Maroko do poprawki czyli MoroccOOFF 2015

Trasy, przygotowania, wspomnienia
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Wstajemy znowu dosyć wcześnie. Wszyscy wyspani jak nigdy. Zbieramy się sprawnie zanim słońce wychodzi zza gór. Biegnę jeszcze szybko do koryta pobliskiej rzeki okresowej zrobić parę fot bo wypatrzyłem tam mini kanion.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jedziemy spokojnie asfaltami. Widoki ciągle fajne ale powoli zaczynam się do nich przyzwyczajać.
Na naszej drodze znajduje się Tata. Zajeżdżamy tam na tankowanie ale nie wszyscy. Mój motocykl pali tak mało, że nie muszę tankować. Krzycho postanowił odrobić lekcje ;)
Obrazek

Zatrzymujemy się też przy restauracji, w której siedzą motocykliści z Czech. Zamawiamy tajina i słuchamy opowieści o drodze w korycie rzeki, która dala im ostro w kość. Popękały im na niej stelaże i odpadły kufry. Ernest mówi że mamy ją w planach. Fajnie.
Obrazek

Ruszamy wszyscy. Dalej jedziemy asfaltami ale w planach są już niedługo szutry. Pojawia się kolejny skrót ofem i znowu okazuje się drogą bez przejazdu. Zawracamy, część robi foty a ja Ernest, Grzesio i Gucio startujemy szybciej. Odjeżdżamy kilkanaście km i zatrzymujemy się bo w lusterkach nie widać reszty. Czekamy długo, myślę że około godziny. Wysyłamy smsy ale nie dostajemy odpowiedzi.
Obrazek
Obrazek

Zawracamy. Okazuje się że Tenerka Suba zaczęła się grzać. Zanim dojechaliśmy reszta wymontowała termostat, który rzekomo ma być przyczyną problemu. Osobiście mocno w to wątpię. Jedziemy dalej i postanawiamy bardziej się pilnować. Zjeżdżamy na wspaniałe i bardzo szybkie szutry. Jedzie mi się rewelacyjnie, kurzy się jak na Dakarze. Ernest chwali się że wykrecił na szutrach 143 km/h i już do końca każdy robi sobie żarty z tej magicznej liczby :)
Obrazek
Obrazek

Widoki też są świetne, słońce jest już coraz niżej. Niestety Tenerka dalej ostrzega że chce się zagrzać przy czym chłodnice ma zimną. Ernest coś wspomina że może mieć zapasową pompę i tak się tym zasugerowałem że uznałem jako prawdopodobną przyczynę. Każdy mówi co innego, jedni jechać i nie brać do głowy a inni że trzeba sprawdzić co się dzieje żeby nie zniszczyć silnika. W międzyczasie dzień dobiega końca. Jednak nie mamy zrobionych zakupów a w dodatku niektórzy mają resztki paliwa.
Obrazek

Dzielimy się na dwie drużyny. Ja i Sub zostajemy reszta leci po zakupy. Rozglądam się po okolicy i znajduję możliwe miejsce na nocleg ale Gucio znajduje jeszcze lepsze.
Obrazek

Piaseczek w kanionie okresowej rzeki. Jako że wygrywa opcja że trzeba sprawdzić co w Suba moto piszczy zjeżdżamy szybciej na nocleg. Rozbijamy namioty i od razu bierzemy się za serwis Yamahy. Okazuje się że pompa jest sprawna. Nalewamy płyn i okazuje się że po prostu jest dziurawa chłodnica. Prawdopodonie dostała kamienie z pod koła. Uszkodzenie jest minimalne. Jak zwykle nikt nie wziął pod uwagę najprostszego rozwiązania. Po chwili chłodnica leży na dużym kamieniu i Poxipol idzie w ruch. Pół godziny później nalewamy wodę i…operacja się udała. Wszystko działa pięknie, chłodniczka sucha i ciepły cały układ. Upijamy się ze szczęścia. Tym razem w alkoholowej euforii postanawiam odpalić XRe Gucia co kończy się wywrotką w miejscu. Zbijam sobie mocno bark i biodro. To mój najbardziej bolesny upadek z motocykla podczas całego wyjazdu. Wtaczamy się powoli do namiotów. Jest fajnie.
Awatar użytkownika
bonzo
Posty: 3181
Rejestracja: 23 lut 2009, 0:34
Lokalizacja: Tarnów
Kontakt:

