Jak masz krowę, to hamuj. Jak masz psa, to nie hamuj!

Trasy, przygotowania, wspomnienia
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

29 czerwca – Jak co dzień, wstajemy, pakujemy się i ruszamy na północ w stronę Skopje. Całą drogę do Sofii doskwiera nam straszny upał. Tego dnia jedziemy, tankujemy, jedziemy, tankujemy i tak cały czas aż do Sofii. Humory wracają nam dopiero w Sofii jak widzimy wielki napis KFC !!!!!! Ceny są … a nie ważne, najadamy się do syta, albo nawet i bardziej. Korzystając z wifi i używanej poprzednio wyszukiwarki znajdujemy nocleg w hotelu za 30 euro. Oddalony jest na tyle daleko od centrum, że trzeba jechać motorami lub komunikacją miejską, żeby zwiedzić centrum. Więc postanawiamy zwiedzić … pobliski sklep, wrócić do pokoju, napić się piwka i odpocząć. Macedonia nie urzekła nas niczym szczególnym, ale może to też przez nasze nienajlepsze nastroje i ciągły pośpiech.

Dystans 410 km.

30 czerwca – Ustawiam najkrótszą trasę do miejscowości Novaci (wjazd na Transalpinę) i ruszamy. Mimo dość wczesnej pory musimy przebić się przez całą Sofię, czyli pokonać miejskie korki, co w przypadku obładowanych motocykli wcale nie jest dużo łatwiejsze niż przejechanie samochodem. Po straconej godzinie kierujemy się dokładnie na północ. Po dojeździe do miejscowości Oryahovo, GPS pokazuje, że zaraz powinna być droga na drugą stronę Dunaju, do Rumunii. Żadnej drogi nie widać, dojeżdżamy do kontroli paszportowej i okazuje się, że mostu nie ma, za to jest prom. Najbliższe przejście z mostem jest ok. 130 km dalej i wcale nam nie po drodze. Cena promu okazuje się jednak do przełknięcia (ile? Chyba kilkanaście euro za wszytko), odpływa on co dwie godziny i płynie ok. 20-30 min. Udaje nam się zdążyć w ostatniej chwili tak, by nie trzeba było czekać kolejnych 2 godzin. Dorotka skutecznie wstrzymuje odpływ promu J Po drugiej stronie nie ma już żadnej odprawy paszportowej. Przejeżdżamy kilka kilometrów i już nam się nie podoba. Mijani ludzie patrzą na nas tak, jakby sobie myśleli, co by nam zabrali w pierwszej kolejności... Przy większych grupach mam wrażenie, że podzielili już nawet między siebie pomarańczowy lakier z ramy KTM-a. Budynki to takie bardziej lepianki. Całe życie w wioskach odbywa się przy… sory NA drodze. Dzieci bawią się na drodze, krowy pasą się na drodze, ludzie idą drogą, ławki stoją na drodze itd. Natomiast wioski potrafią się ciągnąć przez kilkanaście kilometrów. Boimy się gdziekolwiek zatrzymać, żeby coś zjeść, coś się napić. Jedziemy w stronę gór licząc, że tam będzie bardziej cywilizowanie i bezpieczniej. Góry coraz bliżej, a tu cywilizacji nie widać… Nie widać też żadnych pensjonatów, hosteli, „apartmani” a pod namiotem, to nawet nie przechodzi nam przez myśl, żeby spać. Na szczęście przypomina mi się, że mamy namiary na miejscówkę do spania przed Transalpiną (niezbyt dokładną, ale zawsze to coś) od poznanych w Kotorze Polaków.

Obrazek

Wprowadzam w Garmina namiary i jedziemy szukać. Nie dojeżdżając do ustawionego skrzyżowania dróg, kilka kilometrów wcześniej mijamy przy drodze tabliczkę, coś, ala „agroturystyka”. Z zewnątrz wygląda bardzo ładnie, duży dom, zadbany ogród. Zupełnie nie pasuje do otoczenia slamsów. Pierwsza kwota jaka pada to 50 euro za jeden pokój bez łazienki, więc od razu robimy w tył zwrot i idziemy do wyjścia. Właścicielowi jednak chyba zależy, żeby coś zarobić (cały dom pusty) i ostatecznie mamy cały ogromny dom z kuchnią, salonem, jadalnią, kominkiem itp. dla siebie za 30 euro! Gdy tylko się rozpakowujemy, zrywa się straszliwa ulewa, zbierają się czarne chmury i wali mnóstwo piorunów. Burza jest tak silna, że nawet w wiadomościach podają o różnych zalaniach i podtopieniach w Rumunii. Sprawdzając pogodę na następny dzień nie wygląda to dobrze, a my mamy przecież przejechać Transalpiną. Robimy kolację, myjemy się i spać.

