I o to chodziło
Jak sprawdzimy to powiem jak jest bo u nas paszportów niet
Dzięki mik1046
Wakacyjna włóczęga lipiec/sierpien '13.
- crazyrider12
- Posty: 1459
- Rejestracja: 04 mar 2010, 7:49
- Lokalizacja: Krk/Siemianowice Śl
Super foty, fajna wyprawa. Odpoczywajcie a później wróćcie do nas cało i zdrowo.
P.S. Solidnie zapakowana XTka
P.S. Solidnie zapakowana XTka
...bo każda okazja jest dobra by zjechać z utartej ścieżki i poszukać własnej
W końcu jadę z żoną
XTR/BMW w 3 odmianach / Mt09 Tracer / Ktm 1090 co następne nie wiem może T7
No i wszystko co dobre się kiedyś kończy.
Bagaż doświadczeń na plecach . Na następny raz 2X mniej pierdół.
No i podstawa nauka ściągania tylnej opony - brak tej wiedzy kosztował mnie 200 zł.
Kilka fotek :
https://plus.google.com/u/0/photos/1165 ... 9822905921
Bagaż doświadczeń na plecach . Na następny raz 2X mniej pierdół.
No i podstawa nauka ściągania tylnej opony - brak tej wiedzy kosztował mnie 200 zł.
Kilka fotek :
https://plus.google.com/u/0/photos/1165 ... 9822905921
XTR/BMW w 3 odmianach / Mt09 Tracer / Ktm 1090 co następne nie wiem może T7
Co albo jestem lewy albo się nie da .
Ni hu hu załadowana tenera nie dała rady stopką zrzucić opony z rantu , w Chorwacji nikt nie chciał się podjąć wymiany , powiedziałem że jestem mechanikiem sam zrobię i zrobiłem ale kosztowało mnie to 200 zł.
A opisu nie zrobię bo kiepski jestem w te klocki może Thembol się podejmie.
Ni hu hu załadowana tenera nie dała rady stopką zrzucić opony z rantu , w Chorwacji nikt nie chciał się podjąć wymiany , powiedziałem że jestem mechanikiem sam zrobię i zrobiłem ale kosztowało mnie to 200 zł.
A opisu nie zrobię bo kiepski jestem w te klocki może Thembol się podejmie.
XTR/BMW w 3 odmianach / Mt09 Tracer / Ktm 1090 co następne nie wiem może T7
Ja na próbę chciałem zmienić tylną gumę w domu przy użyciu trzech łyżek 30cm. Na You Tube wyglądało to na proste. Mitasa E07 jeszcze jakoś zrzuciłem a Michelin Sirac, którego zakładałem skończył tak:
Akcja skończyła się u wulkanizatora bo nie potrafiłem z powrotem naciągnąć Mitasa i bałem się, że go rozerwę jak Michelina. Szkoda bo Sirac miał jeszcze 5mm bieżnika a teraz jeżdżę na Mitasie z bieżnikiem 1mm
Nie jest łatwo. Będę próbował jeszcze raz jak kupię nowe gumy, chyba na następny sezon.
No i felga też ma zaznaczone skutki mojej nauki
świetna wyprawa i fajne fotki, pozazdrościć
Akcja skończyła się u wulkanizatora bo nie potrafiłem z powrotem naciągnąć Mitasa i bałem się, że go rozerwę jak Michelina. Szkoda bo Sirac miał jeszcze 5mm bieżnika a teraz jeżdżę na Mitasie z bieżnikiem 1mm
Nie jest łatwo. Będę próbował jeszcze raz jak kupię nowe gumy, chyba na następny sezon.
No i felga też ma zaznaczone skutki mojej nauki
świetna wyprawa i fajne fotki, pozazdrościć
Aby osiągnąć rzeczy których dotąd nie osiągnąłeś, musisz zacząć robic rzeczy, których dotąd nie robiłeś
Zrobie jakis opisik z fotami niebawem.
Co do opony - dętkową opone ( w sensie opisaną jako tube type ) da sie zdjac bez problemu z przodu, na tyle jest nieco gorzej ale tez sie da.
Bezdętkową przednia jest mega cieżko a tylnej sie w zasadzie nie da. Nawet mega nagrzanej czyli teoretycznie miękkiej. Zapewne zalezy to tez w jakims stopniu od producenta opony. Heidenau sie nie da na pewno. Siraca też nie. Próbowalem obu.
Tak jak pisze Kamil - załadowana po zęby teresa nie była w stanie stópką odkleić opony od rantu. Mało tego - na maszynie nawet był problem.
Mitas E09 spokojnie sie zdejmuje z przodu i z tyłu. Na tył ( przynajmniej ja ) potrzebowalem pomocy drugiej osoby.
Tyle ze ja robie to jak aptekarz, tak aby nie porysowac felgi.
Teraz tymbardziej z nowiutkim excelem z przodu.
Co do opony - dętkową opone ( w sensie opisaną jako tube type ) da sie zdjac bez problemu z przodu, na tyle jest nieco gorzej ale tez sie da.
Bezdętkową przednia jest mega cieżko a tylnej sie w zasadzie nie da. Nawet mega nagrzanej czyli teoretycznie miękkiej. Zapewne zalezy to tez w jakims stopniu od producenta opony. Heidenau sie nie da na pewno. Siraca też nie. Próbowalem obu.