Wiem o co chodzi remi. Zgadzam się z Tobą że z daleka od cywilizacji nie ma co kusić losu. To był bardziej żart z mojej strony i nawiązanie do neno żeby w końcu na zlot przyjechał.
"Podczas dobrej jazdy na motocyklu przeżywasz więcej w ciągu 5 minut niż niektórzy ludzie przez całe swoje życie."
Awatar użytkownika
Neno
Posty: 756
Rejestracja: 06 lis 2011, 7:05
Lokalizacja: Zambrów
Kontakt:

remi pisze:
bonzo pisze:
Neno pisze:Oczywiście fotki nie oddają w żaden sposób stromizny czy wielkości/głębokości koryta górskiej rzeki.
zawsze tak jest.
Te kamyki przypominają mi ostatni zlot i wyjazd na hałdę w Wałbrzychu tyle że miały inny kolor i chyba było bardziej stromo. Chłopaki jak zaczniecie jeździć na zloty to takie kamyczki to będzie dla Was pestka ;-)
Na zlocie, kiedy nie masz tak załadowanego motocykla, masz świadomość że w razie czego jesteś w cywilizowanym miejscu, nie masz za sobą i przed sobą tysięcy km do pokonania to wszystko jest o wiele prostsze. Tam błąd mógł być zbyt kosztowny więc trzeba było uważać. Nie chodziło o to jak stromy jest podjazd tylko jak nisko mógł spaść motocykl. Jak to Grzesio podsumował " jak by tam któryś zleciał to już by został na zawsze" :)
Ja tam zacytuję kogoś innego : "jest ryzyko, jest zabawa" ;)
A licznikowe 143km/h odpowiadało faktycznym 125 (wg GPS) co potem sprawdziłem ;)

Remi ma jednak całkowitą rację - z dala od domu trzeba chamować swoją fantazję, ja jednak mam dwa "przypadki" w których nie mogę, po prostu nie mogę...

A zlot w planach jest, jeśli nic ich nie pokrzyżuje - dojadę. W końcu... Oby!
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Neno pisze:
remi pisze:
bonzo pisze: zawsze tak jest.
Te kamyki przypominają mi ostatni zlot i wyjazd na hałdę w Wałbrzychu tyle że miały inny kolor i chyba było bardziej stromo. Chłopaki jak zaczniecie jeździć na zloty to takie kamyczki to będzie dla Was pestka ;-)
Na zlocie, kiedy nie masz tak załadowanego motocykla, masz świadomość że w razie czego jesteś w cywilizowanym miejscu, nie masz za sobą i przed sobą tysięcy km do pokonania to wszystko jest o wiele prostsze. Tam błąd mógł być zbyt kosztowny więc trzeba było uważać. Nie chodziło o to jak stromy jest podjazd tylko jak nisko mógł spaść motocykl. Jak to Grzesio podsumował " jak by tam któryś zleciał to już by został na zawsze" :)
Ja tam zacytuję kogoś innego : "jest ryzyko, jest zabawa" ;)
A licznikowe 143km/h odpowiadało faktycznym 125 (wg GPS) co potem sprawdziłem ;)

Remi ma jednak całkowitą rację - z dala od domu trzeba chamować swoją fantazję, ja jednak mam dwa "przypadki" w których nie mogę, po prostu nie mogę...

A zlot w planach jest, jeśli nic ich nie pokrzyżuje - dojadę. W końcu... Oby!
Oczywiście że jest ryzyko to jest zabawa i dlatego właśnie pojechałem :) ale jechałem ostrożniej niż bym był koło domu co było znowu dosyć męczące. Ja mam dwa "przypadki" w domu, które mi przypominają że muszę wrócić cały i zdrowy :-P
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Rano jakoś się zbieramy. Nie za wcześnie ale jest ok. Krzysztof robi jazdę testową Tenerką po okolicznych pagórkach.
Obrazek
Wyjeżdżamy z szutrów na asfalt i mijamy po drodze kopalnie złota. Stajemy dosłownie po kilkunastu kilometrach. Subik zostaje gdzieś z tyłu. Czekamy i po chwili okazuje się że ma kapcia w przednim kole. Dobrze że to nie chłodnica ale znowu postoimy. Przebita dętka jest konsekwencją porannej jazdy po krzakach… Afryka jest kolczasta. . Stajemy pod sklepem. Część z nas walczy z przednim kołem Tenerki a reszta robi zakupy i wsuwa sardynki. Dzień się kiepsko zapowiada bo znowu stoimy ale specjalnie się tym nie przejmuję, traktuję to jako kolejną przygodę. Nie mam ciśnienia na nawijanie kilometrów. Na takich postojach równie mocno chłonę uroki Maroka jak podczas jazdy. Wymiana dętki idzie sprawnie i ruszamy. Już po kilku kilometrach jedziemy pięknymi szutrami. Ciągle otaczają nas góry. Teraz trochę inne, ciemnobrązowe skały. Znowu stajemy bo Grzesio na Afryce zostaje gdzieś z tyłu.
Obrazek
Okazuje się że Afryka wypiła całe paliwko. Pijaczka. Wlewamy z zapasu i jedziemy bardzo fajnymi szutrami a potem wąskim asfaltem przez malownicze wąwozy. Droga jest piękna i jedziemy już bez problemów. Wjeżdżamy w piękne skaliste góry pokryte ogromnymi, owalnymi odłamkami.
Obrazek
Obrazek
Zjeżdżamy asfaltową serpentyną z pięknym widokiem. Mamy w pobliżu atrakcję turystyczną w postaci malowanych skał i od razu widać na drodze mnóstwo kamperów na francuskich numerach. Najpierw tankowanie zajeżdżamy na tankowanie, kawa i wifi. Nabijamy się że Sub zabiera nam całe wifi swoim srajbukiem. Niestety to nie jego wina, łącze jest po prostu strasznie wolne. Zatankowani ruszamy piaszczystymi drogami w stronę pomalowanych kamieni.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Honda Transalp 700 trochę męczy się na piachach. Ma z przodu małe koło. Pajda daje radę ale takiej zabawy z jazdy jak ja, nie ma. Robimy pamiątkową sesję
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