Dystans 380 km.
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

1 lipca – Po przebudzeniu pierwsze, co robimy, to wyglądamy przez okno, żeby zobaczyć, jaka jest pogoda. Udało się! Nie pada, a nawet jest prawie czyste niebo. Dojazd do Novaci zajmuje nam ok. godziny. Przez te Rumuńskie wioski, to strach jechać szybko, bo nie wiadomo nigdy, kto lub co wyskoczy pod koła.

Poprzedniego dnia, na drogę, pod tira, za którym jechaliśmy, na zakręcie wyskoczyła wielka krowa. Tir wyhamował kilka metrów przed nią, a my kilka metrów za tirem. Po kilku następnych minutach jazdy pod koła wybiegł nam, a w zasadzie, to Dorotce, durny, rumuński pies. Ja tylko słyszałem pisk opon i widziałem w lusterku uślizgujące się przednie koło… na szczęście bez gleby. Po tym incydencie udzieliłem cennej rady: „Dorotka, jak masz krowę to hamuj, a jak masz psa, to nie hamuj:oops: . Co było kolejną cenną lekcją dla Dorotki, w jej motocyklowej przygodzie :D

W Novaci chcę zatankować, jednak jedna stacja jest nieczynna, a w drugiej „stacji” (sklep spożywczy z wmurowanym w ścianę dystrybutorem) nie można zapłacić, ani w euro, ani kartą. Dobra, benzyny powinienem mieć na ok. 100 km (mniej więcej długość Transalpiny), a w razie czego Duke mało pali i na pewno będzie skąd pożyczyć ze dwa litry. Może Dorotka pożyczy J Na pierwszych kilometrach drogi DN67C, budowana jest duża nowoczesna stacja benzynowa, być może jeszcze w tym roku zostanie otwarta, na pewno będzie można płacić na niej kartą. Droga wita nas pięknymi serpentynami z cudownym asfaltem. Jest szeroko i bezpiecznie. Ok. 10.40 zatrzymujemy się przed miejscowością Ranca (obok stacji przekaźnikowej) żeby się ubrać. Obserwujemy też niecierpliwie, że szczyty gór zaczynają pokrywać się mlekiem. Kilka fotek i ruszamy.

Obrazek

Obrazek

Od rejonu wyciągu narciarskiego, który jest obok drogi, zaczyna się jazda w chmurach, robi się coraz zimniej, a wiatr wieje coraz mocniej. Po paruset metrach temperatura spada do 4 stopni (na co nie jesteśmy odpowiednio ubrani), do tego wieje silny wiatr, co potęguje odczucie zimna. Widoczność spada do 1-1,5 metra, więc nie da się jechać szybciej niż 10-15 km/h. A palce powoli zamarzają. Przełęcz Urdele (najwyżej położony punkt Transalpiny 2145 m n.p.m.) mijamy bez przystanku – bo i po co się zatrzymywać w takich warunkach. Przystanek robimy po godzinie (11.50) na mostku na rzece Lotru. Jesteśmy poniżej chmur, widoczność się poprawiła i jest CIPLEJ (ok. 12 stopni). Tutaj też mijają nas pierwsi motocykliści (których tego dnia na trasie spotkaliśmy dosłownie kilku). Ubieramy się we wszystko co mamy: podpinki, bluzy, kominiarki itp.

Obrazek

Dzielna Dorotka i jej dzielny Diuczek :D

Obrazek

Upssss.... :oops:

Obrazek

Jak widać poniżej, wszystko powyżej było w chmurach.

Obrazek

Obrazek

Dalej droga prowadzi już tylko dolinką wzdłuż rzeki, przez las, więc nie jest już taka malownicza. Przejeżdżamy obok kilku elektrowni wodnych i tam. Droga jest dobrej jakości, ale są jeszcze miejsca żwirowe oraz, im bliżej Sebes, tym więcej jest poprzecznych powycinanych kawałków asfaltu. Miejsca te są niżej od drogi o grubość asfaltu, więc trzeba co chwila zwalniać, chyba że jedzie się Dzikiem.