Tak jak pisze Kamil - załadowana po zęby teresa nie była w stanie stópką odkleić opony od rantu. Mało tego - na maszynie nawet był problem.
Mitas E09 spokojnie sie zdejmuje z przodu i z tyłu. Na tył ( przynajmniej ja ) potrzebowalem pomocy drugiej osoby.
Tyle ze ja robie to jak aptekarz, tak aby nie porysowac felgi.
Teraz tymbardziej z nowiutkim excelem z przodu.
Mitasa E10-150/70/17 robiliśmy we dwójkę z Bajrosem i Marzenką na trasie - i to bez patentu z nóżką
Problem był z wejściem na rant po napompowaniu- brak smarowidła.
Heidenau k60 też duża tylna 150/70 robię sam tylko na spokojnie w domu- rekord to zmiana 4 kół w coś koło godzinki
W domu jak nie chce zejść z rantu to ściskam w imadle
Podstawa to trzy łyżki płaskie/wygięte (cienkie)na końcach, najlepiej jedna duża tak z 40-50cm.
Przednią to tylko ściągam kawałek łyżkami a dalej ręką
Do malowanych felg -XT660X- a więc i u mnie - dwa ochraniacze.
No i smarowidło do opon a na drodze zwykłe mydło.
Kremu nie polecam, bo może się potem opona przekręcać po feldze i wyrwie wentyl.
Herflickowi robiłem ostatnio tylną - 20min- właściwie to Łuki głównie robił ja wydawałem komendy a Herflick się uczył, bo "Nieumi"
Problem był z wejściem na rant po napompowaniu- brak smarowidła.
Heidenau k60 też duża tylna 150/70 robię sam tylko na spokojnie w domu- rekord to zmiana 4 kół w coś koło godzinki
W domu jak nie chce zejść z rantu to ściskam w imadle
Podstawa to trzy łyżki płaskie/wygięte (cienkie)na końcach, najlepiej jedna duża tak z 40-50cm.
Przednią to tylko ściągam kawałek łyżkami a dalej ręką
Do malowanych felg -XT660X- a więc i u mnie - dwa ochraniacze.
No i smarowidło do opon a na drodze zwykłe mydło.
Kremu nie polecam, bo może się potem opona przekręcać po feldze i wyrwie wentyl.
Herflickowi robiłem ostatnio tylną - 20min- właściwie to Łuki głównie robił ja wydawałem komendy a Herflick się uczył, bo "Nieumi"
No to OGNIA!!!
Plan trasy z pierwszego posta został zrealizowany w jakichś 95%
Tylko koło Splitu zmieniliśmy nieco trase, poza tym pomimo mojej szwankującej pseudo nawi udawalo się trzymać zaplanowanej trasy.
Dzień 1
Ja z żoną wyjechałem z Piły do Mazańcowic w sobote, 13 lipca.
Pożegnanie z rodzicami i ognia.
Wybrałem trase przez Wrocław co jednak było błędem. Na szybki przelot na południe lepiej jechać przez Łódź.
Zdjec z trasy w PL nie mam bo to raczej nic ciekawego.
Wygladalo to mniej więcej tak...
http://youtu.be/eXHcxTjIfbE
Od Wrocławia zaczęło mocno padac, na A4 trzeba było zalozyc kondomy... i przestalo dopiero u Kamila pod domem.
Jedyne przypadkowe zdjecie z wieczorku zapoznawczego w Mazańcowicach.
Dzień 2
W niedziele przywitała nas na szczęście calkiem ladna pogoda. Cel - Eger, Węgry.
Były już późne godziny popołudniowe jak przywitał nas kamping tulipan
Polecam każdemu tą miejscówke. Tanio, ładnie, nawet pralke mają ( suszarnie Kamil zorganizował )
Namioty rozbite...
można było zacząć integracje..
Okazalo się ze Eger słynie z winnic i .. wina. Pod samym nosem mielismy piwniczki winiarzy gdzie można kupic wyśmienite wina ich produkcji. Bardzo dobre i bardzo tanie.
Nie chcecie wiedzieć jak skończyła się ta impreza...
Dodam ze zapoznani na kempingu polacy na dobitke przynieśli 0,7 wódki kawalerskiej.....
Dzień 3
Poranek był dla pomarańczowego namiotu okrutny... niebieski namiocik o wiele lepiej.
Pakowanie przebiegało baaardzo mozolnie - szczególnie namiot pomarańczowy :D
Wyjazd - grubo po 11.
Przejazd przez Węgry - MEGA nudny. Przeraźliwie długie proste na których bardzo przydał by się tempomat.
Oczywiście były tez wyjątki, przed granica z Rumunia spotkała nas taka oto niespodzianka. Oczywiście nieoznaczona. Droga skończyła się przed nowo wybudowanym mostem.
Kamil był wniebowzięty..
Ja nieco mniej delikatnie mowiac Nie mam sily utrzymać niemal 400kg w wolnej, terenowej jeździe.
Jako ze kac był gigantyczny trzeba było zrobić postój na zaleczenie.