i ruszamy dalej. Zajeżdżamy jeszcze do sklepu zrobić zakupy na kolację i śniadanie. Kupujemy jaja i wbijamy je do butelek i plastikowych pojemników.
Obrazek
Obrazek
Rano będzie jajeczniczka. Po drodze stajemy w pięknym wąwozie na zdjęcia. Chociaż nie ma go w przewodniku to podobał mi się o wiele bardziej niż ten popularny.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Wracamy prawie tą sama droga do sklepu gdzie wymienialiśmy rano dętkę. Robimy zakupy i jedziemy inną kamienistą drogą o której mówili Czesi że jest bardzo trudna. Zapowiada się łagodnie i myślę że Czesi jechali po prostu ciężkimi motocyklami.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Słońce szybko chowa się za górami. Znowu rozbijamy się w korycie rzeki. Dookoła mamy wysokie brązowe skały a koryto jest bardzo szerokie. Tym razem zero picia alkoholu i idziemy wcześnie spać, mam jeszcze czas na zrobienie notatek i obejrzenie zdjęć. Pierwszy raz jesteśmy w miejscu gdzie nie mamy zasięgu w telefonach. Fajnie ale wiem że żona będzie się martwić bo obiecywałem smsa co wieczór.
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Kolejny dzień - Gniew oceanu :)

Wstajemy rano i bardzo sprawnie się ogarniamy.
Obrazek

Droga jest świetna ale jednak z czasem staje się bardzo trudna. Jedziemy prawdziwym korytem strumienia przetartym przez samochody terenowe. Pod kołami są luźne kamienie od małych kilkucentymetrowych po wielkie ostra głazy. Trzeba cały czas uważać i jednocześnie utrzymywać prędkość minimum 40 km/h bo wolniej nie da się jechać. Koła zapadają się w kamieniach jak w piasku z tym że podbijane na większych kamieniach od razu wywalają z toru jazdy.
Obrazek
Obrazek
[znacznik]https://www.youtube.com/watch?v=N47fGZVLqX8[/znacznik]

Pajda wywala sie parę razy i rozbija lusterko. Jego mniejsze koło z przodu mocno utrudnia zabawę. Glebę zalicza też na moich oczach Sub ale nic się groźnego nie dzieje. Mi wyjątkowo udaje się bez wywrotki.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ogólnie motocykl prowadzi się już dużo lepiej. Po pierwsze opony się już przytarły a po drugie upuściłem sporo powietrza. Po trzecie to po prostu w ostatnim czasie mało jeździłem tym motocyklem i nie miałem go tak do końca wyczutego. Droga podoba mi się niesamowicie. Jedziemy wąwozami a co jakiś czas mijamy małe górskie wioski. Dojeżdżam do końca tej drogi i czekam na resztę pstrykając foty jak szalony.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jedziemy potem w górę łatwy szutrami. Wjeżdżamy wysoko i są piękne widoki. Z szutrów wjeżdżamy na kręte asfalty i sprintem w kierunku oceanu i plaży Legzira. Na początku bawię się z Hernim i Subem w zakrętach. Reszta zostaje gdzieś z tyłu a my składamy motocykle trzymając się blisko. Serpentyny się kończą i czekamy na resztę a za chwilę robimy zakupy w przydrożnym sklepie. Niestety jest kiepsko wyposażony, tylko coca cola i sardynki.
Obrazek
[znacznik]https://www.youtube.com/watch?v=9J4Yec8OR2A[/znacznik]
Obrazek