Tama na rzece Sebes (przy sztucznym jeziorze Oasa)

Obrazek

A nad nami cały czas chmury....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Stacja benzynowa jest w miejscowości Sugag (można płacić kartą), ale benzyna wychodzi bardzo drogo. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba ok. 7 zł/litr. Nie mamy żadnej miejscówki do spania, więc jedziemy do centrum Sebes-u. Trafiamy do Lidla (kilka km dalej jest Kaufland) objadamy się bułkami z morelą i czekoladą i myślimy o noclegu. Aha jeszcze jedno. Po tej stronie gór, Rumunia jest jakby innym krajem. Jakby mieszkali tutaj kompletnie inni ludzie. Jest normalnie i europejsko. Normalne domy, normalne sklepy i ludzie nie patrzą się z taką wrogością na ciebie. Wracamy do samego centrum, udaje nam się znaleźć niezabezpieczoną sieć wifi, więc booking i mamy miejscówkę. Musimy się wrócić kilka km drogą DN67C do miejscowości Sasciori. Jadąc na południe przy drodze są też tabliczki m.in. po polski „Wolne pokoje”. Bardzo fajne miejsce, gdzie zatrzymuje się mnóstwo motocyklistów. Dom jest praktycznie nowy, do dyspozycji jest duża, w pełni wyposażona kuchnia, na dworzu altanka i grill. Właściciel częstuje nas lokalnymi wyrobami, bynajmniej nie chodzi o wyroby mięsne. Obmyślamy plan na resztę urlopu. Zostało nam jeszcze parę dni w zapasie, pada więc pomysł Hajduszoboszlo (Węgry), gdzie jest duży Aquapark.

Dystans 180 km.
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

2 lipca – Rano okazuje się, że motocykliści z Czech, którzy też nocowali w tym samym domu, wieczorem popili i urwali kran. Zalali całą podłogę i pokój niżej. Właściciel nie jest za bardzo zadowolony. Czesi szybko się zebrali, chyba ze wstydu i pojechali na Transalpinę. My spokojnie jemy śniadanie i dopiero ok. 10 ruszamy. Z Sebes do Devy jest ok. 60 km nowej autostrady, więc się na nią pakujemy. Do tej pory nie wiem czy była płatna czy nie J Po zjechaniu z autostrady odbijamy na północny-zachód czyli na Oradea – droga nr 76. Niech was ręka boska broni, żeby tamtędy jechać. Nadróbcie 100-200 km, ale tędy nie jedzcie! Cały odcinek 200 km drogi jest w permanentnym remoncie! Do pokonania jest chyba ze 100 punktów jednokierunkowych sterownych światłami i jakoś zawsze po podjechaniu do nich jest czerwone, do tego jest też mnóstwo mijanek bez świateł. Jedzie pełno tirów, które ciężko wyprzedzić przez te mijanki. Po kilku mijankach, gdzie czekamy po 10 min na zielone światło, kolejne zaliczamy już na czerwonym – co raz się na nas mści… i prawie ląduję z motorem w rowie, tir przejeżdża kilka cm ode mnie... Mimo takiej jazdy ten odcinek pokonujemy dopiero w 4-5 godzin. MASAKRA! Są też odcinki, gdzie zebrany jest asfalt i wysypany świeży, nie ubity żwir. Jedzie się po tym strasznie wolno, a za plecami siedzi nam i popędza tir. Do Oradei dojeżdżamy tak zmęczeni, że, jak tylko widzimy znak KFC, motocykle same tam jadą... Objadamy się i ciągniemy wifi. Dojazd do granicy z Węgrami jest już ładną dwu pasmową drogą, odprawa idzie szybko. Do celu zostaje nam jeszcze ok. 60 km. Na wyszukany w internecie kemping (pamiętający czasu PRL) docieramy pod wieczór. Kalkulujemy ceny za namiot i za wynajęcie domku, chociaż lepsze określenie dla niego to kiosk. Po doliczeniu wszystkich opłat za motocykle, osoby namiot, taksę klimatyczną, wychodzi praktycznie taka sama cena jak za kiosk. Bierzemy więc kiosk, bo prognoza pogody znów nie jest dla nas łaskawa. Tego dnia nie chce nam się już nigdzie chodzić, jemy kolację i idziemy spać.

Dystans 360 km.

