Jak masz krowę, to hamuj. Jak masz psa, to nie hamuj!

Trasy, przygotowania, wspomnienia
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

Jak ktoś nie zagląda do działu Powitalni, to nazywam się Michał i jestem tu nowy ;)
Skoro lubicie czytać w zimowe wieczory to narazie dodaje relacje z Bałkan (sorki ale żaden z uczestników nie jedzie na XT).

„Jak masz krowę, to hamuj. Jak masz psa, to nie hamuj!

Czyli nasza pierwsza bałkańska wyprawa motocyklowa!”


Pomysł do wyjazdu powstał w styczniu 2014 r. Pierwotnie mieliśmy jechać dookoła Morza Czarnego i Gruzji, jednak przez sytuację na Krymie odpuściliśmy ten kierunek ( przez Turcję w obie strony byłoby za daleko i za drogo). Ostatecznie wybraliśmy, że będą to Bałkany. Na początku mieliśmy jechać we dwójkę na jednym motocyklu (KTM 990 Adventure), jednak w maju pojawiła się atrakcyjna oferta na zakup KTM Duke 200. Czasu do wyjazdu zostało mało, więc trzeba było nabić szybko pierwszy tysiąc i zrobić przegląd. Można też było przetestować jego optymalną prędkość przelotową (wyszło ok. 105 km/h) i czy nada się na tak daleki wyjazd. Konieczne też było doposażenie Diuka w stelaż, kufer i worek żeglarski, żeby pomieścić wszystkie klamoty. Ostatecznie pojechaliśmy w 3 osoby na dwóch Kaciach.

14 czerwiec
– Rano zaczynamy się dopakowywać, bo w tygodniu praca na to nie pozwala. O godz. 11.00 ruszamy. Dziś jedziemy do Krakowa. Oczywiście z przystankiem w McDonalds w Radomiu. 5 min przed wyjazdem zaczyna kropić deszcz. Całą drogę towarzyszą nam chmury, ale nie pada. Przed Krakowem na niebie widzimy nadciągające czarne chmury, na jezdni pełno kałuż. Na szczęście gonimy burzę, a nie ona nas. Udaje się nie zmoknąć. Bardzo głodni wpadamy do Pizza Hut na królewską ucztę. Nocleg pod dachem u rodziny.

Dystans ok. 300 km

Obrazek

15 czerwiec – pobudka ok. 6 rano, o 7 wyjazd nad Balaton. Jest zimno, szaro i kropi lekki deszcz. W Chyżne kupujemy winiety Węgierskie (50 zł za 2 motocykle), naciągamy i smarujemy łańcuchy.

Obrazek

Obrazek

Droga ciekawa tylko na odcinku Słowackim, Węgry to już autostradowa nuuuda. Pogoda tego dnia poprawia się znacznie po wyjeździe ze słowackiego pasma górskiego.

Obrazek

Śniadanie jemy gdzieś na słowackim polu przy drodze. Pierwsze kanapki z PRZEPYSZNYM pasztetem Podlaskim! Ściągamy podpinki przeciwdeszczowe, bo naprawdę robi się ciepło.

Obrazek

Kolejne kanapki z jeszcze lepszą golonką jemy gdzieś na parkingu przy autostradzie przed Budapesztem.

Obrazek

Obrazek

Przez Budapeszt przejeżdżamy bez większych problemów, co jest dość dziwne, bo przez ostatnich kilka lat zawsze się tam gubiliśmy, a nawigacja wariowała. Nad Balaton, a konkretnie na kemping, do którego adres znaleźliśmy w Internecie przed wyjazdem, dojeżdżamy pod wieczór, zahaczając wcześniej o Lidla. Strasznie wieje i jest chłodno, więc się nawet nie możemy wykąpać w Balatonie. Na kolację full wypas. Fasolka po bretońsku zrobiona na kuchence turystycznej, zagryzana grubą pajdą chleba (Dorotka kroi hehe). Czeka nas pierwszy nocleg pod namiotem, na nowych samopopompujących matach marki „Keczucha”. Pierwszy problem, to wielkość namiotu. W 3 osoby się mieścimy, ale bagaże, ubrania czy kaski, ciężko jest już upchnąć...

Obrazek

Obrazek

Dystans 550 km.