Kamil do marketu , my na kurczaka
Po 3 godzinach jazdy z kacem - mordercą naszym oczom ukazał się takowy, jakże upragniony widok.
http://youtu.be/JjleaEyDLkE
Granice przekroczyliśmy w Bors.
Zaraz za tym miastem jest potężne następne - Oradea.
Chyba największe miasto na naszej drodze, myslalem już ze będziemy przez nie jechać w nieskonczonosc.
No i szczerze mowiac spodziewałem się innych widoków - miasto było nadzwyczaj ładne.
Za miastem droga uległa znacznemu zwężeniu i "podziurawieniu" - jak u nas w PL
Pomału teren z totalnego placka przekształcał się w jakies górki.
A tu piękne zdjecie z typowo rumunska droga. Czyli jakies bogato zdobione kościoły czy cerkwie ( nie wiem, były rozne ) , tiry, koń z wozem drabiniastym pełnym siana i PSY. Wszechobecne psy.
Górki robily się coraz większe i pogoda niestety coraz gorsza. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się aby profilaktycznie zalozyc kondomy - było pewne na 100% ze zaraz lunie deszcz.
W deszczu, korku i niemal po ciemku dotarliśmy do zaplanowanego punktu , miasto Orastie.
Ze znalezieniem noclegu nie było większego problemu.
Warunki calkiem w miare - szkoda tylko ze sprzataczka się nie przylozyła do swojej roboty.
Domy tam to poplatanie w pomieszaniem wszystkiego co popadnie. Złote klamki i kwiaty w starej desce od kibla rosnące w ogródku. Czad.
basen? - proszę bardzo! :D
Jako ciekawostke dodam ze w kuchni która była ogolno dostepna zarówno na nas jak i dla gospodarzy chcieliśmy cos ugotować i zapalić gaz. Szukam zapałek a tu podchodzi gospodyni, bierze zużytą niemal w calosci zapałke z całej kupki takowych lezacych obok kuchenki, odpala ja chyba od świeczki i zapala tym gaz!!
I tak oszczedzajac na zapałkach zapewne dorobiła się...
Dzien 4
Po śniadanku wyruszamy na jeden z celów wyprawy.
Znak mowi sam za siebie
Niestety pogoda jest na tyle zła ze kondomy zakładamy od razu.
Postój przy jakiejś tamie na samym początku dolnej części transalpiny
Jednak w 100% nie jest asfaltowa. Zdarzaja się takie krótkie offy
Jako ze w Rumunii panuje jeszcze trochę taka wolna amerykanna to wyjezdzajac zza winkla można się natknąć na taki widok...
No i bliższe spotkanie 3go stopnia :D :D
http://youtu.be/nk7quCi1T1A
A tu jakas próbka jak to wygląda w dolnej, zielonej części ( wyżej nie ma już tyle drzew )
http://youtu.be/Wc8utnYMEUE
Winkle staja się coraz ciaśniejsze, czasem nawet redukcja do 1 biegu...
Tu może mała ciekawostka - atrakcja tego dna.
Na jednym z prawych winkli mocno się przeliczyłem ( winkiel się zacieśnił ) i wyrzuciło mnie na lewy pas wprost pod piękna, białą dacie kombi. Ominełem ja poboczem z lewej strony przy samej barierce :D Przegruba akcja....
Postoj już gdzies wyżej, drzewa znikly, widoki pomimo nieciekawej pogody z winkla na winkiel robily się coraz ciekawsze
Po krótkim postoju zauwazylismy w oddali zmierzające w naszym kierunku jakies zwierze :D
Pobieglem w jego strone myslac ze przecież do nas nie przyjdzie - byłem w dużym błędzie.
http://youtu.be/e2-AqAj5Z-c
Kamil zaserwował mu jak widać dwie bułeczki z serem które ze smakiem niemal połknął. Niebawem pojawilo się jeszcze 2 jego towazyszy Pasterza w zasiegu wzroku oczywiście widać nie było.
Po nakarmieniu osiołka jedziemy dalej....
http://youtu.be/6coVNZC8Ss0
Widoki - bajka. Ani film ani zdjęcia tego nie oddają.
W najwyższym punkcie ( grubo ponad 2000m npm ) niestety panuje bardzo gesta mgła.
Miejscami widoczność spadala do kilku metrow.
Po przejechaniu najwyższych partii gor odslonila się nam wieeelka równina , i zaraz po tym dostaliśmy po pyskach mega gorącym powietrzem ( w gorach było dość chłodno )
Po zjechaniu z transalpiny kierowaliśmy się w nasze miejsce docelowe tego dnia - Baile Herculane ( łaźnie Herkulesa jak się później okazało )
Widoki były równie zacne co na transalpinie tylko droga stała się na tyle wyboista ze niecenzuralne słowa leciały na co drugim zakrecie.
Baile Herculane to moim zdaniem cos jak nasze miejscowości uzdrowiskowe.
Sa tam jakies radioaktywne zrodla wody. Ludzi od groma.
Udalo się znalesc taniutki nocleg u kompletnie pijanego gospodarza.
gospodarz częstował swojskiej soboty rakija i koniakiem.
Jego "dawaj dawaj" i "seniorita" były z nami obecne przez cala wyprawe :D
Zdecydowanie najciekawszy nocleg na trasie.