3 lipca – To dzień pod znakiem pluskania się w basenach. Oczywiście po przebudzeniu się pierwsze, co widzimy to deszcz. Leje chyba całą noc, jest strasznie zimno, że aż nie możemy się zebrać żeby wyjść na baseny. Cały kompleks basenów podzielony jest na kilka stref, z racji pogody dziś idziemy na część „pod dachem”, która składa się z kilkunastu różnych basenów, baseników i kilku zjeżdżalni (dokładne info tutaj http://pl.hungarospa.hu/). Do dyspozycji mamy baseny z ciepłą wodą, bardzo ciepłą wodą, gorącą i z „dieslem”. Tak go nazywamy, ponieważ kolor ma jak diesel, śmierdzi jak diesel i jest straszliwie gorący. Za wejście do Aqua- Palace na cały dzień na 3 osoby (2 dorosłe 1 ulgowa) płacimy ok. 7800! Na szczęście forintów, a nie złotych. Zapłacilibyśmy jeszcze więcej, gdyby nie 20% zniżka dla osób śpiących na naszym kempingu (Ważne: żeby z tego skorzystać, bilety wstępu trzeba wykupić w recepcji kempingu, a nie w samym Aquaparku. Zniżka działa tylko na część Aquaparku pod dachem). Cały kompleks wygląda na nowy i jest w nim czysto. Można też przejść do baru, z tradycyjnym basenowym jedzeniem: hamburgery, frytki itp. Czas szybko leci i trzeba wychodzić. Po wyjściu z basenu kręcimy się trochę po tej dziwnej miejscowości i jemy ohydny kebab.

Dystans 3 km piechotą.

4 lipca – Rano świeci ładne słoneczko, więc zostajemy jeszcze jeden dzień. Dziś idziemy na część zewnętrzną Aquaparku.

Trzeba (jak ktoś lubi poszaleć na dużych zjeżdżalniach) wykupić wejściówkę na baseny oraz oddzielnie wejściówkę na „wysokie zjeżdżalnie”. Nie będę się rozpisywał na temat, co ile i czego jest, bo możecie sobie sprawdzić na stronce, którą podałem wyżej. Powiem tylko jedno, radze uważać na starych zjeżdżalniach, które są w ogólnej części basenowej. Czuć każde łączenie plastikowych elementów. Można sobie rozwalić gacie lub, co gorzej, plecy i łokcie. Jak już ktoś bardzo chce jechać na tych strych zjeżdżalniach, to radze w spodenkach i koszulce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cały dzień świrujemy na wysokich zjeżdżalniach, gdzie przez 3 sekundy zjazdu osiągam prędkość 59,8 km/h, a hamuję dupą na wodzie przez 1 sekundę. Trochę się opalamy i znów nas wyganiają, bo już zamykają. Za szybko ten dzień się kończy. Po wyjściu znów idziemy na miasto coś zjeść. Na nasze nieszczęście kupujemy coś, co wygląda, jak jedzenie, ale w smaku to nawet koło jedzenia nie leżało. Jemy trochę i zostawiamy to gówno. Na golonkę nie spojrzę przez następnych parę lat. Wracamy ledwo na kemping i od razu udajemy się na tron. I tak przez pół nocy. Na szczęście do rana nam przeszło… Jedzenie jest tam naprawdę kiepskie.

Dystans 3 km piechotą

5 lipca – Na dziś mamy w planach dojazd do Krakowa, wychodzi nam sporo kilometrów, do tego chcemy omijać autostrady na Węgrzech, wiec rano się zbieramy. Niestety w recepcji jest kolejka ludzi chętnych do płacenia, która idzie bardzo woooooolno. Po 30 min ruszamy, kierujemy się dokładnie na północ (Presov). Mamy dobrą pogodę, jedzie się przyjemnie, ale kilometry ubywają wolno. Całą drogę myślimy tylko o tym, ze po wjeździe do Polski idziemy do McDonalda. Żeby zabić smak tej ohydnej, wczorajszej golonki. Mijając Poprad na horyzoncie wyłaniają się piękne polskie Tatry (wysokie) z górującym najwyższym ich szczytem – Gerlachem (2655 m n.p.m.). Teraz już wiemy, że zostało nam niewiele, a piękne widoki umilają przejazd. Wreszcie jest znak Łysa Polana! Jesteśmy z powrotem w PL! Z racji częstych wypadów w Tatry, tę drogę znamy już dobrze. Do Mc zajeżdżamy pod Myślenicami ok. 16.30. Czas mamy bardzo dobry, a do domu zostało 300 km. Postanawiamy więc jechać już do upadłego, do domu. Do Warszawy dojeżdżamy na 22.00. Dzięki temu mamy całą niedzielę, żeby odpocząć po urlopie J

I tak się szczęśliwie kończy nasza pierwsza, bałkańska podróż, dzięki Bogu bez żadnych większych, nieprzyjemnych przygód, mandatów i usterek. Nasze KTM-y dzielnie się spisały i nie kaprysiły po drodze. A w planach już mamy kolejną wyprawę motocyklową. Mamy nadzieję, że uda się ją zrealizować jeszcze we wrześniu.