16 czerwca – wyjazd ok. 10. Dziś w planie dojazd do Chorwacji. Dziś znów autostradowa nuda, na szczęście są to ostatnie kawałki autostrad, jakie mamy w planach. Dla zabicia nudy zakładam słuchawki i słucham muzyki – pomaga, droga szybciej leci. Plan zakłada znalezienie noclegu blisko jezior Plitvickich. Rano pogoda jest całkiem w porządku, nie za ciepło, nie za zimno… ale im dalej, tym gorzej. Przy zjeździe z autostrady na starą 1-kę (okolice Karlovaca) zaczyna padać deszcz. Robi się coraz zimniej. 3 km przed miejscowością Slunj widzimy kuszącą tabliczkę „wolne pokoje”. Właściciele bardzo mili i pomocni, do tego motocykliści.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaopatrujemy się w hit wyjazdu – Karlovacko cytrynowe. Zjadamy liofilizaty na obiadokolację i zastanawiamy się cały czas, czy następnego dnia idziemy zwiedzać jeziora Plitvickie, czy też nie. Będąc czwarty raz w Cro wypada je wreszcie zobaczyć, ale prognoza pogody pokazuje deszcz przez cały dzień. Zobaczymy rano…

Obrazek

Obrazek

Dystans 320 km.

p.s. To moja pierwsza foto relacja zamieszczana w necie więc proszę o wyrozumiałość
lidoo
Posty: 34
Rejestracja: 31 paź 2012, 13:12
Lokalizacja: Kłodzko

Cześć Kolasgsxr

Mimo że KTM to chyba nikt się tutaj nie pogniewa :-D
Całkiem niezły początek foto relacji,
czekamy dalej...
Awatar użytkownika
qcyk
Posty: 122
Rejestracja: 13 cze 2012, 16:31
Lokalizacja: Kraków

Nooo na pewno nie.... Lubimy relację z wypraw z ładnymi opisami i fotami :)
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

To fajnie, że początek się podoba. Lecimy więc dalej...

17 czerwca – Wstajemy, nie jest źle. Przynajmniej nie pada, choć jest szaro i na niebie widać tylko chmury. Właścicielka dzwoni do j.Plitvickich i tam też nie pada. Decydujemy więc, że jedziemy. Zostawiamy graty w mieszkaniu i ruszamy. Parkingi przy wejściach do jezior dla motocykli są bezpłatne –miło. Mamy przewidziany cały dzień na zwiedzanie, dlatego wybieramy jedną z najdłuższych tras, tj. H, która zaczyna się od wejścia nr 2. Mimo niepogody ludzi sporo. Na początku, wąskimi uliczkami pod górę podwozi nas podskakujący duży meleks. Potem 1,5 h spacerku w dół wzdłuż jezior, wodospadów itp. Janek filmuje swoją kamerką Go-Pro rybki pod wodą, robi kilka sweet-foci, żeby była pamiątka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejny etap to 20 min „rejs” na drugą stronę jeziora Kozjak (na zdjęciu punkt P2 do P3), podczas którego zaczyna padać deszcz.

Obrazek

Przy punkcie P3 jest kilka barów, więc chowamy się tam przed deszczem i przy okazji coś jemy. Na szczęście przestaje padać w momencie, gdy ruszamy dalej zwiedzać. Dalej idzie się w kierunku największego wodospadu na trasie Veljki Slap, a następnie zawraca i zaczyna iść w górę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z rejonów wejścia nr 1 zabiera nas taki sam meleks (przez niektórych nazywany tramwajem lub pociągiem) i wysadza przy wejściu nr 2. Cała trasa, łącznie z jedzeniem, zajęła nam ok. 6 h. (wejście do parku 110 kun/osobę).

Obrazek

Po powrocie Karlovacko cytrynowe, kanapki i spać.

Obrazek

Film z tego kawałka podróży.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=wrgMaFSjH1Y[youtube]
Bałkany część 1

(Coś nie chce mi się wstawić tutaj film z YT. Czy nie ma takiej możliwości?)
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