Potem już nudne proste asfalty i powiew chłodnego wilgotnego powietrza od oceanu. Wcale mi się ten chłodny powiew nie podoba, jest mi zimno. Naszym oczom ukazuje się ocean i spora piaszczysta plaża z łatwym zjazdem. Ernest zarządza jazdy próbne żeby każdy wiedział czy chce i poradzi sobie na Legzirze bo tam do pokonania będzie spory kawałek plaży. Wcześniej na innej plaży robimy test jazdy. Wszystkim się udaje wiec wszyscy chcą wjechać na Legzire. Obok plaży robimy zakupy na kolację. Połowie tak się spodobało że musieliśmy jeszcze na nich czekać. W końcu dojeżdżamy do właściwej plaży, mijamy płatny parking i między domkami i restauracjami zjeżdżamy bardzo wąską i stromą uliczką. Przez taras restauracji wjeżdżamy na plażę. Pokonujemy trochę piasku, kamieni i suniemy w stronę skalnych łuków. Jadę szybko samym brzegiem plaży, wyprzedza mnie Gucio swoją XRą. Jego motocykl brał kiedyś udział w prawdziwym rajdzie Dakar polskiego teamu. To w połączeniu z widokiem skalnych łuków, spojrzeń zdziwionych turystów i bryzą od oceanu robi na mnie niesamowite wrażenie. Przejeżdżam przez pierwszą dziurę i widzę resztę ekipy stojącą nad samym brzegiem.
[znacznik]https://www.youtube.com/watch?v=fO44VfPDQOQ[/znacznik]
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Okazuje się że Tenerka, najmłodszy motocykl z ekipy znowu zapewnia nam przygodę. Sub przeciął jedną z fal, wjechał dosyć głęboko ale nie na tyle żeby zalać silnik. W jechał tak jak w głębszą kałużę. Niestety silnik zgasł i nie chce zapalić. Gniew oceanu… Zostajemy już wszyscy w tym miejscu. Sub walczy z tenerką. Sprawdza podstawowe rzeczy ale nic to nie pomaga. Robimy sobie mały piknik, czyli coca cola, sardynki i chlebek. Spaceruję do drugiego łuku i robię mnóstwo zdjęć. Widoki są niesamowite.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Powoli zaczyna nas gonić czas. Po pierwsze zbliża się wieczór a po drugie i znacznie gorsze, nadchodzi przypływ. Trzeba wydostać Tenere z plaży bo ocean ją zabierze. Sprawa nie jest prosta bo do wyjazdu jest na moje oko ponad kilometr po grząskim piasku i kamieniach. Yamaha XT660Z Tenere waży ponad 200 kg. Postanawiamy wziąć ją na hol drugim ciężkim motocyklem, czyli Honda Africa Twin. Idzie mozolnie, trzeba pomagać pchając. Africzke dosiada Krzysztof. Stromy podjazd pod górą to już tylko pchanie, bo Honda stawała dęba jak spłoszony koń. Wyciągamy się jakoś na asfalt. Na drodze Yamaha odpala. Chodzi na początku nierówno ale chodzi. Odpalanie jej na zaciąg wyglądało dramatycznie ale ważne że jedziemy. Już po zmroku szukamy kampingu. Większość zdecydowała że śpimy na kempingu, ja wolałem gdzieś na dziko ale chłopacy chcieli się umyć w ciepłej wodzie i oprać. Zajeżdżamy na pierwszy ale jest tragiczny, wygląda jak obskurny przydrożny parking i w dodatku nie ma ciepłej wody. Jedziemy do następnego. Jest lepiej, stoi kilka kamperów, jest wifi i podobno ciepła woda. W każdym razie na pewno są prysznice. Kupuję w pobliskim barze każdemu po piwie i rozbijamy namioty. Dopijamy resztkę alkoholu z rotopaxa. Okazuje się że jednak ciepłej wody nie ma, awaria. Sub próbuje odpalić Tenerkę ale ona oczywiście nie pali. Gniew oceanu ciągle działa. Próbuję znaleźć przyczynę, wymieniam świecę, kopułkę, sprawdzam połączenia i nic. Iskra raz jest raz nie ma a jak jest to mizerna jak w starym Komarku. Poddaję się i idę spać.[/video]
Awatar użytkownika
Gilu
Posty: 251
Rejestracja: 12 maja 2014, 21:18
Lokalizacja: Rzeszów

Jak przejrzałem to zdjęcia, to zajrzałem do skarbonki, zrobiłem smutną minę i uświadomiłem sobie, że na taką przygodę jeszcze dłuugo poczekam.
krzysiek75
Posty: 36
Rejestracja: 11 lut 2015, 16:28
Lokalizacja: Dzierżoniów

Nie płacz Gilu- chciało by ci się pchać XTR po grząskiej plaży kilometr czy dwa, w dupie z taką zabawą :) .
OSU!
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Fort Aoreora

Wstaje rano i powoli się ogarniam. Korzystam z prysznica chociaż jest tylko zimna woda. Piorę co się da korzystając z bieżącej wody. Kamping jakoś mnie nie zachwyca chociaż jest całkiem schludny. Zbieramy się jakoś niespiesznie mimo tego że wieczorem nie było imprezowania.
Obrazek

