com pomyślał, tom uczynił. Kupuję bezpieczniki i żarówkę, wymieniam i ... . nic.
Przeświadczony, że mój pojazd komunikuje mi chęć postania obok MT07, a nie ciągania za sobą CBRki posłusznie wykonuję. Na granicy już po chorwackiej stronie celnik pyta mnie, czy idzie na gumę i żebym pokazał. Z żalem mówię, że nie umiem. Uśmiecha się ze zrozumieniem tłumacząc, że to nawet lepiej, bo nie wolno i pewnie bym zarobił mandat.
Chwila mija i jestem abarot w Dubrowniku. Szybka zmiana ciuszków i hop na mury. Bilecik dla dorosłych 100kun, ale dobrze zainwestowane. Każdemu polecam.
jest co oglądać
serio! takie tam

Wieczorem jeszcze zaopatruję się w dętkę, którą niweluje ubytki w dobrze już wyrobionych serkach. Rozbieram pół motocykla szukając problemów z elektryką, uszkodzonych kabli i takich tam. Dupa. Tj dupa, nie elektryk ze mnie i się poddaję, idziemy zwiedzać dalej. Tu owoce morza są nieco tańsze niż w Splicie, ale też nieco gorsze. Znajdujemy jednak fajny bar, gdzie Pan do późnych godzin raczy nas ( i nie tylko ) grą na pianinie. Wracamy spać dość późno. To w końcu nasz ostatni wieczór razem.

Rano nasze drogi się rozchodzą. Ja jadę do salonu Yamahy szukać pomocy, Aga chyba się poopalać. Tomek nadrobić zdjęciowe zaległości, gdyż przed południem musi ruszać do Splitu. Panowie z yamahy odsyłają mnie do pobliskiego warsztatu, tam zaś dowiaduję się, że do 15 będzie dobrze. Zwiedzamy jeszcze trochę i dzwonimy sprawdzić co było nie tak. Werdykt- 285kun, dwie żarówki i bezpiecznik, którego nie sprawdziłem jak się okazało ( taki mały, pojedynczy OBOK głównej skrzynki bezpieczników ).

Ruszamy koło 16.
kotor Objeżdżamy zatokę kotorską i dojeżdżamy do Budvy. Miał być kurort jest piździarne miasto. Trudno.... a może nie do końca. Pada decyzja - jedziemy do Podgoricy, tam się prześpimy, coby z rana atakować góry!
droga pod górę
Dla tych co nie widzą, Podgorica nie jest jakąś tam wioską pod górami, jak sama nazwa wskazuje, tylko stolicą tego państwa, w dodatku niedawno pobudowaną. Jest strasznie, więc wracamy nad morze! Do Baru docieramy koło 21. Szukamy wifi i obiadu. Podjeżdżamy pod pierwszy lokal... Nie, drugi- też nie... Trzeci - nie, to jakaś mordownia!!
Trudno. Jedziemy dalej. Na światłach podjeżdża obok nas jakiś gość czarnym audi kombii. Pyta czy potrzebujemy pomocy. Z tyłu ma dwa foteliki dla dzieci, więc albo chce sprzedać nasze organy, żeby je wykarmić, albo to normalny gość. Ryzykujemy. Prowadzi nas do baru, który jest bajkersfriendli. Sprawdza noclegi, coby coś fajnego nam załatwić. Jemy, dowiadujemy się gdzie śpimy. Jest super. Nawet nas prowadzi na miejsce.
tak wygląda to rano

My zaś idziemy spać w tych super warunkach. Drugi dzień słońca dramatycznie zmienia odbiór tego wyjazdu.
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

Szybkie wtrącenie dwóch filmików:
Numer jeden - bliżej nieokreślone wycinki z jazdy po Czarnogórze.
Zasadniczo składa się nań:
podjazd z Baru do Podgoricy
przejażdżka kanionem rzeki Lim
Dojazd do klasztoru na jeziorze Skadarskim.
[video]https://www.youtube.com/watch?v=3wV_xOGlzIg[/video]

Drugi to tylko nieco przycięty wyjazd właśnie z Baru
stara droga

A tu filmik:
[video]https://www.youtube.com/watch?v=QmzlVq2XGi8[/video]

Niestety to już tylko końcówka. Jak widać odcinek 46km liczony jest na 90min drogi... Wstyd się przyznać, ale mniej więcej tyle jechaliśmy, na filmie zaś już tylko końcówka - wcześniejsze nagranie się okazało wyjść jako jedno zdjęcie :-)
Awatar użytkownika
Bajros
Posty: 3302
Rejestracja: 10 lis 2008, 23:27
Lokalizacja: Warszawa

SayTen, Bardzo piknie w tej Chorwacji, żałuję że dwa lata temu nie wypalił mi wyjazd motocyklowy w tamtą stronę, ale nadrobię to kiedyś na bank :)

Czy udało Wam się zabawić na Raftingu?