Dzien 5
Tankujemy i ruszamy w kierunku granicy z Serbią.
Po lewej Rumunia, po prawej Serbia. Most jest granicą.
Witamy w Serbii
I teraz na odwrot. Po prawej Rumunia a po lewej Serbia.
Widoki caly czas oszałamiają tyle ze pojawiły się barierki przy przepaściach na drodze.Lipa
Kamila cos ugryzło, złamał się panel w worku i wypaliła się w nim dziura od wydechu... Same straty.... No i temp. robi się coraz mniej "komfortowa"....
Nad takim wąwozem sobie jedziemy. Widoki bajkowe.
Przez Serbie przemykamy niemal na jeden raz. Jakos tam dziwnie. Nawet marketu nie mogliśmy znalesc alby kupic jakies bułki itp. Oczywiście platnosc karta to mission impossible.
Szybko zatem wjezdzamy do Montenegro.
http://youtu.be/ki3HfIETp4o
I szukamy miejscówki na noc.
Chyba drugie miasteczko za granica i udaje się nam utargować chyba najlepsze i jedno z tanszych spań na trasie. I to w hotelu!! Gosc spuscil z 40 Eu na 20, za pokoj 2os. który wygladal tak...
Dzien 6
Wyjazd z garażu w namiocie... :D
Trasa przez Czarnogóre dorównuje transalpinie. Bajkowe widoki.
Widoki widokami ale niebo wygląda mniej więcej tak...
i im nizej zjezdzamy temperatura robi się nie do zniesienia w pelnym umundurowaniu..
W pewnym momencie poddajemy się . Pot leje mi się po brodzie a tego co dzialo się w kombinezonie lepiej nie opisywac. Zdejmujemy kurtki. Jazda w nich jest niemozliwa.
Gdzies po drodze trafiamy na MYJNIE!!!
Najlepiej wydane 1Eu na tej wyprawie ( no może nie licząc kibla w Chorwacji :D )
Jedziemy , jedziemy.. przejezdzamy przez stolice Czarnogory i kierujemy się NAD MORZE!!!
Udaje się nam znaleźć miejscówke w okolicach Budvy ( jak się później okazało jedna z najdrozdzych na wyprawie )
i wreszcie....
Dziewczynom bardzo spodobał się pan ratownik :D ( moja morda jest oczywiście przypadkowa... )
Dzien 7.
Troche pozwiedzaliśmy.
Wyspa sw. Stefana. Prywatna. Taki hotel. Wstep tylko dla gości hotelowych.
Ceny nieznane ale aby wejść na plaze która widać na zdjęciu trzeba było zaplacic 75 Eu....
Tego dnia okazuje się ze pokoj kosztował 50 eu ale ze JEDNA a nie dwie noce. Dzieki uprzejmości recepcjonisty około 14 zwijamy się w tempie hiper ekspresowym i za 30 min jedziemy w strone Chorwacji.
Boke Kotorska przepływamy promem
No i wita nas kraj "docelowy"
Plan był spac w okolicach Dubrovnika i go zwiedzić ale jako ze Kamil miał sprawdzona , tania miejscowke w Makarskiej postanowiliśmy pojechać tam jednym strzałem, zamelinować się tam na pare dni i do Dubrovnika pojechać sobie na luzie bez bagażu.
Tak wiec mijamu Dubrovnik.
Czasem trzeba było wrzucić bieg wsteczny
Takie tam z trasy.. Wyczerpanie było totalne ale wizja lezenia na plazy skutecznie dodawała sił.
Kolejne 7 nocy spedzilismy w Makarska, plazing, smazing itp.
Tak to wygladalo pod wodą
Oczywiście w dniu wyjazdu do Dubrovnika Kamil wyprowadza moto z garażu a tu... kapeć.
Akcja była szybka
Moje łyżki i Kamilowe :D hehe
No i "film wyprawy" <lol>
Teresa jako sciagacz do opon
http://youtu.be/4zb6rv-fEes
I łyżkowanie...
http://youtu.be/ywwW7jcbNMk
Akcja zakonczona pełnym sukcesem. Jedna z zapasowych dętek wykożystana także nie jechała na marne. ( jak się później okaze druga tez nie )
W drodze do Dubrovnika takie tam rozne spotykamy....
I Dubrovnik
Znow wsteczny. Tym razem 3 konie mechaniczne.
W jeden dzień Kamil z Magda pojechali nad jeziorka w gorach. Modre i czerwone czy jakos tak. My się poddaliśmy i leżeliśmy na plazy.
Dojazd... Kamil nie wiedział ze w tunelu nie można się zatrzymywać i podobno jakies tam syreny się wlaczyly i cos tam ich wyganiały :D ale fota jest!
Chyba modre. Do niego da się zejść i wykapac.
A tu to czerwone. Zejsc się nie da.Mega głębokie jest i niby nie do końca zbadane.
Dzien 13 .
Koniec lezenia na plazy. Czas niestety wracac do PL....
po drodze jeszcze Plitwickie Jeziora.
Pakowanie
Jedno z ostatnich zdjęć Adriatyku
I kolejna ciekawostka - porada. Jak zwał tak zwał.