Tenerka nie odpala, nawet z pomocą kabli rozruchowych. Dopiero na holu zaczyna pyrkać. Ruszamy w stronę Sahary Zachodniej. Jedziemy trochę asfaltem a potem próbujemy plażą. Niestety droga jest kiepska żeby nie powiedzieć fatalna. Plaża jest poprzecinana wyrwami spowodowanymi spływającą wodą, jest pełno krzaków na zmianę z Piechem i kamieniami. Na słońcu jest gorąco. Stajemy a Ernest jedzie dalej żeby zobaczyć czy jest przejazd.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Czekamy dłuższy czas widząc w oddali jak Neno walczy z motocyklem. W końcu Gucio nie wytrzymuje i jedzie do niego. Okazuje się że nadwyrężył kolano. Zawracamy na asfalt. Robi się zimno. Potem skręcamy na szutry. Droga jest fajna i bardzo różnorodna.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=auWtG_vGy6s[/youtube]
Jedziemy na początku szutrami. Ernest mówi o jakimś forcie. Widziałem drogowskaz, który pokazywał kilkanaście km ale to chyba nie ten. Docieramy do kilku ruin nad jakąś rzeką ale to zdecydowanie nie to.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Oczywiście po przejechaniu przez rzekę Tenerka staje jak wryta. Uparty z niej osiołek. Sub rusza jakimiś wtyczkami i motocykl odpala.
Obrazek
Obrazek
Do właściwego fortu podobno jeszcze daleko. Jedziemy szybkimi szutrami, na jednym z zakretów widzę jak z pod kola Tenerki wylatuje wielki kamień a ta natychmiast staje. Podjeżdżam zobaczyć co się stało. Okazuje się że spadł łańcuch.
Obrazek
Nakładamy go dosyć szybko i naciągamy. Sub wymieniał go przed wyjazdem, miała to być najmocniejsza wersja DIDa a wyciągnął się już jakby był z plasteliny. Droga zmienia się w kamienistą hamadę. Jedziemy jednak bardzo szybko. Stajemy co jakiś czas żeby znowu złapać kontakt wzrokowy ze wszystkimi. Nadążam bez problemu ale myślę że jazda między wielkimi głazami z taką prędkością jest dosyć ryzykowna. Podobno jest ryzyko jest zabawa i trzeba przyznać że była. Z kamieni wjeżdżamy na piaski. Teraz duża prędkość jest uzasadniona, inaczej się nie da. Zasuwam jak szalony, zabawa jest mega. Na poboczu małe krzaczki, czasami jakiś kamień lub wydma. Jadę gdzieś z tyłu więc walczę z koleinami.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=yHcUqg_BVuE[/youtube]
Jednak ciągle gaz i do przodu. Na jednej z wydm wylatuję w powietrze przy prędkości nie mniej niż 70km/h. Motocykl spada na koła lekko bokiem ale gaz do oporu i wychodzimy z tego cało. Są emocje i jest zabawa. Piach wydaje mi się bezpieczniejszy więc pozwalam sobie na wiele. W końcu dojeżdżamy do jakichś większych ruin przypominających fort. Widzę że Herni stoi na rozwidleniu dróg. Dojeżdżam i razem objeżdżamy fort ale przy nim ani śladu Nena i reszty ekipy. Druga droga prowadzi w dół, po stromym piaszczystym zjeździe a za nim widnieją ogromne białe wydmy. Widok jest niesamowity. Piach jest bardzo grząski i Herni kładzie przede mną Transalpa. Zatrzymują się żeby mu pomóc, trochę niżej stanął Gucio a wyżej Grzesio na Africzce.
Obrazek
Obrazek

Gdzieś z tyłu został Pajda. Stawiamy Trampka i słyszymy trąbienie motocykla. Okazało się że Pajda też położył motocykl ale na swoją nogę. Nic się nie stało ale miał problem z jej wydostaniem. Nie możemy namierzyć reszty ekipy ale wg mnie ślady prowadzą w dół. Zjeżdżam powoli pierwszy w duże ujście okresowej rzeki. Ślady wyraźnie prowadzą w stronę oceanu. Znajduję resztę ekipy w trakcie zabaw motocyklami na piachu. Wszyscy zawracamy do zjazdu i powoli sprowadzamy motocykle na dół. W międzyczasie pojawiają się tubylcy. Pytamy ich o wodę i chleb a oni do tego proponują nam jeszcze pieczone ryby. Negocjujemy cenę i szukamy miejsca na nocleg a ryby, woda i chleb mają do nas dotrzeć wkrótce.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Znajdujemy miejsce osłonięte krzakami pod wielką wydmą. Rozbijamy namioty i pojawiają się miejscowi rybacy z koszem świeżych ryb, warzyw i kanistrem wody. Rozpalają ognisko i patroszą ryby.
Obrazek
Obrazek
Do powstałego żaru wkładają je w specjalnym ruszcie i pieką.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=n7g5MLuT3as[/youtube]
Po kilkudziesięciu minutach wsuwamy pyszną rybkę zagryzając soczystą cebulką, pomidorami i chlebem. Jest pysznie a klimat jest wyjątkowy. Pytamy o turystów i podobno trafiają tu ale w niewielkich grupach terenówkami lub motocyklami. Miejsce jest bardzo odludne. Pytamy o łatwiejszą drogę i polecają nam abyśmy jechali wzdłuż koryta rzeki. Rozmawiamy po angielsku. Opowiadają nam o swoim życiu, o tym jak łowią ryby i raz na tydzień jeżdżą do miasta żeby wymienić je na inne produkty. Mieszka ich tu kilkunastu w prowizorycznych barakach. Ryba smakuje nam tak bardzo ze prosimy o powtórkę rano. Niestety alkoholu nie mają, my też nie. Idziemy spać. Jest niesamowicie.
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Wstajemy o 6.30. Wyjątkowo wcześnie. Ogarniamy się bardzo sprawnie. Mam jeszcze czas żeby wspiąć się na wydmę i zrobić trochę zdjęć. Pogoda jest kiepska, nie pada ale światła brak.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jedziemy w stronę fortu i ujścia rzeki. Mniej więcej tam umówiliśmy się z miejscowymi na śniadanie. Nie widać ich więc szalejemy na plaży, robimy zdjęcia.