18 czerwca – Budzi nas deszcz. Ubieramy się w przeciw deszczówki i wyjeżdżamy. Pierwotnie w planach dojazd na Pag i przejazd po nim w kierunku Zadaru. Z uwagi na pogodę i widomość od 2 motocyklistów, z którymi mieliśmy się spotkać w okolicach Pag-u następnego dnia i dalej jechać razem (w jednym GS-ie padła skrzynia przed Budapesztem – serdecznie współczujemy), zmieniamy cel, na bardziej południowy. Jest strasznie zimno, 12 stopni i pada deszcz (dawno nie padało…). Do tego dziś zamknęli drogę do j. Plitvickich i trzeba jechać objazdem od miejscowości Grabovac do Prijeboj (jakieś 10 km do nadrobienia). Starą drogą jedziemy jeszcze do miejscowości Gracac i odbijamy w kierunku wybrzeża. Zaczyna się cudowna, kręta, górska droga, która zimą jest nieprzejezdna (są szlabany przy drodze).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im bliżej jesteśmy wybrzeża, tym pogoda zaczyna się robić lepsza, chmury ustępują, temperatura wzrasta i deszcz przestaje padać. Mijamy tabliczkę Sopot, więc zaraz musi być też i morze. Za kilka minut ukazuje się nam Adriatyk, nawet zapachy zaczynają się robić typowo chorwackie – WRESZCIE ;) Jedziemy Jadranską Magistralą na południe. Termometr pokazuje 28 stopni, musimy się zatrzymać i zdjąć deszczówki, podpinki itd. Miejscem do tego idealnym jest zadaszony parking Kaufland-u (okolice Sibenika). Obowiązkowo zakupy.

Obrazek

Obrazek

Po wjeździe na drogę nr 58 w kierunku Trogiru znów zaczynają się zbierać chmury. Dopada nas obfity deszcz (nie ma jednak czasu zakładać podpinek/przeciwdeszczówek, więc przyspieszamy i po paru minutach uciekamy burzy [;)] Krople deszczu są tak duże, że przy większych prędkościach >120 km/h, aż boli, gdy rozbijają się na ubraniu. Dojeżdżamy do Trogiru i zaczynamy szukać miejsca do spania w kwaterach (chmury nadal nad nami krążą). Jednak Trogir to jakby nie Chorwacja. Tabliczek „sobe, zimmer, rooms, apartamani” jak na lekarstwo. Wreszcie coś znajdujemy, ale właściciele chcą 70-80 euro za 3osoby! Udaje się znaleźć też fajny kemping z dostępem do morza, jednak z uwagi na krążące chmury mocno się zastanawiamy czy namiot, to aby dobry pomysł na tą noc. Jednak wygrywa cena, czyli namiot (ok. 30 euro za 3 osoby i 2 moto). Rozbijamy namiot w samą porę, bo zaczyna znów padać deszcz.

Obrazek

Obiad zaczynamy gotować na kuchence w deszczu. Obok nas „kamperują” Holendrzy, którzy przygarniają nas pod swój dach, pozwalając korzystać ze stołu i krzeseł. Bardzo to miłe z ich strony, ułatwia to nam przygotowanie i zjedzenie posiłku. Po jedzeniu idziemy na upragnioną kąpiel w Adriatyku. Choć woda w pierwszym momencie wydaje się zimna, trochę pływamy. Co chwila w oddali słyszymy grzmoty, na szczęście deszcz do wieczora ustępuje i mimo krążących czarnych chmur, nie pada. Idziemy się kawałek przejść po mieście i wracamy spać, bo rano trzeba wstać…

Dystans ok. 285 km

Obrazek
Awatar użytkownika
Marcin_B
Posty: 499
Rejestracja: 03 lip 2014, 17:47
Lokalizacja: Wielowieś, Śląsk

No no całkiem ciekawe czekamy dalej ....
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

19 czerwca - … na prom ze Splitu do Vela Luka (Korcula), który odpływa o 10:15. Jednak okazuje się, że cena promu to nie 270 kun (jak to wynika z informacji sprawdzonej w domu w internecie, przed naszą wyprawą), a prawie 500 kun!!! Uznajemy, że to dla nas za drogo, i jedziemy wybrzeżem. Zahaczamy o starówkę Split-u w poszukiwaniu miejsca, w którym jedliśmy najlepsze lody na świecie (3 czy 4 lata temu). Niestety już go nie ma, musieli zrobić w tym miejscu jakąś inna knajpkę. Zjadamy za to pyszne śniadanko i pijemy dobrą kawusię, ciągniemy Internet (WiFi) i ustalamy co dalej robimy.