Było tak goraco ze podciagnelem sobie spodnie powyżej butow aby leciało do nich powietrze.
W pewnym momencie cos mi wpadlo do buta. Nic się nie stało wiec nie zatrzymywałem się aby sprawdzić co to.
Za jakies 20-30 min coś postanowilo opuscic mojego buta ale chyba nie moglo - wiec użadlilo solidnie w kostke. Opuchlizna do dziś nie zeszła.
I tu wlasnie akcja "wyjmowanie dziada z buta"
W centralnej części Chorwacji pełno takich widoków a nawet całych takich wsi. Wszystko opuszczone.
Noclegu szukamy w okolicach Plitwic. Znajdujemy w Prijeboj ( później przemianowany na "przyjebał" )
Zostalismy tu drugi raz wycyckani za spanie.
W Czarnogorze dogadywaly się dziewczyny i było podejrzenie ze się " nie dogadaly"
Tu dogadywałem się ja, angielski z mowie znam dość dobrze i nie było mowy o pomyłce.
Dogadalem się o platnosc za DWIE noce i platnosc za wszysko z góry a po 2 nocach koles zwinał nas o płatność za druga noc... 110 chyba Eu okazało się być za jedna noc a nie dwie. Porażka na maxa. Udalo się wynegocjować druga noc na 90 Eu i tyle.
Niby to normalne ceny w sezonie w weekend na Plitwicach....
No i jeziorka
chłodzenie dyni :D
mistrz drugiego planu. A miała być sweet focia na fejsa...
Jak kogos interesują rybki to poniżej filmik jak karmimy ryby w jeziorach herbatnikami. Oczywiście podwodny.
http://youtu.be/sYlyGK-yPqQ
A tu ten wypasiony mega drogi pokoj na plitwicach
Po zwiedzaniu jezior kierujemy się nad Balaton.
Mamy nadzieje ze im bliżej Polski tym będzie chłodniej. Nic bardziej mylnego.
W Karlovacko jest chyba apogeum. Kamil na dodatek łapie kapcia z tyłu. Dodam ze jest niedziela....
Koles myślał ze mam w kufrze OPONE!!! hahaha!! Jaja były jak berety....
http://youtu.be/1T8HbDUBk80
W końcu pokumali o co chodzi ale byli na tyle ospali a nam się spieszylo ze podjelismy probe zdjęcia opony. Impossible. Teresa z pełnym załadunkiem tylko podniosla w gore przednie koło. Opona ani drgnęła.
http://youtu.be/jZE21B_BRC4
Kamil w końcu dogadal się ze jest " mechanik"!!! " vulkanizer"!! i sam zmieni opone na ich maszynie. Na końcu chcieli nas zatrudnić :D hehe
Opona LEDWO zeszła maszyną.
Także kolejna detka nie jechala na marne.
Po morderczej wymianie Kamila jedziemy dalej. Ja przypadkowo znajduje niemal po drodze miejscowość do której MUSIELISMY zajechać...
No i ostatnia noc tak samo jak pierwsza - pod namiotem.
Kamping Strand czy jakos tak. Mega tanio ale warunki sanitarne "takie se"
Kolejny dzień to dojazd do Mazańcowic. Dla Kamila i Madgy był to koniec wyprawy.
Dla nas nie. Pojechalismy jeszcze do Wadowic i do Krakowa.
Wadowice
Krakow, rynek
Dzwon Zygmunta
Zamek
No i w czwartek 1.08.2013 wracamy. Krakow - Piła. przez Łodz.
Jak ktoś tamtędy jeździ to polecam knajpe przed sama Łodzią.
Zawsze tam jem jak tamtędy jade. Mega tanio, mega dużo i mega dobre.
Oberza Zloty Mlyn.
Wyszlo mi 5236km.
Spalanie 3 bez bagażu, 3,5 do max 4 z pelnym obciążeniem.
Predkosc max 170
Plan trasy z pierwszego posta został zrealizowany w jakichś 95%
Tylko koło Splitu zmieniliśmy nieco trase, poza tym pomimo mojej szwankującej pseudo nawi udawalo się trzymać zaplanowanej trasy.
Dzień 1
Ja z żoną wyjechałem z Piły do Mazańcowic w sobote, 13 lipca.
Pożegnanie z rodzicami i ognia.
Wybrałem trase przez Wrocław co jednak było błędem. Na szybki przelot na południe lepiej jechać przez Łódź.
Zdjec z trasy w PL nie mam bo to raczej nic ciekawego.
Wygladalo to mniej więcej tak...
http://youtu.be/eXHcxTjIfbE
Od Wrocławia zaczęło mocno padac, na A4 trzeba było zalozyc kondomy... i przestalo dopiero u Kamila pod domem.
Jedyne przypadkowe zdjecie z wieczorku zapoznawczego w Mazańcowicach.
Dzień 2
W niedziele przywitała nas na szczęście calkiem ladna pogoda. Cel - Eger, Węgry.
Były już późne godziny popołudniowe jak przywitał nas kamping tulipan
Polecam każdemu tą miejscówke. Tanio, ładnie, nawet pralke mają ( suszarnie Kamil zorganizował )
Namioty rozbite...
można było zacząć integracje..