Obrazek
Obrazek

Po jakimś czasie pojawiają się rybacy, zaspali. Rozpalają szybko ognisko. Ja w tym czasie wspinam się na górę żeby zobaczyć fort i poszukać zasięgu w komórce. Fort jest mocno zniszczony. W czasach świetności pewnie było tu sporo wojska. Pozostały mury i jeden budynek w środku a reszta to gruzy. Widok z góry jest piękny i powoli zaczyna przebijać się słoneczko.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Rybacy mieszkają w bardzo prowizorycznych domkach. Wyglądają jak szałasy z resztek blach, materiałów i wszystkiego co wyrzucił ocean.

Obrazek
Obrazek

Telefon łapie zasięg więc wysyłam smsa że wszystko ok. Robię zdjęcia i powoli idę na dół, pachnie już pieczonymi rybami. Niestety na śniadanie już nie dostaliśmy pysznej cebuli i pomidorów ale za to ryby były bardziej mięsiste. Najedzeni zaczynamy zastanawiać się na dalszą drogą. Mamy dwie opcje, jechać plażą do następnej miejscowości gdzie jest łagodny wyjazd lub jechać korytem rzeki . Jazda plażą jest dużo łatwiejsza ale zbliża się przypływ i przede wszystkim nie po drodze. Droga korytem rzeki dużo trudniejsza ale za to krótsza. Wybieramy krótszą. Na początku jedzie się łatwo, szybko.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Trzeba uważać na koleiny czego nie robię. Zaliczam spektakularną glebę przy dużej prędkości ale nic się mi się nie stało. Widoki są niesamowite. Otaczają nas wydmy przesypujące się przez skały. Im kanion węższy tym droga staje się trudniejsza. Woda robi się coraz głębsza i pojawiają się odcinki z wielkimi głazami. Jednak pokonujemy ją bez większych problemów. Transalp 700 zostaje trochę z tyłu ale tak samo dojeżdża do szutrówki na brzegu rzeki.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jedziemy trochę szutrami, trochę hamadą a potem odcinkiem gliniastej drogi poprzecinanej wyrwami wypłukanymi przez wodę. Trzeba uważać ale jedzie się świetnie. Ostatnie kilometry przed asfaltem to już łatwe szybkie szutry wzdłuż słupów linii elektrycznej. Przed wjazdem na drogę N1 smarujemy łańcuchy. Do miasta Tan Tan mamy około 50km. Mijamy miejsca, które doskonale pamiętam z wyprawy w 2012 roku jakbym był tam wczoraj. Szczególnie jedno w którym wlewaliśmy paliwo i zrobiliśmy to zdjęcie:
Obrazek

W Tan Tan tankujemy motocykle i robimy zakupy. Postanawiamy szybko uciekać od oceanu bo mamy dosyć wilgoci i chłodu. Jedziemy asfaltem, w kasku mam muzykę i świetny humor. Motocykl prowadzi się nareszcie jak powinien. Widoki chociaż asfaltowe ciągle są super. Krajobraz się zmienia z pięknego na piękny.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Z asfaltu wjeżdżamy na szutry, ładne, szybkie ale niestety w złym kierunku.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nawigacja Ernesta zaczyna się gubić a on zatrzymuje motocykl. Ja staję nie widząc go w lusterku ale niestety reszta leci dalej. Czekamy dłuższy czas ale nikt nie wraca, kiedy mam już po nich jechać wraca Gucio a potem reszta. Wracamy, jedziemy, stajemy i znowu wracamy. Jednym słowem błądzimy.

Obrazek
Obrazek

Deszcze zniszczyły stare drogi i powstały nowe, które nie pokrywają się z nawigacją. W końcu udaje się znaleźć dobrą drogę. Kierujemy się w stronę gór a trasa prowadzi wzdłuż wyschniętego strumienia, miejscami jest nim poprzerywana. Wzgórza porośnięte są fioletowymi kwiatami. Jest pięknie.

Obrazek

Dzień dobiega końca więc rozglądamy się za noclegiem. Znajdujemy miejsce nad niewyschniętą częścią strumienia.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jest chłodno więc szybko rozstawiamy namioty i rozpalamy ognisko. Siedzimy przy nim trochę ale bez alkoholu towarzystwo szybko chowa się w namiotach. Suszę buty i zamykam jako ostatni imprezę.
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Tam gdzie nie ma już dróg…


Wstajemy po 6. Kilka herbatek, pakowanie sprzętu i ruszamy.
Obrazek

Obrazek

Jedziemy między wzgórzami kamienistą drogą. Co prawda to nie asfalt ani nawet szuter ale jest wyraźnie wyjeżdżona i nie mamy problemu z określeniem kierunku. Niestety kiedy zjeżdżamy z gór droga zaczyna się rozwidlać na dziesiątki mniejszych.
Obrazek

Jedziemy równiną pośród pasm skalistych wzniesień przypominających wydmy. Pokonujemy jedynie małe wzniesienia ale ich wysokość wystarcza żeby się pogubić. Rozjeżdżamy się i Ernest zostaje gdzieś w tyle. Wracam po niego ale kamienista hamada pocięta śladami samochodów nie ułatwia zadania. Każdy kierunek, każda droga wygląda tak samo, nie mam nawet pewności skąd przyjechaliśmy. Jesteśmy na totalnym odludziu bez zasięgu w telefonach. Na szczęście po kilkunastu minutach znajduję Ernesta. Został z tyłu żeby zrobić zdjęcia a ostatni z jadących oczywiście nie pilnował lusterek.