PS : Na swojej wyprawie też miałem problemy z elektryką, po tym przypadku nie ruszam się bez miernika na dalsze wycieczki :] Baaardzo pomaga w diagnozie co jest nie tak.
Jedzie Jadzia Dziadzie ;) Braaap Braaap
"Tylne koło ucieka cały czas, przednie tylko raz"
Awatar użytkownika
SayTen
Posty: 347
Rejestracja: 02 mar 2011, 22:16
Lokalizacja: Warszawa

EEeee RAFTING? po-E-A-o! Niestety wszelkie zakusy na raftingi, słimingi i plażingi wybiła nam z głów pogoda. W najcieplejszych cześciach dnia temperatury lekko przekraczały 20. Na początku baliśmy się, że mamy zbyt mało przewiewne ciuchy. Rozważaliśmy zabranie naszych pseudo-zbroi. Na miejscu wyszło jednak tak, że przez większość dnia jeździliśmy albo w membranach, albo zapiętej wentylacji. Wieczorami wkładaliśmy zaś na siebie wszystko co zabraliśmy. Nie mieliśmy ochoty sprawdzać jak szybko się ogrzejemy po takim całodziennym moczeniu w lodowatej wodzie. O tym jeszcze pod koniec tego posta ;-)

Wracając jednak do wyjazdu. Filmy wrzuciłem, a nic na ten temat nie napisałem. Piękny dzień rozpoczął się od śniadania w naszej spalni, potem spacerek do Starego Baru. Wszystko co się tam znajduje jest właśnie odbudowywane. Biedny to kraj i idzie im powoli. Pani za wejście przyjmuje 2E od osoby, ale myślę, że warto.
panoramka

Moja cudna nawigacja wskazała mi tajny przejazd do drogi, którą chcemy wracać do Podgoricy. W nocy jechaliśmy wielokilometrowym tunelem w dół. Droga w górę za dnia po serpentynach wydawała się lepszym wyjściem. Niestety pierwszy odcinek musieliśmy wracać. Droga między podwórkami zakończona była wymytym rowem w miejscu asfaltu. JA to bym przejechał! Chciałem jednak oszczędzić upokorzenia MT07, więc zawróciliśmy i pojechaliśmy na około. Po chwili pieliśmy się już w górę malowniczą drogą, która w znacznej części była pokryta piachem, kamyczkami bądź dziurami. Widoki jednak były cudowne i średnia na poziomie 40km/h nie przerażała. Tak dojechaliśmy do większej drogi, po chwili wracając jednak by zobaczyć Monastyr na jeziorze skadarskim

Potem było dość nudno, aż do kanionu rzeki Lim, szybkim obiedzie w restauracji Kozak, 45km kanionu Tary... W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że było mi bardzo przykro, że już wypsztykaliśmy obie GoPro z prądu, bo czegoś takiego w życiu nie widziałem( a wiele nie widziałem). Lim
Tara

Tutaj nadszedł czas na drugie danie, powrót przez jezioro Slansko , aż do Kotoru ...

Nie nie nie nie nie... O czymś tu zapominam. Jazda wzdłuż koryt rzeki ma swoje uroki. Widoki są, zakręty są, ale... czegoś brakuje. Jakbyście sobie uruchomili mapę, to wygląda to tak. Z Mojkovac do mostu nad rzeką Tara jedzie się spokojnie, a potem odbijając nagle zaczynają się góry, serpentyny. Nowiusieńki asfalt, znikomy ruch i wjazd do ośrodków narciarskich... Zablijak, Gradac, Niksic.. Wszystko nówka sztuka droga. Miejscami wrażenia jak na torze. To był dobry motocyklowy dzień.