Okazalo się ze Eger słynie z winnic i .. wina. Pod samym nosem mielismy piwniczki winiarzy gdzie można kupic wyśmienite wina ich produkcji. Bardzo dobre i bardzo tanie.
Nie chcecie wiedzieć jak skończyła się ta impreza...
Dodam ze zapoznani na kempingu polacy na dobitke przynieśli 0,7 wódki kawalerskiej.....
Dzień 3
Poranek był dla pomarańczowego namiotu okrutny... niebieski namiocik o wiele lepiej.
Pakowanie przebiegało baaardzo mozolnie - szczególnie namiot pomarańczowy :D
Wyjazd - grubo po 11.
Przejazd przez Węgry - MEGA nudny. Przeraźliwie długie proste na których bardzo przydał by się tempomat.
Oczywiście były tez wyjątki, przed granica z Rumunia spotkała nas taka oto niespodzianka. Oczywiście nieoznaczona. Droga skończyła się przed nowo wybudowanym mostem.
Kamil był wniebowzięty..
Ja nieco mniej delikatnie mowiac Nie mam sily utrzymać niemal 400kg w wolnej, terenowej jeździe.
Jako ze kac był gigantyczny trzeba było zrobić postój na zaleczenie.
Kamil do marketu , my na kurczaka
Po 3 godzinach jazdy z kacem - mordercą naszym oczom ukazał się takowy, jakże upragniony widok.
http://youtu.be/JjleaEyDLkE
Granice przekroczyliśmy w Bors.
Zaraz za tym miastem jest potężne następne - Oradea.
Chyba największe miasto na naszej drodze, myslalem już ze będziemy przez nie jechać w nieskonczonosc.
No i szczerze mowiac spodziewałem się innych widoków - miasto było nadzwyczaj ładne.
Za miastem droga uległa znacznemu zwężeniu i "podziurawieniu" - jak u nas w PL
Pomału teren z totalnego placka przekształcał się w jakies górki.
A tu piękne zdjecie z typowo rumunska droga. Czyli jakies bogato zdobione kościoły czy cerkwie ( nie wiem, były rozne ) , tiry, koń z wozem drabiniastym pełnym siana i PSY. Wszechobecne psy.
Górki robily się coraz większe i pogoda niestety coraz gorsza. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się aby profilaktycznie zalozyc kondomy - było pewne na 100% ze zaraz lunie deszcz.
W deszczu, korku i niemal po ciemku dotarliśmy do zaplanowanego punktu , miasto Orastie.
Ze znalezieniem noclegu nie było większego problemu.
Warunki calkiem w miare - szkoda tylko ze sprzataczka się nie przylozyła do swojej roboty.
Domy tam to poplatanie w pomieszaniem wszystkiego co popadnie. Złote klamki i kwiaty w starej desce od kibla rosnące w ogródku. Czad.
basen? - proszę bardzo! :D
Jako ciekawostke dodam ze w kuchni która była ogolno dostepna zarówno na nas jak i dla gospodarzy chcieliśmy cos ugotować i zapalić gaz. Szukam zapałek a tu podchodzi gospodyni, bierze zużytą niemal w calosci zapałke z całej kupki takowych lezacych obok kuchenki, odpala ja chyba od świeczki i zapala tym gaz!!
I tak oszczedzajac na zapałkach zapewne dorobiła się...
Dzien 4
Po śniadanku wyruszamy na jeden z celów wyprawy.
Znak mowi sam za siebie
Niestety pogoda jest na tyle zła ze kondomy zakładamy od razu.
Postój przy jakiejś tamie na samym początku dolnej części transalpiny
Jednak w 100% nie jest asfaltowa. Zdarzaja się takie krótkie offy
Jako ze w Rumunii panuje jeszcze trochę taka wolna amerykanna to wyjezdzajac zza winkla można się natknąć na taki widok...
No i bliższe spotkanie 3go stopnia :D :D
http://youtu.be/nk7quCi1T1A
A tu jakas próbka jak to wygląda w dolnej, zielonej części ( wyżej nie ma już tyle drzew )
http://youtu.be/Wc8utnYMEUE
Winkle staja się coraz ciaśniejsze, czasem nawet redukcja do 1 biegu...
Tu może mała ciekawostka - atrakcja tego dna.
Na jednym z prawych winkli mocno się przeliczyłem ( winkiel się zacieśnił ) i wyrzuciło mnie na lewy pas wprost pod piękna, białą dacie kombi. Ominełem ja poboczem z lewej strony przy samej barierce :D Przegruba akcja....
Postoj już gdzies wyżej, drzewa znikly, widoki pomimo nieciekawej pogody z winkla na winkiel robily się coraz ciekawsze
Po krótkim postoju zauwazylismy w oddali zmierzające w naszym kierunku jakies zwierze :D
Pobieglem w jego strone myslac ze przecież do nas nie przyjdzie - byłem w dużym błędzie.
http://youtu.be/e2-AqAj5Z-c
Kamil zaserwował mu jak widać dwie bułeczki z serem które ze smakiem niemal połknął. Niebawem pojawilo się jeszcze 2 jego towazyszy Pasterza w zasiegu wzroku oczywiście widać nie było.