Obrazek
Obrazek

Dalej jedziemy razem i już bardzo się pilnujemy. Droga zaczyna zanikać i zmienia się w coś w rodzaju śladu samochodu. Jedzie się jeszcze łatwo chociaż miejscami są do pokonania koryta strumieni. Czasem ktoś się wywali, trzeba pomóc podnieść ciężki motocykl.

Obrazek
Obrazek
Obrazek


Mimo wszystko jest świetnie. Widoki rekompensują wszelkie niedogodności. Mi najbardziej podoba się świadomość że w końcu jesteśmy na prawdziwym pustkowiu. Do najbliższej małej miejscowości jest w prostej linii kilkadziesiąt kilometrów. Brak zasięgu, brak słupów i linii wysokiego napięcia, całkowity brak śladów cywilizacji.

Obrazek
Obrazek
Obrazek


Droga to już nawet nie ślady po samochodzie tylko jakaś ścieżka wydeptana przez wielbłądy albo osły. Zaczyna się hardcore… Przedzieramy się przez skały, koryta strumieni i kolczaste krzaki. Kilka razy jestem pewny że zaliczę totalną glebę i tylko odkręcenie gazu i zaciśnięcie dłoni na kierownicy jakoś ratuje mnie z opresji. W końcu nawet ta ośla ścieżka staje się niewyraźna. Nie mamy pojęcia dokąd jechać. Zaglądam ukradkiem w Ernesta nawigację i widzę że nie ma tam żadnej drogi. Po prostu jedziemy przed siebie w ustalonym kierunku wytyczając nowy ślad. Bardzo mi się to podoba i widzę że Ernestowi też. Czujemy przygodę chociaż jest nie jest lekko. Zdecydowanie trudniej jest cięższym motocyklom bo często zawisają na dużych skałach, dla nich ta przygoda nie jest chyba przyjemna. Postanawiamy jednak zawrócić do najbliższej drogi widniejącej na nawigacji. Szkoda ale i tak wytyczyliśmy jakiś nowy ślad na mapie. Od reszty ekipy słychać lekką niecierpliwość. Pojawiają się komentarze że tylko tracimy czas na błądzenie po tych kamieniach i że przecież trzeba jeszcze zobaczyć coś innego w Maroku, coś ciekawszego. Poniekąd doskonale to rozumiem ale o dziwo to błądzenie daje mi ogromną radochę. Jestem całkowicie wyluzowany, bez ciśnienia na to że muszę coś zobaczyć. Każdą chwilę traktuję jak przygodę i delektuje się każdym widokiem bo każdy jest dla mnie nowy i wyjątkowy.

Obrazek
Obrazek

Znajdujemy w końcu wyraźną drogę. Szutrowa, z mnóstwem mniejszych i większych kamieni. Na jednym z nich nasza pechowa Yamaha Tenere łapie znowu kapcia. Zmieniamy dętkę. Niektórzy wykorzystują ten czas na relaks.

Obrazek
Obrazek

Oddaję tym razem swoją zapasową dętkę i jedziemy dalej. Droga jest łatwa i w miarę szybka co powoduje że szybko tracimy ze sobą kontakt wzrokowy a dokładniej tracą go z nami wszyscy z przodu. Honda Africa Twin Grześka łapie kapcia w przednim kole. Zostajemy we troje, Grzesiek, Ernest i ja. Nie mamy już zapasowej dętki ani kompresora. Reszta ekipy już do nas nie wróciła, nie wiem właściwie czemu. Na szczęście mam awaryjną malutką pompkę rowerową a Ernest zestaw łatek do dętek ale oczywiście „na dnie kufra”. Trzeba rozpakować cały motocykl żeby się do tego dostać. Nie spieszymy się więc z rozbieraniem koła z nadzieją że jeszcze może po nas wrócą. Niestety, musimy radzić sobie sami.