Śpimy w nad samą zatoką , rano ruszamy zwiedzić Kotor. Jest nieźle, ale to nie Dubrownik. Zaczynamy rozmyślać o powrocie. Do wieczora chcemy dojechać do Skradinu, skąd szybko byśmy mogli obejrzeć wodospady na rzece Krka. Na parkingu przed samym odjazdem wpadamy na trójkę wesołych polaków w drodze do Albanii. Byli mocno zdziwieni, że śnieg już w górach odpuścił, bo tydzień temu drogi po których jeździliśmy poprzedniego dnia, były jeszcze zaśnieżone. Stąd droga już zaczyna lecieć szybko. Po drodze tylko dwie zdjęciówki. pierwsza i druga . Dalszą drogę do Trogiru już robimy autostradą. Sam Trogir ciekawy, ale jest późno i mamy zasadniczo gdziej. Jedziemy do Skradinu się przespać. Postanawiamy spiąć pośladki, po porannym zwiedzaniu autostradować do samego domu, żeby być już w sobotę wieczorem i niedzielę dojść do siebie.

Skradin rano wygląda super. I wszystko jest super. Kupujemy w sklepie ser z wyspy Pag i jemy smaczne śniadanie (tj. Aga kupuje i robi, ja głównie jem). Wodospady można zwiedzać na różne sposoby - można iść na piechotę, można wypożyczyć rower bądź płynąć statkiem. Wejście kosztuje tyle samo, a opcja z podpłynięciem wydaje nam się najszybsza. Cały park wygląda tak , tyle, że mają ich więcej i nie tylko to. Warto zobaczyć!

A my wracamy do drogi. Dalej już będzie nudno. Na autostrady w Chorwacji wydajemy do cna wszystkie kuny. W Słowenii chcąc przyoszczędzić na winietach ( bo autostradować mielibyśmy jakieś 50km) postanawiamy oddać dodatkową godzinę na szukanie drogi wzdłuż autostrady - nie polecam, nie warto. Dalej jest jeszcze lepiej, bo wjeżdżamy do Austrii z mocnym postanowieniem zakupu winiet na pierwszej stacji.. .Wjeżdżając nie-autostradą nie mieliśmy takiej możliwości na samej granicy. Byłoby pięknie, ale nad autostradą pojawia się napis, coś o kontrolle... Z trzech pasów robią się dwa, z dwóch jeden... Ten jeden wprowadzony jest na parking, gdzie stoi dwóch policjantów i patrzy na szyby samochodów... Tośmy kurka przyoszczędzili... Gdy na nas przychodzi kolej by między nich wjechać ( stoją po dwóch stronach pasa ruchu) grzecznie wrzucamy kierunkowskazy do zjazdu na bok. Przecież nie będziemy ich ' nie zauważać'. Panowie jednak patrzą na nas i machają cobyśmy nie zjeżdżali. Trudno! Jedziemy dalej!

Pierwsza stacja, tankowanie, obiad i szukanie noclegu. Jesteśmy 30km od Grazu. Jest niecała 19. Plan - jedziemy pod Wiedeń! Niczym Jan Sobieski.. Mój telefon bez prądu, a ładowarka gniazdkowa coś nie działa. Drugi motocykl - ta sama sytuacja. Zamiast ładować telefony u Pani za ladą dzwonimy i wspieramy się zdalną organizacją noclegu. W ten sposób tuż przed 21 wyjeżdżamy! Mamy do zrobienia 70km. Tak ,trzeba było się kimnąć przy drodze, a te 2h czekania byśmy. Nie ważne! Ruszamy.

Deszcz dopada nas na wyjeździe z Grazu. Nie jakiś tam deszcz. Najpierw jest miło. Potem trochę mniej.. Przy wyjeździe z któregoś tam kolejnego tunelu nie widać już nic. Autostrada jest w remoncie, więc ruch wycięty to jednego pasa. Za nami samochody, które mogłyby by jechać więcej niż 60 w tych warunkach. Gdy łuk prowadzi w lewo, a coś jedzie w drugą stronę światła całkowicie oślepiają robiąc z kropli na szybie białą ścianę. Bosko! Wjeżdżamy na pierwszą staję, wydajemy majątek na gorące herbaty, a deszcz nie ustaje. Po godzinnej przerwie poddajemy się. Nie ma co. 30km do celu. Jakoś się musi udać. I się udaje, bo przed pierwszą jesteśmy pod hotelem....

Rano znów deszczyk. Znów autostrada.. Po Austrii przychodzą Czechy, potem nasz ukochany brakujący most w Mszanie (który już jest oddany). W Piotrkowie ostatni postój z wychłodzenia. W domu meldujemy się coś koło 19.

Dla tych, którym się jeszcze nie znudziło ALBUM ZE ZDJĘCIAMI . Jest ich tam ponad 700, są nudne i się powtarzają.
ODPOWIEDZ