Obrazek

Obrazek

Ok. 11 wyjeżdżamy w kierunku Podacy, w której byliśmy kilka lat wcześniej. Na wysokości Makarskiej jest jednak pewna atrakcja, której nie możemy ominąć, mianowicie góra Sv. Jura (1 762 m.n.p.m.), na którą można wjechać wąskimi i krętymi drogami. Droga (od szlabanu) na szczyt ma 23 km, w każdą stronę jedzie się ok. godziny, a przyjemność taka kosztuje 50 kun od osoby, ale warto. Wrażenia z przejazdu są super.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na trasie spotykamy kilku motocyklistów, rowerzystów oraz samochody, które wyjeźdzają bezmyślnie z za zakrętów myśląć, że przecież z naprzeciwka napewno nic nie jedzie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do dawnej kwatery w Podacy dojeżdżamy na 17. Latamy po sklepach w poszukiwaniu mięsa mielonego, jednak bez powodzenia. Trzeba podjechać do większego marketu w Gradac. W tym czasie Dorotka robi pranie…

Obrazek

Po pysznym obiadku idziemy się kąpać.

Obrazek

Tego dnia pogoda dopisuje. Jednak sprawdzając pogodę na następny dzień nie wygląda to już dobrze – deszcze i burze. Nie ma więc sensu zostawać tutaj, trzeba jechać dalej.

Dystans 175 km.
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

kolasgsxr pisze:Korcula
Jak byliśmy w Chorwacji na wyprawie forumowej motocyklowo-żeglarskiej kilka lat temu to taką nazwę nosiła nasza łajba. Czekam na więcej.
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

20 czerwca – Poranek bardzo ładny, bezchmurny. Ale zgodnie z wczorajszym postanowieniem, jedziemy dalej. Pakujemy się zatem i ruszamy na prom z miejscowości Ploce, który zabierze nas na półwysep Peljesac (prom przybija do Trpanj). Nie jedziemy jednak magistralą adriatycką, a w górę, do Starej Podacy, z której z poprzednich lat znamy malowniczą drogę (nie ma jej na żadnej mapie). Jadąc wzdłuż pasma górskiego wyjeżdżamy w Gradac-u, i dalej już 8-ką. Ceny promu niestety nie pamiętam, ale odpływa on dość często.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po zjechaniu z promu spotykamy kolejną grupkę motocyklistów z Włoch, oni również jadą w kierunku przeciwnym do naszego :o

Obrazek

Zaraz po zjeździe z promu jedziemy na piękną i jeszcze dziewiczą plażę w Divnej (znaną nam z zeszłorocznych wakacji). Po drodze w miejscowości Gornja Vrucica kupujemy wino z lokalnego wyrobu, które w zeszłym roku nam bardzo smakowało. Jest tam też bardzo mało luksusowy kemping, ale i bardzo tani (za 3 os, namiot i 2 moto 110kun), na którym się rozbijamy. Idziemy się opalać i pływać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z dziewiczej plaży, w oddali widać okolice Podacy - pogoda w tamtej okolicy się sprawdziła, dobrze więc, że tam nie zostaliśmy - nad lądową częścią wybrzeża przechodzi silna burza, momentami widać, jakby chmury spadały do samej ziemi (tak mocno leje deszcz), do tego piękne pioruny i głośne grzmoty. Momentalnie spada temperatura i zrywa się silny wiatr, jednak nasz półwysep burza jakimś cudem omija, i spada na nas zaledwie 10 kropel deszczu (Dorotka miała rację :) ).
Zjadamy uroczysty posiłek (zupki chińskie spod Radomia, kanapki z pasztetem Podlaskim) i idziemy posiedzieć nad brzegiem morza.

Dystans 70 km (z tego 20 km wyjazd do sklepu i z powrotem do Trpanj).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
Fuczak
Posty: 445
Rejestracja: 07 wrz 2008, 21:45
Lokalizacja: Siemianowice Śl

ładne widoki
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

Fuczak pisze:ładne widoki
Oj widoki bardzo były bardzo ładne...!

21 czerwca – Dziś w planie dojazd do Czarnogóry, w której nigdy nie byliśmy. O 7.30 na kemping „przyjeżdża sklep” ze świeżym pieczywem. Pogoda rano taka sobie, ale nie pada. Jemy śniadanie, pakujemy się i ruszamy na podbój Kotoru.

Obrazek

Obrazek

Po drodze odwiedzamy kilka wartych uwagi miejsc. Najpierw zatrzymujemy się na wysokości miejscowości Potomje, gdzie znajduje się pięknie zachowany, ręcznie wykuty w skale tunel Dingac o długości 400 m i szerokości na jeden samochód. Robi wrażenie.