Dystans 760 km.
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

Lista rzeczy do zabrania:
• Kombinerki
• Kompresor
• Dętki przód, tył
• Łyżki do opon x2
• Spray do naprawy opon bezdętkowych
• 0,5 litra oleju do silnika Motul 300V 15W50 x2 (do małego i dużego)
• Smar/y do łańcucha x2
• Czołówka
• Mapa Bałkan (papierowa)
• Palnik
• Gaz
• Menaszka
• Deska do krojenia
• Gąbka do mycia naczyń
• Sztućce plastikowe x3
• Scyzoryk
• Namiot (3,5 osobowy)
• Maty x3
• Śpiwory x3
• Poduszka
• Mokre chusteczki x2 paczki
• Mała ściereczka do wycierania szybki w kasku
• Kamizelka odblaskowa
• Power tape
• „Trytytki” - dużo
• Torebki np. Auchanowe puste
• Torebki śniadaniowe
• Apteczka
o woda utleniona,
o przeciwbólowe i zapalne,
o przeciwalergiczne,
o na sraczkę,
o pantenol,
o apteczkę „z samochodu” (gotowy zestaw, nie wiem co w nim jest, Doris wie)
• Kosmetyki
o Maszynka do golenia jednorazowa x2
o Szczotki do zębów x3
o Pasta do zębów x 5 (małe tubki)
o Mydło
o Trochę płynu do prania
o Trochę płynu do zmywania
o Krem do opalania
o 4 spinacze do prania
• Ubrania
o Michał
 Skarpetki x4
 Majtki x3
 Kąpielówki
 Długie spodnie
 Krótkie spodenki
 Sandały
 Koszulki (3 termo, 2 zwykłe, 1 na ramiączka)
 Polar
 Kominiarka
 Arafatka
 Okularki do pływania
 Ręcznik
 Rękawiczki gumowe
 Rękawiczki motocyklowe (2 pary)
 Kurtka motocyklowa + podpinki
 Spodnie motocyklowe + podpinki
o Doris (ilości nie znam ;) )
 Skarpetki
 Majtki
 Stój kąpielowy
 Długie spodnie
 Krótkie spodenki
 Sandały
 Koszulki
 Polar
 Kominiarka
 Ręcznik
 Kurtka przeciw deszczowa
 Rękawiczki gumowe
 Rękawiczki motocyklowe
 Kurtka motocyklowa + podpinka
 Spodnie motocyklowe + podpinki
• Dokumenty
o Dowody osobiste
o Prawa jazdy
o Paszporty
o 2x Dowód KTM + ubezpieczenie + zielona karta
o EKUZ
o Wydrukowane kilka map
o Dodatkowe ubezpieczenie
o Telefony do ambasad w krajach przejazdu
• Elektronika
o Telefony
o Kabel usb rozwijany + wtyczka do zapalniczki + końcówka do gniazdka 230V + 2 końcówki do ładowania telefonów
o Kamerka GoPro + 2 karty
o „Patyk” do kamerki GoPro
o „Przyssawka” do kamerki GoPro
o Kabelek do ładowania kamerki GoPro
o Pilot do GoPro
o Aparat + ładowarka
o Nawigacja Garmin + pokrowiec twardy
• Jedzenie
o Liofilizaty x12
o Woda 1,5 litra x2
o Konserwa np. łopatka Krakusa x4
o Pasztet Podlaski x2 [Szkoda, że tylko tyle się zmieściło]
o Zupki chińskie x6
o Gorący kubek x6
o Chleb
o Ciastka
o Orzechy
o Guma do żucia
o Kaszka manna


Bonus – telefony i adresy do ambasad.