Obrazek
Obrazek
Obrazek


Grzesiek wkłada sklejoną przez siebie dętkę i jedziemy dalej. Po kilkunastu kilometrach znowu kapeć. Prawdopodobnie Grześ źle przykleił łatkę. Zaczynamy wszystko od nowa i tym razem osobiście przyklejam łatę w tym samym miejscu. Robi się późno ale i tak nie odpuszczam zrobienia kilku zdjęć.
Obrazek

Dostaję smsa że reszta ekipy czeka kilkadziesiąt kilometrów dalej w dużym mieście na stacji benzynowej, z zapytaniem czy wszystko ok i czy sobie poradzimy. Jedziemy do nich.
Obrazek

Do miasta docieramy już po zmierzchu i najpierw robimy zakupy a potem jedziemy na stację benzynową. Na miejscu reszta ekipy siedzi przy stolikach w barze. Ustalili między sobą że będą na tej stacji nocować pod śpiworami bo jest już za późno na szukanie noclegu na dziko. Bardzo mi się to nie podoba. Nie lubię spać w takich miejscach, nie potrafiłbym spokojnie spać. Spoglądam na Ernesta i już wiem że myśli podobnie. Praktycznie bez słów decydujemy że jednak pojedziemy za miasto. Z nami oczywiście jedzie Grzesio, dołącza również Gucio. Umawiamy się z chłopakami na 6,30 i ruszamy za miasto. Odjeżdżamy kilkanaście kilometrów, miało być więcej żeby był rano większy zapas czasu ale jesteśmy zmęczeni. Do tego Yamaha Ernesta traci światła. Przepaliła się żarówka. Zjeżdżamy niezbyt daleko od drogi i rozbijamy namioty. Zaczyna wiać wiatr ale mimo to zmęczony szybko zasypiam.
Awatar użytkownika
yomek
Posty: 52
Rejestracja: 12 kwie 2015, 16:02
Lokalizacja: Kalisz

Świetne zdjęcia, super przygoda. Również rozważam ten kierunek w niedalekiej przyszłości. Biorę też jednak pod uwage alternatywny kierunek, ze względu na aktualną sytuację (dość napiętą) m.in w sąsiednich krajach i ogólnie w północnej Afryce.

Chciałbym bardziej zapytać o kwestie bezpieczeństwa, możesz jakoś się ustosunkować? Jak tubylcy? Maroko to ponoć dość gościnny kraj, jakie były wasze odczucia? Planuję jechać z kolegą, z którym zrobiłem już kilka fajnych tras (zawsze wielkość ekipy to max do 5 osób) aktualnie jest Nas dwóch, nie wiem, czy na Maroko to nie za mało ;-) Z góry dzięki za info
Pozdrawiam: :)
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

Maroko nadal jest bardzo gościnne i myślę że ta sytuacja jest mocno rozdmuchana. Sami marokańczycy są bardziej przyjaźni niż myślałem. Chociaż Ernest ciągle ostrzegał nas że za wszystko będą żądali od nas kasy i może być nieprzyjemnie to ani razu nie poczułem się niebezpiecznie. Owszem raz doszło do nieporozumienia i część z nas uznała że nie chce zapłacić. Atmosfera zrobiła się bardzo nerwowa ale ja zostałem sam żeby się rozliczyć bo według mnie zapłacić należało. Zostałem wtedy potraktowany bardzo kulturalnie. Myślę że nadal można śmiało wybierać ten kierunek i jeśli może być jakoś mniej bezpiecznie to tylko w dużych skupiskach turystów.
Maroko jak dla mnie jest rewelacyjne i wrócę tam jeśli tylko będzie taka możliwość.

Dalsza część relacji na blogu:
Relacja Morocco OFF 2015
Awatar użytkownika
yomek
Posty: 52
Rejestracja: 12 kwie 2015, 16:02
Lokalizacja: Kalisz

Oby było jak mówisz. Tak jeszcze z ciekawosci podpytam... Mieliście na Maroko wykupiony jakiś Assistance, jeśli tak to gdzie? Mój, ale także wielu innych ubezpieczycieli wykluczają "obsługę" tego kraju. O ile w krajach europejskich serwis i naprawa motocykla to wg. mnie jedynie kwestia kosztów (no i ewentualnego assistance), to chyba w Maroku niemal każda powazniejsza usterka mogłaby się wydawać nieco bardziej skomplikowana. Jak oceniasz sytuacje w tej kwestii?
Pozdrawiam: :)
Awatar użytkownika
remi
Posty: 141
Rejestracja: 21 maja 2012, 13:55
Lokalizacja: bartoszyce
Kontakt:

yomek pisze:Oby było jak mówisz. Tak jeszcze z ciekawosci podpytam... Mieliście na Maroko wykupiony jakiś Assistance, jeśli tak to gdzie? Mój, ale także wielu innych ubezpieczycieli wykluczają "obsługę" tego kraju. O ile w krajach europejskich serwis i naprawa motocykla to wg. mnie jedynie kwestia kosztów (no i ewentualnego assistance), to chyba w Maroku niemal każda powazniejsza usterka mogłaby się wydawać nieco bardziej skomplikowana. Jak oceniasz sytuacje w tej kwestii?
Warsztacików gdzie naprawiają swoje skuterki jest mnóstwo wszędzie w większych miastach ale na jakieś markowe serwisy można liczyć tylko w największych miastach. Ogólnie radziłbym liczyć tylko na siebie. Gdzieś na forum jest temat z listą rzeczy koniecznych do zabrania. W każdym razie to "tylko" Maroko. Jeśli nie będziecie szukać "czarnej dupy" to zawsze sobie jakoś poradzicie. Miejscowi na pewno pomogą ale tanio nie będzie ;)
ODPOWIEDZ