Obrazek

Następnie jadąc w stronę miejscowości Stone odbijamy w pewną sekretną drogę, którą wjeżdża się na szczyt pasma górskiego, gdzie znajduje się kilkadziesiąt wiatraków. Po rozmiarach sądząc mają one ok. 1 MWe każdy. Po kilkuset metrach droga ta zaczyna iść mocno w górę i jedzie się po bardzo dużych i luźnych kamieniach, które są dodatkowo bardzo różnie porozrzucane przez płynące drogą strumienie i bardzo śliskie (po opadach). Diuk nie daje rady na takiej nawierzchni. Dorotka zawraca, jednak w dół droga staje się jeszcze trudniejsza niż pod górę. Pierwsze trudne chwile dla Diuka i Dorotki, więc z tyłu za nimi biegnie Janek, tak na wszelki wypadek… a Ja na dziku jadę na górę, strzelam kilka fotek z wiatrakami i szybko wracam na dół.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im bliżej Dubrownika, tym pogoda zaczyna się poprawiać. Robimy obowiązkowy postój na zrobienie fotek na moście Dr. Franja Tudmana o długości 518 m. przed Dubrownikiem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Żar leje się z nieba, akurat wtedy, gdy chcemy przejechać przez wiecznie zakorkowany Dubrownik.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



A w oddali czai się "zło" ;)

Obrazek

Zatokę Kotorską objeżdżamy dookoła...

Obrazek

Obrazek

... i zatrzymujemy się przy starym mieście w Kotorze.

Obrazek

Obok nas sporo motocykli, głównie z Polski. Z dwójką Polaków-motocyklistów udaje się trochę pogadać o trasie, miejscach, które warto zobaczyć, zdobywamy też namiary na fajną miejscówkę blisko południowego wjazdu na Transalpinę. (Nie wiedzieć czemu, praktycznie wszyscy motocykliści, których spotykamy na trasie robią trasę odwrotną do naszej, tj. zaczynając od Rumunii, a kończąc w Chorwacji.)
Na starówce jemy sobie pyszne Kalmary (Dorotka ma dziś urodziny :D ). W restauracji mamy dostęp do WiFi, więc jest to dobre miejsce na szukanie noclegu w okolicach Kotoru na booking-u. Udaje się szybko znaleźć fajny i niedrogi nocleg kilka kilometrów dalej w miejscowości Radanovici. Po wielu trudach (przejeżdżamy tą miejscowość 4-y razy, pytając się policji, przechodniów, jak tam dojechać…) w końcu jakoś trafiamy. Kwatera bardzo nam odpowiada, czysto i bardzo ładnie, z pięknym widokiem na góry. Smarujemy łańcuchy, bierzemy prysznic, jemy kolację i raczymy się białym winem zakupionym w Chorwacji, świętując urodziny Dorotki :D Z dobrymi humorami kładziemy się spać.

Dystans 220 km.
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

22 czerwca [cz. 1]– Poranek wita nas pięknym widokiem na góry i lądujące kilka kilometrów dalej samoloty.

Obrazek

Dziś mamy w planie jeden z najpiękniejszych odcinków trasy. Początkowo kierujemy się na Njegusi, do którego z Kotoru prowadzi piękna droga z dużą ilością zakrętów, i cudownymi widokami na całą zatokę Kotorską.

Obrazek

Im jesteśmy wyżej, tym widoki są ładniejsze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Janelek dostrzega „gekona”, więc zatrzymujemy się, by zrobić fotki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie dojeżdżając do samego Njegusi po prawej stronie jest odbicie na Nacional Park Lovcen.

Obrazek

Trasa prowadzi nas wąską drogą obrzeżami parku Lovcen, przez góry, z super widokami na zatokę i morze. Mijamy kilku motocyklistów - byłoby dziwne jak by jechali w tą samą stronę co my, prawda?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do najwyższego miejsca, na które można wjechać, docieramy po 2 godzinach, ok. 10:30. Do szczytu Jezerski (1657 m.n.p.m.) zostaje nam do przejścia kilkadziesiąt schodów, ale na takiej wysokości jest przyjemnie chłodno (były miejsca gdzie zalegał jeszcze śnieg), więc idzie się przyjemnie. Ze szczytu rozpościera się piękny widok na park oraz zatokę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn...
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

22 czerwca [cz. 2]

Na dół zjeżdżamy drogą na Cetinje. Ok. 13.00 dojeżdżamy do Podgoricy, gdzie zajadamy się pysznościami w piekarni. Jest ok. 32 stopni.