SŁOWACJA
Bratysława, ul. Hummelova 4 tel.: 00 421 2 59490211
telefon alarmowy: 00421 911 133 853

WĘGRY
Budapeszt, ul. Városligeti fasor 16
tel.: 0036 1 413 8200

CHORWACJA
Zagrzeb, ul. Krležin gvozd 3 tel.: (00385-1) 48-99-444 (centrala)
telefon alarmowy: (00-385) 98-359-796

CZARNOGÓRA
Podgorica, ul. Kozaračka 79 tel.: (sekretariat): +382 67 326 056
telefon alarmowy: +382 67 326 071

ALBANIA
Tirane, ul.Rruga e Durresit 123 tel.: + 355 4 45 100 2
telefon alarmowy: +355 694022011

MACEDONIA
Skopje, ul. Dimitar Pandilov 2a tel.: +389 2 3248820
telefon alarmowy: +389 78 233 389

BUŁGARIA
Sofia, ul. Chan Krum 46 tel.: +359 2 987 26 10, +359 2 987 26 60, +359 2 987 26 70
telefon alarmowy: + 359 884 688 510

RUMUNIA
Bukareszt, ul. Aleea Alexandru 23, sector 1
tel.: (00 4021) 30 82 200 (centrala), (00 4021) 30 82 210 (sekretariat)
lidoo
Posty: 34
Rejestracja: 31 paź 2012, 13:12
Lokalizacja: Kłodzko

Dziękuje pięknie, świetnie się czytało, taki umilacz w pracy .. :-P
Awatar użytkownika
Flaw
Administrator
Posty: 3618
Rejestracja: 07 wrz 2008, 20:19
Lokalizacja: Chorzów
Kontakt:

kolasgsxr, wrzuć jeszcze poglądową mapkę trasy i będzie komplet :)
Fajna wycieczka :)
h e d o n i z m
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

Flaw pisze:kolasgsxr, wrzuć jeszcze poglądową mapkę trasy i będzie komplet :)
Fajna wycieczka :)
Będą jeszcze mapy z każdego dnia. Dajcie mi chwilkę.

Cieszę się że się podobało. Heh ja też dużo relacji czytam w pracy :oops:
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Mi też się podobało. Przeczytałem "od deski do deski" oczywiście w pracy :lol:
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
Awatar użytkownika
Łasica
Posty: 783
Rejestracja: 19 lis 2009, 11:32
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Super Trip, dziękujemy za relację ;-)

PS
Kto jeszcze nie próbował to polecam Langosz na węgrzech w opcji czosnek ser keczup - PYCHA! :mrgreen:
Obrazek ::BIKEPICS:: | XT660X -> BMW F800GS
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

To teraz kolej na mapy.

Dzień 1

Obrazek

Dzień 2

Obrazek

Dzień 3

Obrazek

Dzień 4

Obrazek

Dzień 5

Obrazek

Dzień 6

Obrazek

Dzień 7

Obrazek

Dzień 8

Obrazek

Dzień 9

Obrazek

Dzień 10

Obrazek

cdn.
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

Mapy cd.

Dzień 11

Obrazek

Dzień 12

Obrazek

Dzień 13

Obrazek

Dzień 14

Obrazek

Dzień 15

Obrazek

Dzień 16

Obrazek

Dzień 17

Obrazek

Dzień 18

Obrazek

Dzień 19

Obrazek

Dzień 20-21 w Hajduszoboszlo

Dzień 22

Obrazek

Cała mapa (bardzo ogólna)

Obrazek

Z dalszej perspektywy

Obrazek


PODSUMOWANIE


W sumie przejechaliśmy ok. 5,5 tys kilometrów. Całkowity koszt wyjazdu na 3 osoby (bez wydatków na przygotowanie motocykli) wyniósł ok. 8 tys zł. Dużą cześć z tych wydatków pochłonęła benzyna. Nie jest to mało, ale z drugiej strony, jakby pojechać na 3 tygodnie w 3 osoby nad polskie morze, to wyszłoby zapewnie tyle samo. Nie wydawaliśmy też niepotrzebnie pieniędzy, wybieraliśmy najtańsze noclegi i rzadko jadaliśmy w restauracjach. Zabraliśmy ze sobą też sporo żywności liofilizowanej. Duża część kasy (poza benzyną) poszła też na wjazd na sv. Jurę, rafting Tarą, promy i Aquapark. Ale bez tego nie byłoby tak fajnie! Chciałem dodać również zdjęcia śladów trasy z każdego dnia, ale mój głupiutki Garmin raczył je sobie skasować – ach ta niemiecka technika, dlatego też dodałem trasy z googli.

Uczestnicy wyprawy:
Janelek i Ja – KTM Adventure 990
Dorotka – KTM Duke 200

THE END
ODPOWIEDZ