Po nakarmieniu osiołka jedziemy dalej....
http://youtu.be/6coVNZC8Ss0
Widoki - bajka. Ani film ani zdjęcia tego nie oddają.
W najwyższym punkcie ( grubo ponad 2000m npm ) niestety panuje bardzo gesta mgła.
Miejscami widoczność spadala do kilku metrow.
Po przejechaniu najwyższych partii gor odslonila się nam wieeelka równina , i zaraz po tym dostaliśmy po pyskach mega gorącym powietrzem ( w gorach było dość chłodno )
Po zjechaniu z transalpiny kierowaliśmy się w nasze miejsce docelowe tego dnia - Baile Herculane ( łaźnie Herkulesa jak się później okazało )
Widoki były równie zacne co na transalpinie tylko droga stała się na tyle wyboista ze niecenzuralne słowa leciały na co drugim zakrecie.
Baile Herculane to moim zdaniem cos jak nasze miejscowości uzdrowiskowe.
Sa tam jakies radioaktywne zrodla wody. Ludzi od groma.
Udalo się znalesc taniutki nocleg u kompletnie pijanego gospodarza.
gospodarz częstował swojskiej soboty rakija i koniakiem.
Jego "dawaj dawaj" i "seniorita" były z nami obecne przez cala wyprawe :D
Zdecydowanie najciekawszy nocleg na trasie.
Dzien 5
Tankujemy i ruszamy w kierunku granicy z Serbią.
Po lewej Rumunia, po prawej Serbia. Most jest granicą.
Witamy w Serbii
I teraz na odwrot. Po prawej Rumunia a po lewej Serbia.
Widoki caly czas oszałamiają tyle ze pojawiły się barierki przy przepaściach na drodze.Lipa
Kamila cos ugryzło, złamał się panel w worku i wypaliła się w nim dziura od wydechu... Same straty.... No i temp. robi się coraz mniej "komfortowa"....
Nad takim wąwozem sobie jedziemy. Widoki bajkowe.
Przez Serbie przemykamy niemal na jeden raz. Jakos tam dziwnie. Nawet marketu nie mogliśmy znalesc alby kupic jakies bułki itp. Oczywiście platnosc karta to mission impossible.
Szybko zatem wjezdzamy do Montenegro.
http://youtu.be/ki3HfIETp4o
I szukamy miejscówki na noc.
Chyba drugie miasteczko za granica i udaje się nam utargować chyba najlepsze i jedno z tanszych spań na trasie. I to w hotelu!! Gosc spuscil z 40 Eu na 20, za pokoj 2os. który wygladal tak...
Dzien 6
Wyjazd z garażu w namiocie... :D
Trasa przez Czarnogóre dorównuje transalpinie. Bajkowe widoki.
Widoki widokami ale niebo wygląda mniej więcej tak...
i im nizej zjezdzamy temperatura robi się nie do zniesienia w pelnym umundurowaniu..
W pewnym momencie poddajemy się . Pot leje mi się po brodzie a tego co dzialo się w kombinezonie lepiej nie opisywac. Zdejmujemy kurtki. Jazda w nich jest niemozliwa.
Gdzies po drodze trafiamy na MYJNIE!!!
Najlepiej wydane 1Eu na tej wyprawie ( no może nie licząc kibla w Chorwacji :D )
Jedziemy , jedziemy.. przejezdzamy przez stolice Czarnogory i kierujemy się NAD MORZE!!!
Udaje się nam znaleźć miejscówke w okolicach Budvy ( jak się później okazało jedna z najdrozdzych na wyprawie )
i wreszcie....
Dziewczynom bardzo spodobał się pan ratownik :D ( moja morda jest oczywiście przypadkowa... )
Dzien 7.
Troche pozwiedzaliśmy.
Wyspa sw. Stefana. Prywatna. Taki hotel. Wstep tylko dla gości hotelowych.
Ceny nieznane ale aby wejść na plaze która widać na zdjęciu trzeba było zaplacic 75 Eu....
Tego dnia okazuje się ze pokoj kosztował 50 eu ale ze JEDNA a nie dwie noce. Dzieki uprzejmości recepcjonisty około 14 zwijamy się w tempie hiper ekspresowym i za 30 min jedziemy w strone Chorwacji.
Boke Kotorska przepływamy promem
No i wita nas kraj "docelowy"
Plan był spac w okolicach Dubrovnika i go zwiedzić ale jako ze Kamil miał sprawdzona , tania miejscowke w Makarskiej postanowiliśmy pojechać tam jednym strzałem, zamelinować się tam na pare dni i do Dubrovnika pojechać sobie na luzie bez bagażu.
Tak wiec mijamu Dubrovnik.
Czasem trzeba było wrzucić bieg wsteczny
Takie tam z trasy.. Wyczerpanie było totalne ale wizja lezenia na plazy skutecznie dodawała sił.
Kolejne 7 nocy spedzilismy w Makarska, plazing, smazing itp.
Tak to wygladalo pod wodą
Oczywiście w dniu wyjazdu do Dubrovnika Kamil wyprowadza moto z garażu a tu... kapeć.