Obrazek

Obrazek

Kolejnym punktem na GPS jest Pluzine, położone nad rzeką Pivą, skąd zaczyna się kolejny przepiękny górski odcinek drogi, z mnóstwem ręcznie wykutych, zupełnie nie obrobionych tuneli skalnych i pięknym widokiem na rzekę Pivę, który prowadzi przez Nacional Park Durmitor do Zabljak-a. Są takie tunele, w których zostały wykute skrzyżowane drogi! Sporo jest też spadających kamieni, na które trzeba uważać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mimo upału zatrzymujemy się co chwila, żeby zrobić zdjęcia. Tak piękna droga, musi prowadzić do pięknego miejsca, takim też jest park Durmitor. Nie da się opisać widoków, tam trzeba po prostu pojechać i zobaczyć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z góry przepraszam za dużą ilość zdjęć z tego dnia, ale tam jest tak cudownie, że nie potrafię wybrać. Będzie jeszcze cz. 3
kolasgsxr
Posty: 40
Rejestracja: 20 sty 2015, 14:54
Lokalizacja: Wawa

22 czerwca [cz. 3]

W górach pełno jest owiec i krów, które czasami stoją za ostrym zakrętem na drodze. Droga w najwyższych partiach prowadzi na wysokości ok. 2100 m.n.p.m. co wiąże się też ze znacznym spadkiem temperatury. W wielu miejscach zalega śnieg. Ok. 17.30 zatrzymujemy się pod najwyższym szczytem ok. 2700 m n.p.m. i zaczynamy robić obiad.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Siedzimy ok. godziny i jedziemy do miejscówki, którą rano znaleźliśmy na bookingu. Kilometry wolną ubywają, ponieważ co chwila robimy zdjęcia i kręcimy filmy, po drodze chodzą krowy, owce i barany, więc trzeba jechać ostrożnie.

Obrazek

Obrazek

A tu mistrz drugiego planu hahahahahahah

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pasterze trochę w odwrotnym wieku do tych polskich ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po małych problemach znajdujemy cel naszej dzisiejszej wycieczki (Camp Apartments Razvršje za 25 eur/3 osoby) i tutaj się dopiero zaczyna ;) Ukazuje się nam Misza – chyba jakiś miejscowy bóg, z daleka macha do nas, pokazując „to tutaj, tutaj chodźcie”. Podjeżdżamy, zsiadamy z moto i witamy się Miszą, który zamiast pokazać nam nasz pokój zabiera nas na „kruszkówke i kaffu”. Przy Kruszówce opowiada zabawne historie, zaprzyjaźniamy się z nim. Kruszkówka okazuje się być nalewką z miejscowych gruszek, bardzo dobra, nie za mocna – podobno ok. 20%. Na miejscu jest już kilku motocyklistów (chyba) z Czech, ale też sporo zwiedzających te rejony Polaków. Domki/pokoje duże, czyste, nowo urządzone. Misza proponuje również, abyśmy spróbowali miejscowej ryby, podobno nielegalnie łowionej w Jezero Crno (które znajduje się w Parku Narodowym Durmitor). Misza jest kimś w rodzaju ratownika TOPR – i jak mówi, jemu wszystko wolno ;) Ma nawet swój helikopter :D Miejscowej rybki trzeba spróbować, więc Misza wydaje rozkazy swoim pracownikom, żeby przygotowali dla nas ryby – bardzo dobre, tylko podane na zimno. Swoją drogą Misza ma tam ludzi od wszystkiego- kucharki, osobę donoszącą kruszówkę, spisującą dane z paszportów, pokazującą pokoje, sprzątającą, podającą posiłki, murującą kolejne domki … każdy robi coś innego. Czekając na rybę pytamy o rafting po rzece Tara. Okazuje się, że Misza i to jest w stanie nam zapewnić :) „U mienia jest rafting!” (czego z resztą u niego nie ma…). Misza bez problemu dogaduje się z nami, wszystko udaje się zrozumieć, pomimo, że ani on nie mówi po polsku, ani my po czarnogórsku :) Misza zyskuje naszą ogromną sympatię dzięki swojej niebywałej gościnności, nieudawanej, oraz poczuciu humoru. Jego „Kolasińsky i malij brat” :) na nasz widok wzbudza u nas uśmiech na twarzach. Wieczorem próbujemy też trochę innych wyrobów alkoholowych made by Misza :) , z poznanymi Polakami… chyba mają więcej niż 20%... bo kończy się to zaśnięciem w ubraniu motocyklowym i ciężkim porankiem dnia następnego :D

Dystans 250 km.

Na koniec zagadka. Co jest dziwnego na tym zdjęciu ? ;)

Obrazek
ODPOWIEDZ