Wczoraj postanowiłem wykorzystać ładną pogodę i wybrałem się popłudniem z Wrocka na małą przejażdżkę Wrocław --> Oława --> Strzelin --> jakoś na azymut na Ślężę --> Tyniec --> Wrocław.
Pogoda super, ruch na drodze mały, sporo winkli czyli fajna zabawa... kiedy już myślałem, że ciśnienie po dniu pracy całkowicie zeszło zaświeciła się rezerwa i postanowiłem zjechać na małą stację Orlenu chyba w Gniechowicach...
Zanim zabrałem się do tankowania musiałem zdjąć kask, kominiarę, rękawice - cała procedura
![:)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Za mną czekało 4 zniecierpliwionych kolesi w zielonej Lagunie. Później kolejka do kasy, a kiedy wyszedłem oberwało mi się wiązanką bo im się spieszy... Zignorowałem i bez słowa wsiadłem na motocykl.
Procedura startu czyli musiałem się zapakować w kask i rękawiczki, a jakiś baran startuje do mnie przeklinając i rzucając pod moim adresem obelgami.
Tak mi podniósł ciśnienie, że szybko przekalkulowałem sobie w głowie 2 opcje...
1. Zajeeeee... mu z buta (a byłem w wysokich i ciężkich podkolanówkach Gaerne) i odjechać albo i nie bo ich było 4 a ja sam
2. Zignorować i możliwie szybko się usunąć
wybrałem opcję 2 bo nie chciałem robić kina na stacji benzynowej w świetle TV przemysłowej, choć ciśnienie prawie wydmuchało mi uszczelkę pod czaszką...
Zastanawiałem się skąd taka agresja i czy to ogólne nastawienie do motocyklistów, czy miałem takie "szczęście".
Wy też spotykacie się z podobnymi sytuacjami? Jak reagujecie?
pozdrawiam z Wrocławia,
t0mmyK