Akcja była szybka
Moje łyżki i Kamilowe :D hehe
No i "film wyprawy" <lol>
Teresa jako sciagacz do opon
http://youtu.be/4zb6rv-fEes
I łyżkowanie...
http://youtu.be/ywwW7jcbNMk
Akcja zakonczona pełnym sukcesem. Jedna z zapasowych dętek wykożystana także nie jechała na marne. ( jak się później okaze druga tez nie )
W drodze do Dubrovnika takie tam rozne spotykamy....
I Dubrovnik
Znow wsteczny. Tym razem 3 konie mechaniczne.
W jeden dzień Kamil z Magda pojechali nad jeziorka w gorach. Modre i czerwone czy jakos tak. My się poddaliśmy i leżeliśmy na plazy.
Dojazd... Kamil nie wiedział ze w tunelu nie można się zatrzymywać i podobno jakies tam syreny się wlaczyly i cos tam ich wyganiały :D ale fota jest!
Chyba modre. Do niego da się zejść i wykapac.
A tu to czerwone. Zejsc się nie da.Mega głębokie jest i niby nie do końca zbadane.
Dzien 13 .
Koniec lezenia na plazy. Czas niestety wracac do PL....
po drodze jeszcze Plitwickie Jeziora.
Pakowanie
Jedno z ostatnich zdjęć Adriatyku
I kolejna ciekawostka - porada. Jak zwał tak zwał.
Było tak goraco ze podciagnelem sobie spodnie powyżej butow aby leciało do nich powietrze.
W pewnym momencie cos mi wpadlo do buta. Nic się nie stało wiec nie zatrzymywałem się aby sprawdzić co to.
Za jakies 20-30 min coś postanowilo opuscic mojego buta ale chyba nie moglo - wiec użadlilo solidnie w kostke. Opuchlizna do dziś nie zeszła.
I tu wlasnie akcja "wyjmowanie dziada z buta"
W centralnej części Chorwacji pełno takich widoków a nawet całych takich wsi. Wszystko opuszczone.
Noclegu szukamy w okolicach Plitwic. Znajdujemy w Prijeboj ( później przemianowany na "przyjebał" )
Zostalismy tu drugi raz wycyckani za spanie.
W Czarnogorze dogadywaly się dziewczyny i było podejrzenie ze się " nie dogadaly"
Tu dogadywałem się ja, angielski z mowie znam dość dobrze i nie było mowy o pomyłce.
Dogadalem się o platnosc za DWIE noce i platnosc za wszysko z góry a po 2 nocach koles zwinał nas o płatność za druga noc... 110 chyba Eu okazało się być za jedna noc a nie dwie. Porażka na maxa. Udalo się wynegocjować druga noc na 90 Eu i tyle.
Niby to normalne ceny w sezonie w weekend na Plitwicach....
No i jeziorka
chłodzenie dyni :D
mistrz drugiego planu. A miała być sweet focia na fejsa...
Jak kogos interesują rybki to poniżej filmik jak karmimy ryby w jeziorach herbatnikami. Oczywiście podwodny.
http://youtu.be/sYlyGK-yPqQ
A tu ten wypasiony mega drogi pokoj na plitwicach
Po zwiedzaniu jezior kierujemy się nad Balaton.
Mamy nadzieje ze im bliżej Polski tym będzie chłodniej. Nic bardziej mylnego.
W Karlovacko jest chyba apogeum. Kamil na dodatek łapie kapcia z tyłu. Dodam ze jest niedziela....
Koles myślał ze mam w kufrze OPONE!!! hahaha!! Jaja były jak berety....
http://youtu.be/1T8HbDUBk80
W końcu pokumali o co chodzi ale byli na tyle ospali a nam się spieszylo ze podjelismy probe zdjęcia opony. Impossible. Teresa z pełnym załadunkiem tylko podniosla w gore przednie koło. Opona ani drgnęła.
http://youtu.be/jZE21B_BRC4
Kamil w końcu dogadal się ze jest " mechanik"!!! " vulkanizer"!! i sam zmieni opone na ich maszynie. Na końcu chcieli nas zatrudnić :D hehe
Opona LEDWO zeszła maszyną.
Także kolejna detka nie jechala na marne.
Po morderczej wymianie Kamila jedziemy dalej. Ja przypadkowo znajduje niemal po drodze miejscowość do której MUSIELISMY zajechać...
No i ostatnia noc tak samo jak pierwsza - pod namiotem.
Kamping Strand czy jakos tak. Mega tanio ale warunki sanitarne "takie se"
Kolejny dzień to dojazd do Mazańcowic. Dla Kamila i Madgy był to koniec wyprawy.
Dla nas nie. Pojechalismy jeszcze do Wadowic i do Krakowa.
Wadowice
Krakow, rynek
Dzwon Zygmunta
Zamek
No i w czwartek 1.08.2013 wracamy. Krakow - Piła. przez Łodz.
Jak ktoś tamtędy jeździ to polecam knajpe przed sama Łodzią.
Zawsze tam jem jak tamtędy jade. Mega tanio, mega dużo i mega dobre.
Oberza Zloty Mlyn.
Wyszlo mi 5236km.
Spalanie 3 bez bagażu, 3,5 do max 4 z pelnym obciążeniem.
Predkosc max 170
Ostatnio zmieniony 06 sie 2013, 13:38 przez thembol, łącznie zmieniany 1 raz.